Więcej

    Cóż nam po szkolnych lekturach

    Co jakiś czas gorzeją na nowo dyskusje o szkolnych lekturach. A to, że czemu nie ma na liście Rodziewiczówny, a jest Orzeszkowa; a to, że należy jako lekturę obowiązkową czytać „Robczika”; a to, że trzeba wyrzucić Sienkiewicza i dodać „Opowieści podręcznej”; a to, że współczesna młodzież chce czytać o sobie. I wszystko to zasadniczo wynika z wewnętrznego parcia postulatorów, ażeby świat kształtować według swojego uznania – bo tym przecież jest kanon lektur: kształtowaniem kodu kulturowego.

    Nie jest tajemnicą, że nasi przodkowie żyli w czasach o tyleż prostszych, że nie obarczonych ciężarem kolejnych bestsellerów i masowości druku książek – kanon dzieł, jakie człowiek obyty powinien znać, był określony i na przestrzeni czasu w miarę niezmienny.

    I tak, od śmierci hetmana Jana Karola Chodkiewicza do narodzin Cypriana Kamila Norwida minęło równo co do dnia 200 lat – ale posługiwali się oni tym samym kodem kulturowym, będąc wychowanymi na tym samym kanonie. Mimo dwóch wieków różnicy znaleźliby ze sobą wspólny język bez najmniejszego problemu. Wniosek taki łatwo wysnuć z zostawionej przez nich spuścizny piśmienniczej – do której powinniśmy się odnosić z pewną zazdrością, gdyż my, przeważnie nieznający Owidiusza ani Tyrtajosa, nie tylko byśmy się raczej nie porozumieli z Norwidem czy Chodkiewiczem (których przecież i tak, bądźmy szczerzy, nie znamy za dobrze), ale na skutek ciągłego majstrowania przy oświacie mamy nawet problem z porozumiewaniem się z pokoleniami nam bliższymi: własnymi rodzicami, dziadkami, dziećmi i wnukami.

    Język to jest taka rzecz, że niby wystarczy znać kilkaset wyrazów, żeby móc jakoś tam żyć. Ale żeby żyć dobrze, trzeba umieć w sposób zrozumiały najpierw dla siebie, a następnie dla otoczenia wyrażać swoje potrzeby, pragnienia i dążenia. I tu właśnie pojawia się kwestia kodu kulturowego, czyli metajęzyka, jakiego uczymy się z tekstów kultury – a więc lektur. Poznając ich bohaterów oraz dzieje, poznajemy przez analogię także i siebie, a zarazem uczymy się opowiadać także o sobie. Ludzkie potrzeby na przestrzeni pokoleń nie zmieniają się tak znacząco, ale wystarczy te pokolenia karmić różnymi lekturami – a wtedy, nawet mówiąc formalnie tym samym językiem, nie znajdą ze sobą porozumienia. A bez wspólnego kodu kultury utrudnione jest budowanie relacji; tak jak w przysłowiu o dziadzie gadającym do obrazu. 

    Czytaj więcej: Konkurs „Kuriera Wileńskiego” z okazji 200. rocznicy urodzin Cypriana Kamila Norwida


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 50 (145) 16-22/12/2023