Więcej

    Nie lubię Halloweenu

    Co roku przed uroczystością Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym dochodzi w przestrzeni informacyjnej do wzmożenia na temat Halloweenu i jego obchodzenia. I co roku temat gaśnie wraz przeminięciem tych dni, by wrócić rok później. Spory stały się trwałym elementem obchodów. A może jednak warto ten temat pociągnąć, zamiast zostawiać go na za rok, jest to bowiem rzecz ważniejsza, niż może się wydawać.

    W marketach październik upływa pod znakiem powycinanej dyni, „potwornych” cukierków i „monstrualnych” przebrań, które rodzice mają kupić dzieciom, by te chodziły po sąsiadach celem otrzymania słodyczy na hasło „łakoć lub psikus”, najczęściej wypowiadane jako „trokotrit” bez zastanawiania się, co oznacza po angielsku. Rytuał konsumpcyjnego kultu cargo.

    Naszła mnie w tym roku taka refleksja. Przypomniało mi się z lat dziecinnych „żakowanie”: na Wielkanoc chodziliśmy po śniadaniu po sąsiadach, recytując wielkanocne wierszyki i w zamian otrzymując pisanki plus czasem jakieś słodycze. Teraz już się z tym zwyczajem nie stykam. Zdaje się, że w ogóle mniej rozmawiamy z sąsiadami, niezależnie od kraju i kultury. I czy to nie jest tak, że fenomen tak ochoczego obchodzenia Halloweenu w naszych krajach nie bierze się z podświadomej tęsknoty ludzi za zachowaniami wspólnotowymi, za przynależnością i pewnym zbiorowym rytuałem – jakimś chodzeniem po sąsiadach, w ogóle znaniem sąsiadów (!), wymianą z bliźnimi serdeczności? To prawda, że tradycje kolędowania, dziadów czy „żakowania” miały zarówno dłuższą historię, jak i głębsze znaczenie – ale skoro z nich, sami lub pod wpływem czynników zewnętrznych, zrezygnowaliśmy, to nie oznacza przecież, że zniknęła potrzeba ludzka, na którą one odpowiadały. I w takim kontekście zwalczanie Halloweenu wydaje mi się zupełnie kontrproduktywne – bo trzeba się zastanowić, gdzie wspólnota zniknęła i jak ją zbudować, a nie tracić energię na walkę z tęsknotą za nią i szukaniem zamiennika, wykorzystywanego w sposób okrutny przez napędzające zakupoholizm koncerny. Im jest wszystko jedno, co się stanie z naszymi duszami, zaś tęsknotę za wspólnotą traktują wyłącznie jako czynnik, na którym mogą zarobić. Nam nie powinno być wszystko jedno – i nie tylko w październiku, ale przez cały rok. I chylę czoła przed tymi, którzy nie tylko się wzmagają w Internecie, lecz także działają w swoich wspólnotach, by coś zmieniać dobrym przykładem. 

    Czytaj więcej: Lepiej swoje, niż obce: „Bal wszystkich świętych” jako alternatywa względem Halloweenu


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 45 (130) 11-17/11/2023