Więcej

    ONZ. Koniec

    Ławrow przemówił na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ. Korzystając z faktu, że Rosja nie wiedzieć czemu przewodniczy sesji, odstawił przedstawienie, które jednoznacznie pokazało miejsce i znaczenie tej kiedyś szacownej organizacji.

    Mówił o potrzebie utrzymywania zasady jedności terytorialnej państw (szczególnie dobrze im idzie to na Ukrainie), o amerykańskich mackach, które to zmusiły Ukraińców do przeprowadzenia wyborów (kto to widział – wybory!), o „ukraińskich nazistach” planujących ludobójstwo (szczególnie dobrze w tej roli wypada Zełenski, etniczny Żyd). Przedtem były obłędne majaczenia rosyjskiego przedstawiciela w ONZ o bojowych komarach (a także gołębiach i nietoperzach), o tym, że Ukraińcy sami siebie bombardują, o tym, że w Buczy i innych miejscowościach sami się pozabijali…

    Sumując, forum ONZ stało się miejscem opowiadania bzdur i otwartych drwin z rzeczywistości. Przedstawiciele praktycznie wszystkich państw muszą ten cyrk tolerować, wysłuchując ewidentnych kłamstw i cierpliwie czekając na swoją kolej do mównicy.

    Fakt, że państwo będące agresorem może przewodniczyć kluczowemu organowi ONZ, oznacza w istocie śmierć tej instytucji. Może to zabrzmi strasznie, ale ewentualna likwidacja ONZ nie będzie wielką tragedią. Instytucja ta powstała po II wojnie światowej i utrwaliła stalinowski podział świata, tak też powstał skład Rady Bezpieczeństwa, który został sformowany z państw koalicji antyhitlerowskiej.

    Dzisiaj świat się zmienił, Putin okazał się bliskim wnuczkiem Hitlera i posiadanie przez rosyjskiego agresora prawa weta urąga nawet elementarnej uczciwości. Wyłącznie Rada Bezpieczeństwa ONZ może zdecydować o użyciu siły zbrojnej, tam akurat Rosja jest w stanie zablokować każdą decyzję i może czuć się pewnie, przekształcając posiedzenia w farsę. W wyniku tego Rada Bezpieczeństwa okazała się niezdolna do pełnienia swojej podstawowej funkcji – zapewniania pokoju na świecie. W tej sytuacji nie ma sensu utrzymywać przy życiu organizację, która straciła rację bytu. Prostym wyjściem byłaby likwidacja instytucji weta, ale to musiałaby przyjąć ta sama instytucja, co dzisiaj jest niemożliwe. Bardziej skomplikowanym, ale skutecznym krokiem byłoby opuszczenie tej instytucji przez kraje wysoko rozwinięte, pozostawiając resztę z prawem samostanowienia, ale bez pieniędzy, przy okazji dokonując audytu mrowia agend i innych podnawek (to taka rybka z przyssawką).

    Czytaj więcej: Pierwsza od dekad sesja nadzwyczajna Zgromadzenia Ogólnego ONZ. „Stonować retorykę broni atomowej”


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 40 (116) 07-13/10/2023