Więcej

    Pogrzeb Nawalnego a rosyjska bierność

    Aleksiej Nawalny został pochowany przed dwoma tygodniami. Pożegnać się z czołowym rosyjskim opozycjonistą – mimo niewyobrażalnych utrudnień dokonywanych przez władze Rosji – przyszły tysiące osób. Gdy uświadomimy sobie obecne rosyjskie realia, gdzie za post w Facebooku można pójść do więzienia, nie miejmy wątpliwości, że pojawienie się na pogrzebie krytyka reżimu świadczy o mocnej obywatelskiej odwadze tych ludzi.

    Niemniej, co najmniej od początku pełnowymiarowej inwazji Rosji na Ukrainę, nieustannie można usłyszeć zarzuty po naszej stronie, że winę za wojnę ponoszą nie tylko Putin i jego ekipa, lecz także wszyscy Rosjanie. Mieszkańcom Rosji zarzuca się, że są bierni, posłuszni, w żaden sposób nie sprzeciwiają się wojnie. Wniosek jest taki, że generalnie zasłużyli na los bycia niewolnikiem. Z pewnością w dużym stopniu władza jest odzwierciedleniem społeczeństwa, a okoliczności historyczne mają wpływ na kształt oraz świadomość społeczeństwa i jego zachowania.

    Nie warto jednak generalizować. W tym przypadku zawsze przypomina się mi wojna w Afganistanie w latach 80. minionego wieku. Patrząc obiektywnie, to była typowa rosyjska wojna kolonialno-imperialna. Niestety, jako mięso armatnie służyli ZSRS przedstawiciele podbitych narodów: Ukraińcy, Litwini, Łotysze, Gruzini. Również miejscowi Polacy. Ci ostatni może w mniejszym stopniu. Wynikało to jednak nie z postawy samych Polaków, tylko z sytuacji geopolitycznej.

    Lata 80. to jest czas pojawienia się w Polsce Solidarności i wprowadzenia stanu wojennego. Polacy mieszkający w ZSRS stali się jeszcze bardziej elementem niepewnym, dlatego starano się ich nie wysyłać na wojnę. Nie patrząc na kolonialny charakter wojny – ani na Litwie, ani w innych republikach związkowych nie było masowych protestów, palenia komisariatów wojskowych i rezygnacji ze służby wojskowej kosztem więzienia. Większość społeczeństwa, jak zawsze, w obliczu wyzwań historycznych zajmuje postawę obserwatora niż czynnego uczestnika.

    W wiecu przed pomnikiem Adama Mickiewicza w Wilnie z 1987 r., gdy po raz pierwszy zaprotestowano przeciwko paktowi Ribbentrop-Mołotow, wzięło udział od 500 do 1000 osób. Rok później na Zakrecie wiecowało już 250 tys. mieszkańców Litwy. Dlaczego? Ponieważ pułap wolności się zwiększył. Ludzie nie bali się represji ze strony państwa. A więc potępianie dziś mieszkańców Rosji za bierność jest nie do końca sprawiedliwe.

    Czytaj więcej: Nieobliczalność reżimu Putina 


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 10 (30) 16-22/03/2024