Więcej

    Problem z granicą

    Temat granicy z Białorusią nadal nie schodzi z pierwszych stron gazet. Od tygodnia nie działają przejścia graniczne w Szumsku i Twereczu. Znany litewski dziennikarz i publicysta Vytautas Bruveris przed kilkoma tygodniami napisał, że całkowite zamknięcie granicy jest tylko kwestią czasu. „I tak dojdzie do zamknięcia granicy z Białorusią, albo prewencyjnie, albo zostaniemy zmuszeni przez drugą stronę.

    To samo trzeba będzie zrobić z granicą rosyjską” – podkreślił w swoim komentarzu. Zdaniem publicysty zamknięcie granicy jest potrzebne nie ze względu przybywających w Białorusi najemników Grupy Wagnera – co jest konsekwencją wydarzeń z 23–24 czerwca br. – tylko dlatego, że reżimy rosyjski i białoruski są na ostatnim etapie swojego upadku. Upadek reżimów sam w sobie jest nam na rękę. Problem polega na tym, że nie wiemy, jak będzie przebiegał. Niewykluczone, że będziemy mieli do czynienia z wojną domową, która będzie toczyła się tuż przy naszych granicach. Czym jest wojna domowa w Rosji, wiemy z historii. Dlatego stworzenie granicy cywilizacyjnej jest czymś nieuniknionym. Nie chcę wdawać się w dywagacje, czy zamknięcie granicy w tym momencie jest czymś nieuniknionym. Nie chcę też dywagować, czy faktycznie Rosja z Białorusią są na skraju upadku.

    Czym jest wojna domowa w Rosji, wiemy z historii. Dlatego stworzenie granicy cywilizacyjnej jest czymś nieuniknionym.

    Od tego są eksperci, wojskowi i politycy. Chciałbym skupić się na bardziej przyziemnych sprawach. W przestrzeni internetowej pojawiły się głosy niezadowolenia. Przekaz jest mniej więcej taki: co mają robić te osoby, których rodzice, krewni lub mogiły bliskich pozostali na Białorusi? Ich krytyka i uwagi są dla mnie całkowicie zrozumiałe. Jest to dramat i jedyne, co możemy w danej sytuacji zrobić, to po ludzku współczuć. Warto pamiętać, że na tych terenach, gdzie obecnie przebiega granica litewsko-białoruska, nigdy żadnej granicy nie było. Kiedy się pojawiła na początku lat 90., wtedy również stała się dramatem dla mieszkańców, ponieważ dzieliła rodziny, przyjaciół i więzy międzysąsiedzkie. Niestety, i wówczas, i dzisiaj jest to dziejowa konieczność. Obarczanie winą władz Litwy jest w takim wypadku nieuzasadnione. Litwa po prostu próbuje wzmacniać swoje bezpieczeństwo. Winę ponoszą wyłącznie reżimy w Mińsku i Moskwie. Mimo wszystko, mimo zrozumiałego bólu, który dotyka osoby rozdzielone granicą, ludzie zaakceptują zamknięte przejścia, tak jak przed 30 laty zaakceptowali istnienie granicy państwowej.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 34 (98) 26/08/-01/09/2023