Kpt. Stanisław Truszkowski „Sztremer” swoje wrażenia z odprawy dowódców Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK zorganizowanej we wsi Hermaniszki k. Werenowa w okolicach Grodna zawarł w cytowanej dalej relacji.
Odprawa, która odbyła się 26 czerwca 1944 r., dotyczyła m.in. opracowania planów wspólnego uderzenie brygad wileńskich i batalionów nowogródzkich AK na kwaterujące w Puszczy Rudnickiej oddziały bolszewickie w celu wyparcia Sowietów z tego kompleksu leśnego. Puszcza miała stać się bazą dla oddziałów polskich przed atakiem na Wilno. Do działań tych nie doszło jednak ze względu na brak zgody Komendy Głównej AK w Warszawie.
Czytaj więcej: 110. urodziny „Szczerbca”
Pasje komendanta
W relacji tej kapitan wzmiankuje również o pasjach por. Gracjana Froga: „Moje spotkanie ze »Szczerbcem« było takie. W słoneczny, dość gorący pomimo wczesnego ranka, dzień, przybyłem na plebanię [ks. ppłk. Gedymina Pileckiego] w Hermaniszkach. Miała tam się odbyć odprawa dowódców AK z okręgów Wilno i Nowogródek. Plebanię otaczały od frontu bujnie rosnące krzewy bzu. Rosły wokół obejścia i zajmowały gęstą kępę środka pagórkowatego klombu. W krzaki kwitnących bzów stały wciśnięte: ciężarówka, jakieś auto osobowe, a na klombie motocykl z przyczepą. Za chwilę podszedł do mnie niewysoki, tęgawy oficer w polowym polskim mundurze, o dużej, otwartej, wzbudzającej zaufanie twarzy. Zasalutował i przedstawił się: »Szczerbiec. Dowódca 3. Brygady Wileńskiej«. W pierwszej chwili go nie poznałem. Szybko jednak uprzytomniłem sobie, że przecież to ten porucznik broni pancernej, którego kilka lat temu spotkałem w Wilnie na pierwszej, konspiracyjnej odprawie Związku Walki Zbrojnej prowadzonej przez płk. Nikodema Sulika, późniejszego dowódcę 5. Dywizji [Kresowej] pod Monte Cassino, a potem, w ciepłe majowe popołudnie [1940 r.], wracając do domu przez najbliższą z Zarzecza ulicę Krzywe Koło zobaczyłem go siedzącego na ganku niewielkiego domu [pod numerem 13]. Fróg zrobił wtedy przyjazny gest, zapraszając do wejścia. Usiedliśmy obaj na drewnianej ławeczce i jakby odczuwając potrzebę kontaktu, zaczęliśmy opowiadać sobie, jeżeli nie swoje dzieje, to jakieś ich fragmenty. Fróg był Małopolaninem. Pochodził z Tarnobrzegu [informacja błędna]. Ojciec jego [Stanisław] był nauczycielem. [Gracjan] jeszcze jako uczeń wykazywał zainteresowania techniczne, a jednocześnie zamiłowanie do rysunku i malarstwa. Po ukończeniu szkoły średniej rodzice chcieli, by zapisał się na politechnikę, jednak młodzieniec, spełniając swoje długoletnie marzenia o służbie wojskowej, wstąpił do trzyletniej Szkoły Podchorążych Piechoty w [Komorowie koło] Ostrowi Mazowieckiej. Szkoła broni pancernej wówczas jeszcze nie istniała. Po ukończeniu szkoły Fróg pełnił służbę w 2. pułku strzelców podhalańskich w Sanoku. Młody oficer, który nie pił, nie palił, nie grał w karty, poświęcał wolne od służby chwile na sporty i polowania. Jego zainteresowanie mechaniką przyjęło wówczas realny wyraz. Kupił motocykl. I to nie byle jaki, bo angielski, czterocylindrowy »Ariel«. Po motocyklu przyszedł samochód, którym odbywał w towarzystwie kolegów wycieczki w pięknych podgórskich okolicach Sanoka. Innym hobby młodego porucznika była broń. Początkowo myśliwska, później zabytkowa. Już w Wilnie posiadał małą kolekcję starych szabel. Zamiłowanie do maszyn sprawiło, że opuścił piechotę i po przeszkoleniu w Centrum Broni Pancernej w Modlinie otrzymał przydział po dywizjonu pancernego w Wilnie. Stamtąd też wyruszył na wojnę z Wileńską Brygadą Kawalerii, dzieląc niezbyt wesołe losy. A więc te motory ukryte w ogrodzie plebana [w Hermaniszkach] to były owoce jego zamiłowań, o których opowiadał mi kiedyś w Wilnie. Trofealne egzemplarze jego zuchwałych i głośnych na Wileńszczyźnie partyzanckich poczynań”.
To fakt. 3. Brygada AK, dowodzona przez por. „Szczerbca”, od maja 1944 r. już znakomicie zmotoryzowana, szybko stawała się najsłynniejszą jednostką polskiego wojska operującą na okupowanej przez Niemców Wileńszczyźnie.
„Pies sadowił się na siodełku”
Z kolei Zbigniew Fróg, brat por. „Szczerbca”, pisał w swoich wspomnieniach o dość kosztownym trybie życia młodego oficera prowadzonym w drugiej połowie lat 30. XX w. „Oficerowie byli dobrze sytuowani, ale pieniędzy u Gracjana nigdy nie było. Do tego stopnia nawet, że gdy przyjeżdżał do [rodzinnego] domu [pod Tarnobrzeg] na urlop rodzice musieli dawać mu na bilet powrotny. Hobby pochłaniało masę jego finansów: pojazdy mechaniczne i broń. (…) Prawda była taka, że oszczędzał na wszystkim, żeby tylko zaspokoić swoje hobby motoryzacyjne”.
Musiało to odbywać się kosztem innych spraw codziennych, na które już finansów nie starczało. Jak większość niższych rangą oficerów bywał przez cały czas zadłużony. Zygmunt Fróg zapamiętał też taki obraz z życia swojego brata, wzbudzający sensację u przechodniów: „Gracjan miał ślicznego psa, którego szalenie kochał. Nie można powiedzieć – lubił. Kochał. Ale też to był pies nadzwyczajny. Ogromny wilk syberyjski, szalenie inteligentny. Brat go wytresował. Pilnował motocykla zostawionego w mieście, jeździł na tylnym siodełku maszyny, odnajdywał zgubione klucze, nosił listy. Potrafił na motocyklu, przy pełnej szybkości, a brat lubił szybką jazdę, przejechać 200 km z Sanoka do Tarnobrzegu. Pies sadowił się na siodełku, mordę opierał na ramieniu brata i w ten sposób się trzymał. (…) Gracjan udawał się z tym psem na służbę. Pies był znany w mieście i stał się ulubieńcem kompanii. Słynny »Lulu«, bo tak się nazywał, potrafił ciągnąć swego pana na nartach, do czego miał sporządzoną specjalną uprząż. To też była sensacja. Na skutek tych ekstrawagancji porucznik Fróg stał się popularny w mieście [Sanoku]”.
„Sokół” przed komendą
Por. „Szczerbiec”, już jako komendant 3. Brygady AK, wydał podkomendnym rozkazy zabierania z miejsca akcji, zasadzek czy też uprowadzania z Wilna, samochodów i motocykli. Baza transportowa brygady została zorganizowana w Onżadowie koło Oszmiany. Pasja do motorów pomogła por. „Szczerbcowi” w trakcie rozmów z Niemcami, którzy przyjechali spacyfikować Turgiele.
Gdy na początku maja 1944 r. kompanie niemieckie po walce „Trójki” z oddziałem litewskiego wojska w Pawłowie zostały wysłane w teren, aby rozpoznać, co się właściwie tam stało i zaprowadzić „porządek”, dwaj oficerowie niemieccy przyjechali z Jaszun do wsi Małachowce na pertraktacje z por. Gracjanem Frogiem. Jednym z nich był dowódca 16. pułku policyjnego SS mjr Walter Titel. Przez domkiem, gdzie kwaterował dowódca oddziału polskiego, stanął wtedy, zanim jeszcze przybyli Niemcy, uszkodzony motocykl wraz z postawionym również ad hoc szoferem.
Marian Korejwo „Milimetr” zapisał w swoich wspomnieniach: „Przed budynkiem komendy stał zdezelowany i nieczynny motocykl marki »Sokół«. Komendant z sobie tylko wiadomych powodów kazał holować ten grat za oddziałem. Na motocyklu ustawiono lekki karabin maszynowy typu MG[-15]. Sanitariusz [Lech Pikur] »Lasik« przebrał się w długi, po kostki, niemiecki płaszcz motocyklowy, założył hełm, okulary motocyklowe. Z automatem wiszącym na piersi wyglądał bardzo bojowo. Gdy zbliżył się oczekiwany Niemiec w randze majora »Lasik« zrobił ruch, jakby chciał uruchomić tego trupa. »Szczerbiec«, który wyszedł na ganek, by powitać przybysza, dał znak ręką, by motocykla nie uruchamiać. Podczas rozmów »Szczerbiec« tak zaczarował Niemca, że ten zrezygnował nie tylko z walki z nami, ale i zajęcia Turgiel”.
Zepsuty motocykl ustawiony dla fasonu swoje zadanie wypełnił. Blef zadziałał wizerunkowo, jednak ta ostatnia teza „Milimetra” była błędna. Niemcy tolerowali już na tym terenie istnienie oddziałów polskich, jeśli nie atakowały zbyt często formacji Wehrmachtu i zwalczały bolszewików. Woleli mieć za sąsiadów Polaków walczących z Sowietami, likwidującymi bandy kryminalne, niż grupy sowieckie grabiących wsie i miasteczka, wysadzające tory kolejowe, którymi szedł sprzęt wojenny i zaopatrzenie na zbliżający się front wschodni. W tym czasie polskie formacje wojskowe działające pod Wilnem, na własnym obszarze operacyjnym, zapewniały również bezpieczeństwo publiczne zwalczając bandy kryminalne, w tym sowieckie.
„Polował na wszystko, co warczało i pachniało benzyną”
Inne motory, już sprawne, wchodziły na stan brygady w kolejnych miesiącach wiosny i lata 1944 r. Dowódcą utworzonej w czerwcu 1944 r. drużyny motocyklistów „Trójki” został kpr. Mieczysław Bekiesz „Pomian”.
Urodził się w marcu 1917 r. w Wilnie. Był synem Władysława (kolejarza) i Anastazji. Mieszkał przy Brzegu Antokolskim 8/8. W oddziale por. „Szczerbca” służył od samego początku, poległ pod Wilnem 7 lipca 1944 r. w czasie ataku na pozycje niemieckie w lesie belmonckim. W drużynie motocyklistów służyli m.in., nieznani z personaliów: „Oaza”, „Strzała”, „Szofer”, „Tadeusz”, „Żar”, „Żłób”. Motocykliści podlegali bezpośrednio pod por. „Szczerbca”.
Ze względu na konieczność szybkiego przewiezienia rozkazu, raportu lub przesyłki ze sztabu do miejsca docelowego, szczególnie przed wymarszem na Wilno, komendant musiał dysponować motocyklistami bezpośrednio. Tutaj decydowały czasami minuty, kwadranse, a nie godziny. Włączanie w rozkazodawstwo innych szczebli dowódczych znacznie wydłużałoby czas potrzebny na pokonanie dłuższej odległości przez motocyklistę wysłanego z pilnym rozkazem w teren. Motocykliści na terenie kontrolowanym przez „Trójkę” wykonywali zadania głównie w zakresie kurierskim, rzadziej transportowym. Przewozili pocztę, rozkazy, raporty. W razie pilnej konieczności wieźli również broń i amunicję. Także medykamenty i żywność, chociażby do ciężko rannego przebywającego na wiejskiej kwaterze.
Zmotoryzowani łącznicy
Źródłem pozyskiwania maszyn, zarówno samochodów, jak i motorów, stawały się zasadzki na drogach. Urządzane były coraz częściej od wiosny 1944 r. na mniejsze kolumny samochodowe nieprzyjaciela. Niekiedy takie transporty pilotowane były przez patrol motocyklistów Wehrmachtu.
W końcu czerwca 1944 r. w Rudominie szturmowcy „Trójki” wybili pluton pomocniczy Luftwaffe. Niemcy wjechali do wsi dwoma ciężarówkami poprzedzonymi motocyklistą na maszynie z „koszem”. Tym razem jednak motocykl został zniszczony i pozostawiony na miejscu walki.
Ostatni sprawny motor przed wymarszem na Wilno zdobyty został przez kompanię por. Wiktora Jagody „Brzozy” w czasie zasadzki pod Kotłówką niedaleko Ławaryszek. Wieziony był przez łotewskich policjantów na ciężarówce. Podejmowane były też próby uprowadzania motocykli z Wilna i przejmowania z gospodarstw na prowincji.
Na kilku zachowanych fotografiach z Wileńszczyzny widać żołnierzy „Trójki” na motocyklach. Najwięcej zdjęć zachowało się z Mikołajem Kuroczkinem „Leśnym” siedzącym na belgijskiej maszynie FN-350 w wersji cywilnej. Nie jest znane źródło i miejsce przejęcia tegoż motoru. „Leśny” był z racji bliskich relacji rodzinnych z por. „Szczerbcem” jego zaufanym łącznikiem, wyznaczanym do wykonywania misji wymagających szybkości i dyskrecji. Zajmował się też sprawami łączności w Wilnie. Nie jest pewne, czy wchodził w skład drużyny motocyklistów. Według zeznań Zygmunta Krzemińskiego „Harrego” miał być drużynowym, co jest wątpliwe, gdyż w brygadzie bywał okresowo. Na prowincji wykorzystywał motor do celów kurierskich zlecanych przez komendanta. Por. „Szczerbiec” urządzał przejażdżki motorami, prowadząc samodzielnie lub jadąc w koszu obok „Leśnego”.
Motocykle, które wraz z 3. Brygadą AK wyjechały z bazy w Onżadowie do akcji na Wilno (operacja „Ostra Brama”), zapewne zostały pozostawione w okolicach Kolonii Wileńskiej. Tam szoferzy zostali włączeni do plutonów strzeleckich idących do natarcia na miasto w drugiej linii.
Czytaj więcej: Brygada „Szczerbca” przed sądem NKWD
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 10 (30) 16-22/03/2024