Więcej

    Balcewicz o „Kurierze”: Nie mamy czego się wstydzić ani czego żałować

    W burzliwym okresie końca lat 80. i pierwszej połowy lat 90., kiedy przyszło mi kierować gazetą, z jednej strony próbowano nas oskarżać, że publikacje „Czerwonego Sztandaru”/„Kuriera Wileńskiego” miały charakter antylitewski, a nawet – antypaństwowy, z drugiej zaś – że z przyjściem nowego redaktora naczelnego dziennik stał się prolitewski. Słowem, gazetę usiłowali zniszczyć zarówno obcy, jak i swoi. W obronie własnej godności oraz dobrego imienia gazety mogliśmy liczyć jedynie na własne siły oraz wsparcie Czytelników. Poza argumentami prawdy innej broni nie mieliśmy.

    Czytaj również...

    Tymczasem demony „antypaństwowości” oraz „antylitewskości” gazety dręczą niektórych do dziś. Dosłownie przed miesiącem, 3 czerwca, na konferencji naukowej poświęconej 35. rocznicy powstania Litewskiego Ruchu na rzecz Przebudowy, Sąjūdisu, Irena Andrukaitienė, sygnatariuszka Aktu Przywrócenia Niepodległości Litwy, emerytowana nauczycielka języka i literatury litewskiej z Onikszt, wystąpiła z referatem: „Dlaczego język litewski mógł być państwowym w Litewskiej SRR i nie może nim być w dzisiejszej Litwie?”.

    „Kurier Wileński” a sprawa autonomii

    Po wypunktowaniu etapów „ruchu autonomicznego” na Wileńszczyźnie uczestniczka owej konferencji oświadczyła, że uchwała Rady Najwyższej z 12 września 1991 r. o rozwiązaniu samorządów rejonów solecznickiego i wileńskiego oraz osiedla Sniečkus „nie położyła kresu manipulacji polską kartą”. Autonomiści nadal mogli korzystać z publicznej trybuny – redagowanej przez deputowanego do RN RL, sygnatariusza Aktu Przywrócenia Niepodległości Litwy, Zbigniewa Balcewicza, dotowanej przez państwo gazety – „Kurier Wileński”. 

    Według prelegentki gazeta „zamieszczała najbardziej skrajne, skierowane przeciw tej uchwale publikacje głoszące, że w kraju prowadzona jest skierowana przeciw Polakom kampania, zaś RN łamie prawa człowieka, ponieważ w Litwie Wschodniej stosuje się represje odnośnie osób polskiej narodowości”. 

    Jak się okazuje, sygnatariuszka od dawna drąży temat „Kuriera Wileńskiego”, łącząc go nie tylko z „autonomią wileńską”. W artykule sprzed ponad półtora roku na portalu Voruta.lt, zatytułowanym „Na drodze ustanowienia państwowości”, Irena Andrukaitienė stwierdza, że „»Kurier Wileński« odegrał kluczową rolę w propagowaniu oraz teoretycznym rozwijaniu idei »polskiej autonomii« na Litwie, którą inspirowały struktury KPZR i KGB” .

    W powyższej publikacji autorka odnotowała, że 4 września 1991 r. podczas obrad RN wiceprzewodniczący Państwowej Komisji ds. Litwy Wschodniej, deputowany do RN, sygnatariusz Aktu Przywrócenia Niepodległości Litwy Vidmantas Povilionis zaproponował Prokuraturze Generalnej sprawdzenie wszystkich drukowanych w „Kurierze Wileńskim” materiałów. Pod koniec grudnia 1991 r. grupa robocza komisji przekazała prokuraturze szczegółową analizę publikacji na łamach „Kuriera Wileńskiego” w latach 1990–1991. W archiwum komisji Andrukaitienė nie odnalazła jednak jakiejkolwiek informacji o dalszych działaniach prawnych prokuratury w tej sprawie. Ciekaw jestem, w jakim celu po upływie 20 lat sygnatariuszka usilnie poszukuje tych materiałów? 

    „Czyją tubą jesteście?”

    Redakcja „Kuriera Wileńskiego” obiektem zainteresowania Prokuratury Generalnej RL była jeszcze jesienią 1991 r., kiedy mieliśmy tymczasową siedzibę przy ul. Subocz. Odwiedzili nas funkcjonariusz departamentu śledczego prokuratury Kęstutis Milkėraitis (były etatowy pracownik Państwowej Komisji ds. Litwy Wschodniej) oraz Valerij Saveljev z Departamentu Bezpieczeństwa Państwa (były instruktor jednego z rejonowych komitetów partii komunistycznej w Wilnie). Nieproszeni goście interesowali się wówczas kwestią, jak do puczu moskiewskiego ustosunkowali się poszczególni dziennikarze gazety. 

    Pomyślałem wówczas, że skoro były donosy o tym, że ktoś z pracowników redakcji niby sympatyzował z puczystami, to mają obowiązek sprawdzić te sygnały. Jednak koleżanki redakcyjne później bardzo niemile wspominały te „biesiady” ze stróżami prawa. 

    Na tym sprawa nie stanęła, bo w styczniu 1992 r. redakcję obleciała wieść, że wzywa nas prokuratura. Rzeczywiście, telefonicznie na przesłuchanie w charakterze świadków została wezwana do Prokuratury Generalnej RL grupa dziennikarzy, którym znani już nam funkcjonariusze zadawali pytania w rodzaju: Od kiedy istnieje kolegium redakcyjne „Kuriera Wileńskiego”? Kto wchodzi w jego skład? Czy skład kolegium ostatnio się zmieniał? Kto decyduje o koncepcji „Kuriera Wileńskiego”? Itd.

    Koledzy redakcyjni złożyli zeznania na piśmie. 17 stycznia 1992 r. najpierw telefonicznie, następnie pisemnie wezwano mnie również na przesłuchanie w charakterze świadka. Nie powiedziano mi, w jakiej sprawie mam świadczyć. Pan Milkėraitis wręczył mi pusty blankiet „protokołu zeznania świadka”, prosząc o pisemne odpowiedzi na zawarte w nim pytania. Czytałem je kilkakrotnie, nie bardzo rozumiejąc, kogo się podejrzewa i za co. Niejasne dla mnie było, co mają do siebie rada koordynacyjna ds. utworzenia jednostki administracyjno-terytorialnej na Wileńszczyźnie oraz „Kurier Wileński” albo data utworzenia kolegium redakcyjnego gazety i jego skład personalny. Odmówiłem wypełnienia „ankiety”.

    Podczas mojej wizyty w Prokuraturze Generalnej odbyliśmy też luźną rozmowę z panami Milkėraitisem oraz Saveljevem. Milkėraitis co chwilę próbował czynić zarzuty wobec treści poszczególnych publikacji w gazecie, m.in. traktowania niektórych tematów historycznych etc. Wreszcie spytał mnie wprost: „Waszą gazetę dotuje rząd, czyją więc tubą jesteście?”. Odpowiedziałem, że niczyją nie jesteśmy i nie będziemy.

    Przesłuchania dziennikarzy 

    „Gazeta państwowa – przeciwko państwu” – pod takim tytułem w gazecie „Lietuvos aidas” z 24 lipca 1992 r. ukazał się artykuł Liny Pečeliūnienė. Zawierał streszczenie dokumentu „Przegląd tematyczny gazety państwowej »Kurier Wileński« w latach 1990–1991”, przygotowanego przez ekspertkę grupy roboczej Państwowej Komisji ds. Litwy Wschodniej Iniję Trinkūnienė – pracownika naukowego Instytutu Filozofii, Socjologii i Prawa AN RL. Był to ten sam dokument, który komisja przekazała do Prokuratury Generalnej, zaś Irena Andrukaitienė dotychczas nie wie, jakie były tego skutki.

    Opinia „ekspertki” o naszym dzienniku, zawarta na 12 stronach maszynopisu, sprowadzała się do następujących wniosków: „Kurier Wileński” przedstawia zniekształcony obraz historii Litwy Wschodniej, czyni to świadomie i stale; żąda slawizacji bałtyckich nazw miejscowości, rzek i jezior; żąda statusu języka państwowego dla języka polskiego w Litwie Wschodniej; obszernie naświetla działalność utworzonego w drodze antykonstytucyjnej „zjazdu deputowanych Wileńszczyzny wszystkich szczebli, działającego etapami i wywierającego nacisk na Radę Najwyższą oraz powołanej na tym zjeździe Koordynacyjnej rady do utworzenia Wileńskiego Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego”. 

    Redakcja „Kuriera Wileńskiego” miała odegrać decydującą rolę w propagowaniu i teoretycznym rozwijaniu idei „autonomii polskiej” na Litwie, którą inspirowały struktury KPZR i KGB, oraz w podżeganiu do niezgody między Polakami Litwy i Litwinami. „Kurier Wileński” miał nie publikować wszystkich ustaw państwa litewskiego, uchwał i rozporządzeń rządu, a tylko te dokumenty, które chociaż w pewnym stopniu są pożyteczne dla uzasadnienia idei „autonomicznych”. W gazecie często miano podkreślać myśl, że jest ona przeznaczona nie tylko dla czytelników Litwy, ale też Polski, Kazachstanu, Łotwy, Białorusi i Ukrainy, tj. wskazywać cele polonizacyjne. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dokument ten, zanim trafił na łamy gazety, przeszedł przez Prokuraturę Generalną i stał się powodem wezwań i przesłuchań dziennikarzy. A więc już wtedy była czyniona próba oskarżenia samego dziennika i jego pracowników o zdradę interesów państwa. Jak widać, Prokuratura Generalna po sprawdzeniu donosu nie znalazła podstaw prawnych, aby o cokolwiek oskarżyć dziennikarzy. Prokuratorzy przesłali ten dokument do założycieli gazety – parlamentu oraz rządu. Radziłbym zatem Irenie Andrukaitienė w ich archiwach teraz poszperać. 

    O wolną i demokratyczną Litwę dla wszystkich 

    Tamte lata w 70-letnim istnieniu naszego dziennika znaczą wiele. Nie tylko ze względu na kardynalne zmiany w jego treści oraz tytule, ale przede wszystkim – w autentyczności słowa drukowanego. Właśnie w tamtych latach gazeta wyzbyła się obłudy i kłamstwa w naświetlaniu tego, co się dzieje. I to zarówno na górze, w strukturach władzy, jak i na dole – wśród szerokich rzesz Czytelników.

    Zespół redakcyjny, chociaż pozbawiony codziennej „opieki”, zawsze zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności za słowo drukowane – odpowiedzialności przed swoimi Czytelnikami oraz przed historią. Dobrze dziś wiemy, że niełatwe były to czasy, że wielu ludzi, zarówno wśród polityków, jak i szeregowych obywateli różnych narodowości, nie potrafiło zrozumieć momentu dziejowego. Z tego właśnie powodu ludzie znaleźli się po różnych stronach barykady. Jeżeli chodzi o naszych rodaków, to, jak dobrze pamiętamy, niektórzy z nich deskę ratunku dla Polaków widzieli w Moskwie, inni znów – w Warszawie. Niektórzy spośród naszych polityków orientacje promoskiewskie teraz zmienili na prowarszawskie, nadal jednak uważają, że nasze problemy ktoś za nas załatwi.

    Z perspektywy lat śmiem stwierdzić, że ja osobiście jako redaktor, jak też dziennikarze „Kuriera Wileńskiego” nie mamy dzisiaj powodu do wstydu za to, co i jak pisaliśmy oraz robiliśmy. Nasze stanowisko zawsze było to samo: chodziło o wolną i demokratyczną Litwę dla wszystkich jej obywateli, niezależnie od narodowości, a wszystkie problemy polskiej mniejszości na Litwie są do rozstrzygania tu na miejscu wspólnie z Litwinami, aby pozyskiwać wśród nich przede wszystkim sojuszników, a nie wrogów.

    Z perspektywy minionych lat z pewnością mogę stwierdzić, że „Kurier Wileński” w znacznym stopniu przyczynił się do tego, aby na Litwie nie było casusu Karabachu ani Naddniestrza.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: Życzenia sygnatariusza Aktu Niepodległości Litwy Zbigniewa Balcewicza

    Fortuna kołem się toczy

    Przysłowie to mówi, że nasz los może w każdej chwili ulec zmianie – okresy szczęśliwe są przeplatane nieszczęściami i odwrotnie. Podobnie było z 70-letnią historią „Czerwonego Sztandaru”/„Kuriera Wileńskiego”. Zresztą dopiero w 35. roku istnienia dziennika Czytelnicy mogli się dowiedzieć o kulisach powstania gazety. 

    W wydaniach „Kuriera Wileńskiego” z 17, 18 oraz 19 marca 1992 r., wraz za tygodnikiem „Atgimimas”, opublikowaliśmy ściśle poufny dotąd dokument – stenogram posiedzenia biura KC KPL(b), które odbyło się 1 października 1950 r. Jego celem było omówienie na zlecenie Moskwy projektu uchwały KC WKP(b) „O środkach poprawy pracy wśród polskich mieszkańców Litewskiej SRR”.

    Po ugruntowaniu reżimu sowieckiego na Litwie, zdławieniu oporu antysowieckiej partyzantki, na początku lat 50. Polacy na Litwie znaleźli się między dwoma kamieniami młyńskimi – gwałtowną lituanizacją i sowietyzacją. Z poczucia krzywdy w wyniku napięć na tle narodowościowym coraz więcej Polaków szukało obrony u władz centralnych. W taki sposób światło dzienne ujrzał dokument, którego przyjęcie zwiastowało odrodzenie sowieckiego i polskiego życia na Litwie, w tym – pojawienie się codziennej gazety w języku polskim.

    Na tym posiedzeniu m.in. doszło do ostrej konfrontacji pomiędzy członkami biura KC – Justasem Paleckisem (przewodniczącym prezydium RN Litewskiej SRR), Mečislovasem Gedvilasem (premierem Litewskiej SRR) oraz Antanasem Sniečkusem (I sekretarzem Komunistycznej Partii Litwy), w wyniku której omawiany projekt uchwały został uzupełniony o dodatkowy punkt następującej treści: „Potępić wypowiedzi tow. Gedvilasa i tow. Paleckisa podczas omawiania kwestii na posiedzeniu biura KC jako wypowiedzi z rodzaju nacjonalistycznych, które polegały na negowaniu istnienia ludności polskiej w rejonach obwodu wileńskiego, sugerowaniu, że ludność ta składa się ze spolonizowanych Litwinów i spolonizowanych Białorusinów, że są to »ludzie mówiący po polsku«, u których »nie jest rozwinięta świadomość narodowa«, toteż podkreślanie, że są oni Polakami, oznaczać ma kontynuowanie też polonizacyjnej polityki, prowadzonej przez polski rząd burżuazyjny”.

    Zabierając głos podczas posiedzenia II sekretarz KC KP Litwy Trofimow m.in. powiedział: „W Ministerstwie Oświaty popełniono ogromnie rażący błąd, gdy zaczęto likwidować polskie szkoły. Błąd ten jest kontynuowany dotąd. Tow. Knyva [minister oświaty – przyp. ZB] został ostrzeżony, że od ubiegłego roku szkolnego trzeba wprowadzić nauczanie w języku polskim, a w tym roku sytuacja nie uległa poprawie. W tej sprawie bardzo winny jest Knyva. A propozycja tow. Paleckisa w sprawie tego, że polskie szkoły trzeba pozostawić w takiej sytuacji, w jakiej są teraz – taka propozycja jest nieprawidłowa. Zajął on niesłuszne stanowisko”.

    Należy odnotować, że podjęta sprzed 73 laty uchwała KC KP Litwy nie zagwarantowała sowietyzacji Polaków litewskich, natomiast przyczyniła się do tego, że ludność polska na Litwie miała większe niż w innych republikach możliwości do zachowania tożsamości narodowej.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    | Fot. Marian Paluszkiewicz

    Historyczne litewsko-polskie paralele

    Jakże podobna sytuacja złożyła się podczas odrodzenia narodowego Polaków litewskich w końcu lat 80. To przecież dobrze wszystkim znana „Vilnija” już w 1988 r. zaczęła powtarzać te same pseudoteorie o pochodzeniu Polaków na Litwie, tylko tym razem – z cichego przyzwolenia najpierw zależnej od Moskwy, później również samodzielnej KP Litwy. Czyżby kierownik wydziału ideologicznego, sekretarz KC KP Litwy ds. ideologii, wreszcie deputowany do RN RL, sygnatariusz Aktu Przywrócenia Niepodległości Litwy Justas Vincas Paleckis pochodzenie Polaków litewskich traktował podobnie jak jego ojciec?

    A oto co podczas konferencji naukowej „Przezwyciężenie stereotypów historycznych jako środek neutralizacji napięć etnicznych”, która odbyła się w Wilnie 25 sierpnia 2011 r., powiedział Darius Kuolis: „W pamięć w 1988 r. zapadło spotkanie z inteligencją radziecką instruktora Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Litwy Vincasa Paleckisa w siedzibie Związku Pisarzy Litwy. Funkcjonariusz, wówczas świeżo po powrocie ze służby dyplomatycznej na Zachodzie, dziwił się, że na Litwie rozlegają się apele o »wycofanie armii sowieckiej«, i nie skrywając patriotycznych emocji, pytał: »Czy wiecie, co będzie, jeżeli tak się stanie?«. Spoglądając na milczących intelektualistów, były radziecki dyplomata sam odpowiedział: »Już następnego dnia w Wilnie znalazłoby się Wojsko Polskie«”

    Pamiętam, że również podczas omawiania wniosku naszej redakcji o zmianie tytułu „Czerwonego Sztandaru” na „Kurier Wileński” na posiedzeniu biura KC już niezależnej KP Litwy w grudniu 1989 r. Justas Vincas Paleckis, który sprawował funkcję sekretarza ds. ideologii, autorytatywnie stwierdził, iż gazeta o takim tytule ukazywała się w okresie międzywojennym w okupowanej Wileńszczyźnie. Moje tłumaczenie, że „Kurier Wileński” ukazywał się już w 1840 r., nie przekonało sekretarza KC. Zamówiłem wówczas artykuł o rodowodzie „Kuriera Wileńskiego” u Vytautasa Bogušisa – kierownika Wydziału Historycznego Uniwersytetu Wileńskiego. Za następnym podejściem już się powiodło. Pierwszy numer gazety pod nowym tytułem ukazał się 9 lutego 1990 r.

    Jeszcze przed zmianą tytułu, jak trafnie zauważyła Małgorzata Stefanowicz w artykule „Między tożsamością narodową a tożsamością obywatelską: odrodzenie litewskich Polaków w świetle publikacji »Czerwonego Sztandaru«”, „powoli »Czerwony Sztandar« przestawał być polskojęzyczną gazetą dla ludu, a stawał się pismem mniejszości polskiej na Litwie. Dążąc do reprezentowania opinii i interesów całej społeczności polskiej, nie zajmował kategorycznego stanowiska w większości spraw uznawanych przez litewskich Polaków za ważne. W wyniku dokonującej się pod koniec lat 80. transformacji ustrojowej »Czerwony Sztandar«/»Kurier Wileński« przekształcił się z pisma »przemawiającego do ludu z pozycji władzy« w pismo »mówiące głosem polskiej mniejszości narodowej«”.

    Startując w wyborach do RN RL w 1990 r., na ulotce reklamowej zapisałem hasło: „»Kurier Wileński« – twoją gazetą, Zbigniew Balcewicz – twoim deputowanym”. Nie wątpię, że wybierając mnie, Czytelnicy oddawali swoje głosy za gazetę. Ten wspólnie zdobyty mandat nam obopólnie się przydał.

    Czytaj więcej: Sztandar po prostu przestał być czerwony


    Autor jest sygnatariuszem Aktu Przywrócenia Niepodległości Litwy.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 26 (76) 01-07/07/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora