Więcej

    Słyszałem tam katastroficzne prognozy — sprawdziły się. Dziś Awdijiwki już nie ma

    Ukraińcy musieli wycofać się z tego Verdun XXI wieku. Odwiedziłem Awdijiwkę kilka lat przed wybuchem wojny, gdy ta się jeszcze tliła. Już wtedy sytuacja była napięta. Dziś tego miasta nie ma. Prognozy mieszkańców, niestety, się spełniły.

    Czytaj również...

    Mieszkańcy już wtedy nie wróżyli świetlanej przyszłości i wyczuwali, że to urośnie do czegoś większego. Wtedy, gdy pojechałem w pobliże donieckich separatystów razem z byłym prezesem Związku Polaków w Ukrainie, Stanisławem Kosteckim, było jeszcze inaczej. Ale każdy czuł, że burza nadciąga.

    Z kijowskiego dworca kolejowego wyjechaliśmy rano, o godz. 6:24 ukraińskim Pendolino. Tak nazywają tam koreańskie pociągi dużych prędkości — wyprodukowane przez koncern Hyundai Rotem. Jechaliśmy z prędkością blisko 170 km/h. Trasę ponad 650 km — Kijów — Kramatorsk pokonaliśmy w sześć godzin. Dwa lata temu pociąg dojeżdżał do Doniecka. Teraz kursował już tylko do Krasnoarmiejska. Dalej, do separatystów, dojechać można było tylko autobusem.

    Do Kramatorska pociąg przyjechał o godz. 12:24, bez żadnego opóźnienia. Na dworcu czekał na nas miejscowy człowiek. Celowo nie podam jego nazwiska, bo wyjechał z Doniecka, aby uciec od separatystów. Opowiadał nam, że inni ludzie chcą też wyjechać z tamtych terenów z całymi rodzinami.

    Wszystko zaczęło się w kwietniu 2014 r., gdy separatyści wspierani przez rosyjską armię i siły specjalne próbowali oderwać te terytoria od Ukrainy. Wszystko to było pokłosiem kryzysu krymskiego, który nastąpił po Euromajdanie — de facto rewolucji, która doprowadziła do odsunięcia od władzy Janukowycza i prorosyjską Partię Regionów. Iskrą, która wysadziła beczkę wściekłości narodu, było niepodpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE. Choć ówczesny rząd ukraiński dawał sygnały, że do podpisania nie dojdzie, społeczeństwo żyło nadzieją. Gdy nadzieja została zgaszona, lud wziął sprawy w swoje ręce. Protesty, które z początkiem pacyfikacji przerodziły się w zamieszki, a w końcu ogólnokrajową rewolucję, miały charakter proeuropejski. „Początkowo byliśmy optymistami. Wydawało się nam, że po 2-3 miesiącach sytuacja powróci do normy. Dziś sytuację odbieramy bardziej realistycznie i widzimy ją zdecydowanie inaczej. Jeśli separatyści przeprowadzą lokalne wybory, a wszystko na to wskazuje, to taka sytuacja może jeszcze potrwać wiele lat. Donbas podobny będzie do Republiki Naddniestrzańskiej czy Abchazji, kontrolowanych przez Rosjan, tylko w dużo gorszym wydaniu. Widząc powolną reakcję europejskich liderów politycznych i naszych ukraińskich, to sytuacja ta nie wygląda dobrze. Nie możemy też liczyć na jej szybkie rozwiązanie i powrót do normalności. Taka zapalna sytuacja stać się może dla Ukrainy i Europy bardzo niekomfortowa na długie jeszcze lata” — opowiadał wówczas nam.

    Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że za kilka lat, w 2022 r., obudzimy się w innym świecie. Świecie zdecydowanie gorszym i bardziej podzielonym.

    Po powitalnym obiedzie pojechaliśmy w teren do Słowiańska i Bachmutu nazywanego dawniej Artiomowsk. Przy wyjeździe z Kramatorska stało kilka posterunków. Ukraińscy żołnierze, najczęściej pracujący tam na kontrakcie i pochodzący z zachodniej Ukrainy, legitymowali wszystkich i zaglądali przejeżdżającym do bagażników. Mój polski paszport nikogo nie dziwił.

    Polaków już wtedy uznawano za sojuszników

    Uśmiechali się nawet do mnie, uznając mnie widocznie za sojusznika. Podobnie traktowano nas na kolejnych punktach kontrolnych zlokalizowanych przy wyjeździe i przy wjeździe do Słowiańska i Bachmutu oraz w drodze powrotnej. Oglądaliśmy zniszczone ostrzałem gradów i moździerzy domy i mosty. Wiele z nich już wówczas nosiło ślady po kulach. Niektóre byli odbudowane, pozostałe w trakcie remontu. Mijaliśmy też samochody międzynarodowych obserwatorów OBWE.

    W Bachmucie przed bankomatami spotykaliśmy emerytów z Doniecka. Przyjeżdżają na ukraińską stronę, aby wypłacić pieniądze i kupić najbardziej potrzebne im do codziennego życia towary. U separatystów, gdzie mieszkali, musieliby zapłacić za nie dużo, dużo więcej. Wielu bowiem z nich otrzymywało ciągle ukraińskie emerytury. Aby je zrealizować i zamienić na będące tam w obiegu ruble, musieliby ponieść dodatkowe koszty w wysokości ok. 10-15 proc. ich realnej wartości. Nic więc dziwnego, że przyjeżdżali na Ukrainę. I czasami musieli długo czekać na doładowanie bankomatów.

    Czytaj więcej: Rosyjska ruletka

    Niech Bóg strzeże przed „pomocą matuszki”

    Nocowaliśmy w mieszkaniu naszego gospodarza. Rozmawialiśmy o wszystkim, co związane jest z obecną sytuacją panującą w południowo-wschodniej części Ukrainy, szczególnie o miejscowościach, które nam pokazał, m.in. o Słowiańsku położonym kilkanaście kilometrów od Kramatorska, w którym zaczęły się wystąpienia prorosyjskie i w którym miała miejsce „pomoc” matuszki Rosji.

    Następnego dnia pojechaliśmy na południe, w kierunku Awdijiwki, położonej blisko linii wojny. I ponownie, na wszystkich punktach kontrolnych byliśmy zatrzymywani i sprawdzani. Podobnie działo się przez kolejne kilometry, aż do czasu, kiedy skręciliśmy na Awdijiwkę, położoną zaledwie 6 km od Doniecka. Jej centrum już wówczas było poważnie zniszczone. Mieszkało tam do wojny blisko 40 tys. ludzi. Miejscowe bloki zostały podziurawione kulami, ludzie z nich wyjechali. Na południowych peryferiach miasta przebiegała linia frontu. Jeśli komuś się udawało się wspiąć na górę któregoś z pobliskich wysokościowców, to mógł zobaczyć resztki wieży kontrolnej donieckiego lotniska. Wygląda to naprawdę koszmarnie. Wówczas przed wybuchem pełnoekranowej wojny w 2022 roku obie armie, okopane w odległości kilkuset metrów od siebie, strzelały bez przerwy z całej znajdującej się w ich dyspozycji amunicji. Łatwo można też rozpoznać, wystarczy przysłuchać się salwom, skąd, kto i z czego strzela.

    Czytaj więcej: Wojna w Ukrainie: Rosja nie dba o zdrowie psychiczne swych żołnierzy

    Zniszczony most w okolicach Słowiańska
    | Fot. Leszek Wątróbski

    Separatyści w dywersji byli przebiegli

    Miejscowi uważali, że separatyści dysponują bogatszym i nowocześniejszym arsenałem. W ich posiadaniu były bowiem: moździerze kalibru 82 mm „Wasylek”, moździerze kalibru 120 mm, czołgi T-72 i T-64, samojezdne stanowiska artyleryjskie, haubice D-30 i różne wyrzutnie rakietowe — takie jak: Uragany i Grady oraz inne nowoczesne wyposażenie. Powszechnie uważano tam, że separatyści celowo niszczyli domy i majątek mieszkańców, aby wywołać u nich protesty przeciwko stacjonującym w mieście oddziałom armii ukraińskiej. Chcieli w ten sposób wywołać ich gniew. Gdyby po stronie separatystów rzeczywiście walczyli miejscowi — a nie „goście” ze Wschodu, to nie paliliby dobytku swoich rodzin i ziomków.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Sześć lat później wybucha pełnoskalowa wojna. Rosja rozpoczyna inwazję na Ukrainę. Awdijiwka (Awdiejewka – bo tak teraz jest bardziej kojarzona dzięki chętniej używanym na Zachodzie ukraińskim nazwom miejscowości), stała się po Bachmucie obrazem okrucieństwa wojny. Ukraina została zmuszona z Awdijiwki się wycofać.


    Opr. A.K.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    80. rocznica operacji „Market Garden”  w Gryfinie (zachodniopomorskie)

    „W naszej dwudniowej imprezie uczestniczyło setki dzieciaków ze swoimi rodzicami. My jako Towarzystwo Miłośników Ziemi Gryfińskiej, taki historyczny dwudniowy piknik i na taką skalę robiliśmy po raz pierwszy. Głównym organizatorem imprezy było Towarzystwo Miłośników Ziemi Gryfińskiej. Współorganizatorami byli natomiast...

    Robert Wiaktor: „Kultywujemy tradycyjną kulturę litewską na pograniczu polsko-litewskim”

    Leszek Wątróbski: Wasze Stowarzyszenie utworzone zostało w roku 1997. Robert Wiaktor: Jesteśmy organizacją pożytku publicznego zajmującą się kultywowaniem tradycyjnej kultury litewskiej na pograniczu polsko-litewskim. Działalność stowarzyszenia obejmuje różne dziedziny naszego życia kulturalnego. Najważniejsze z nich to: twórczość ludowa i zespoły...

    O Polonii gruzińskiej — potomkach polskich zesłańców na Kaukazie

    Leszek Wątróbski: Historia stosunków polsko-gruzińskich sięga XVII wieku… Prof. Maria Filina: Polacy, którzy znaleźli się na Kaukazie, byli głównie zesłańcami politycznymi. Pierwsza ich fala, na tzw. ciepłą Syberię, dotarła tam już w roku 1794. Byli to przeważnie uczestnicy powstania kościuszkowskiego....

    „Szlakiem Narbutta” po Puszczy Rudnickiej

    Pani Krystyna jest osobą bardzo mobilną i swoim samochodem jadzie tam, gdzie jest aktualnie potrzebna, niezależnie czy są to np. Turgiele czy Dziewieniszki. Na zwiedzanie Puszczy Rudnickiej, w maju tego roku, umówiliśmy się z nią rok wcześniej (my tzn....