Aleksander Borowik: Gratuluję nominacji do Plebiscytu Czytelników „Polak Roku” i życzę zdobycia tego tytułu! Jak Pan o tym się dowiedział?
Henryk Sielewicz: Oczywiście — z „Kuriera Wileńskiego”! Cieszę się, że moją kandydaturę wybrano już po raz drugi. Pierwszy raz miałem taki zaszczyt kandydować na „Polaka Roku” w 2019 r. Mało mi zabrakło głosów, aby być pierwszym. Ale ja z tego powodu nie ubolewam, bo i tak to był dla mnie wielki zaszczyt uczestniczyć w tym plebiscycie czytelników. Nawet wtedy nie spodziewałem się, że ja, jako mieszkaniec Wileńszczyzny, z małej podwileńskiej wioski Słoboda dostąpię tego zaszczytu, za który jestem bardzo wdzięczny Czytelnikom, którzy na mnie głosowali. To było dla mnie wielką nagrodą i zachętą, aby dalej działać na rzecz polskości na Wileńszczyźnie.
Na Wileńszczyźnie jest Pan znany jako astronom-amator, który praktycznie jest już zawodowcem…
W młodości miałem dużą listę marzeń — kim zostać, jak dorosnę, ale nie żałuję tego, co od losu otrzymałem w darze. Jestem nadal miłośnikiem astronomii, a różnica pomiędzy miłośnikiem astronomii oraz zawodowcem polega na tym, że ja za swój trud otrzymuję satysfakcję oraz przynoszę jakąś korzyść dla astronomii, a zawodowy astronom otrzymuje za swoją pracę pieniądze. Ale ja mam większy wybór do obserwacji, a nie skupiać się miesiącami w obserwowaniu jakiejś jednej gwiazdy. Nie żałuję, że jestem w szeregach miłośników astronomii, a ponadto — moim zdaniem — zrobiłem wielki postęp w ciągu 58 lat swojej astronomicznej kariery.
Czytaj więcej: Henryk Sielewicz z wystawą w Zujunach
Pana największym sukcesem jest odkrycie gwiazdy-czerwonego karła…
Cieszę z tego powodu, że ja — jako Polak na Litwie, a w dodatku z Wileńszczyzny, mam gdzieś daleko w kosmosie swoją gwiazdę, która jest zapisana w katalogu pod nazwiskiem Sielewicz. Oprócz tego odkrycia w 1990 r. 14 kwietnia w swoim obserwatorium zaobserwowałem nową kometę, którą jako pierwszy odnalazł mój kolega — zawodowy astronom Kazimierz Czernis. Miałem zaszczyt potwierdzić jej istnienie (zgodnie z zasadami potrzebne są jeszcze dwa tego rodzaju potwierdzenia), obserwując ją w ciągu kilku nocy. To była pierwsza w dziejach historii litewskiej astronomii odnaleziona kometa.
Jest Pan wielkim patriotą, bo gwiazdę nazwał — tak, jak tego wymagają zasady astronomii — swoim imieniem, ale po polsku — Sielewicz. Zrobił Pan na niebie to, o co Polacy na ziemi litewskiej jeszcze walczą. Na razie dopuszczono do prawa zapisu nazwisk tylko trzy litery — W, X i Q…
Na moją decyzję nie mogła podziałać komisja litewskiego języka, bo moje nazwisko powinno brzmieć w oryginale — w polskiej wersji Sielewicz. Nadano je nie na Litwie, a w USA, gdzie powędrowały moje obserwacje. W USA są przestrzegane prawa obywateli do nadania ich poprawnych imion oraz nazwisk. Mam w dodatku pod swoją nazwą asteroidę Sielewicz pod nr. 189396, której nazwę też nadano w USA, w Centrum Małych Planet. Inaczej nie mogłem postąpić, bo moje imię i nazwisko, Henryk Sielewicz, należy do mnie, to jest moja własność.
Jest Pan swoistym „kosmicznym” ambasadorem. Zbudował Pan dla swoich potrzeb badawczych obserwatorium, ale chętnie przyjmuje wycieczki z Litwy i całego świata. Ilu takich ciekawskich już Pan przyjął?
Wcześniej prowadziłem dziennik przybywających osób do mego obserwatorium, ale teraz zaniechałem to robić. Za cały czas istnienia mego obserwatorium chyba miałem ponad 400 wycieczek. Największą grupę zwiedzających miałem ze wspólnoty Niemierza wraz z Aleksandrem Kondratowiczem na czele — było 70 osób. Z kolei ponad 60-osobowa grupa uczniów była z Jałówki wraz z nauczycielem Tadeuszem Jasińskim. Miałem wycieczkę z wileńskiego seminarium duchownego z ks. Valentinasem Suszą oraz klerykami. Sporo było wycieczek ze szkół i przedszkoli.
Przed dwoma laty przybyła do mnie 55-osobowa grupa w starszym wieku autokarem z Warszawy. Pogoda wówczas dopisała, nie było na niebie Księżyca i była dobrze widoczna Droga Mleczna. Usmażyliśmy kiełbaski na ognisku, a potem pokazałem gościom gwiazdozbiory oraz inne obiekty na czarnym tle podwileńskiego nieba. Byli bardzo zachwyceni tym spektakularnym widokiem, bo w Warszawie nocne niebo jest całkowicie „zaćmione” latarniami, a tu dla nich odkrył się Wszechświat, którego do tej pory nie widzieli.
Przed dwoma miesiącami miałem zaszczyt przyjąć u siebie prezesa miłośników astronomii z Krakowa — Janusza Jagłę oraz innych miłośników astronomii, z okazji 550. rocznicy urodzin wielkiego polskiego astronoma, Mikołaja Kopernika. A niedawno byłem zaproszony do Solecznik, do Gimnazjum im. Michała Balińskiego na prezentację swoich zdjęć oraz miałem odczyt o Mikołaju Koperniku. Mam już w planach na wiosnę przyjąć wycieczkę z tego gimnazjum.
Moje obserwatorium prywatnie odwiedziła dwa razy była mer rejonu wileńskiego Maria Rekść wraz z rodziną.
Każdego roku, już po raz 32., szykuję ognisko dla miejscowej młodzieży w końcu sierpnia na zakończenie lata. Miałem także w gościnie śp. swego stryja, Edwarda Klonowskiego. Przyjmowałem gości nie tylko z całej Litwy, ale i z USA, Meksyku, Polski, Rosji, Niemiec.
Jakie jeszcze — oprócz wzbogacania mapy kosmosu, ma Pan plany, a jakie marzenia?
Już mi poszedł 75. rok, wielkie więc ryzyko w takim wieku snuć plany na przyszłość. Zbliża się Nowy Rok, to snuję plany na cały rok, ale upewniłem się, że czasami nie wszystko się udaje. Mogę planować dzień jutrzejszy, no najwyżej przyszły tydzień. A tam jak Bóg da…
Jak budzę się, to dziękuję Panu Bogu, że otworzyłem oczy i mogę podziwiać ten piękny świat. Tylko trzeba umieć ten piękny, otaczający nas świat zauważyć oraz wieczorem kładąc się spać, dziękować, że jeszcze jeden dzień życia minął. A sobie można życzyć tylko zdrowia. I nie zamykać się w czterech ścianach, bo życie jest piękne!
Czytaj więcej: Wystawa fotograficzna Henryka Sielewicza w Geograficznym Centrum Europy