Po raz pierwszy w historii współczesnej Litwy, jak poinformował przed kilkoma tygodniami Departament Migracji przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych RL, liczba mieszkających w kraju obcokrajowców przekroczyła 200 tys.
Największą grupę obcokrajowców, ponad 80 tys., stanowią uchodźcy z Ukrainy. Na drugim miejscu znaleźli się Białorusini, na trzecim – Rosjanie. Z roku na rok zwiększa się liczba przybyszy z Uzbekistanu, Kirgistanu i Tadżykistanu. Nietrudno się domyślić, że w większości wypadków na co dzień te osoby posługują się językiem rosyjskim.
Kilka dni po komunikacie Departamentu Migracji stacja TV3 wyemitowała reportaż pod alarmującym tytułem „Litwini mniejszością narodową? Obliczenia pokazują, że w Wilnie ich [czyli Litwinów – przyp. red.] jest mniej niż dwie trzecie”.
Gdy spojrzy się na historię XX w., można zrozumieć litewskie obawy. Okres międzywojenny to konflikt z Polską o Wilno. Później nastąpiła pięćdziesięcioletnia okupacja sowiecka, a de facto rosyjska. Litwini większość procentową pod względem liczby mieszkańców Wilna wykazali tylko w 1989 r. W obliczu rosyjskiej inwazji w Ukrainie, faktycznie, mówiąca po rosyjsku wileńska ulica na jakimś podświadomym poziomie może wywoływać strach.
Tak samo zrozumiały jest strach wspólnoty tatarskiej, od wieków zasiedlającej tereny Wielkiego Księstwa Litewskiego, która nie solidaryzuje się z przybyszami z państw muzułmańskich w kwestii budowy nowego meczetu w Wilnie. Jak powiedział jeden z liderów tej społeczności Motiejus Jakubauskas, Tatarzy chcą zachować istniejące meczety dla siebie, ponieważ są dla nich nie tylko miejscami kultu, lecz także centrami narodowymi. Z kolei w przeciwnym wypadku dwuipółtysięczna wspólnota po prostu zatraci własną tożsamość. Strach jest zrozumiały.
Niemniej sytuacja jest taka, że z przyczyn obiektywnych liczba migrantów rosyjskojęzycznych lub z krajów islamskich będzie rosła. „W ciągu całej historii procesy migracyjne odgrywały w życiu Wilna szczególną rolę. To właśnie one odpowiadały za jego nieszczęścia i jego odrodzenia” – pisze we wstępie do swojej książki „Migrujące Wilno. 1915–1994” znana litewska historyczka Vitalija Stravinskienė. Zatem nic nowego. Teraz tylko od nas zależy, czy te procesy przyczynią się do osłabienia, czy do wzmocnienia litewskiej stolicy. Strach na pewno jest złym sojusznikiem.
Czytaj więcej: Stravinskienė: Procesów demograficznych nie dało się wyreżyserować nawet w Związku Sowieckim
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 45 (130) 11-17/11/2023