Generał uczestniczył w dniach 21—22 marca w konferencji w Wilnie nt. obronności. „Najważniejsze — to wykonać plany regionalne i wykonać je szybko. Na wojnie cudów nie ma. Jest ekonomika, twarda siła i silne przywództwo” — dodaje. I odpowiada na zarzuty o prowokowaniu Rosji — „oni zawsze czują się sprowokowani, podejmują brutalne decyzje, które obsługują ich interesy”.
Rajmund Klonowski: Wypowiadał się pan, że mamy 2–3 lata do czasu, aż Rosja zbuduje potencjał, aby napaść na państwa NATO. W pierwszej kolejności są to państwa na wschodniej flance, czyli kraje bałtyckie, nasza Litwa.
Rajmund Andrzejczak: Tak to może wyglądać, ale potrzebny do tych słów szerszy komentarz. Jeżeli sytuacja na Ukrainie nie poprawi się — a na razie jest tam sytuacja kryzysowa, jeżeli chodzi o amunicję, środki bojowe, o sprzęt wojskowy, technikę, o straty, które ponoszą zarówno ukraińscy żołnierze jak i obywatele — to może dojść do jakiejś pauzy strategicznej, defensywnej operacji i to da Rosjanom czas.
Po wyborach w Rosji Putin nie musi wykazywać żadnej powściągliwości, żeby ogłosić kolejną falę mobilizacji. Gospodarka rosyjska jest praktycznie zmobilizowana. Społeczeństwo akceptuje ten stan rzeczy, tak to wygląda w statystykach różnego rodzaju. To nie jest propaganda, tylko tak po prostu Rosjanie uważają — że to, co robi rosyjska armia, rosyjskie państwo, jest słuszne. Defensywna pozycja Ukraińców da Rosjanom czas na przegrupowanie. Zwiększy coś, co ja nazywam potencjałem kryzysowym.
Nie jest wykluczone, że ten potencjał kryzysowy zostanie skoncentrowany w tym właśnie kierunku — na państwa bałtyckie. Więc mamy 2–3 lata na przyspieszenie procesów, zmian regulacji prawnych, inwestycje, produkcję amunicji, poprawę odporności państwa we wszystkich obszarach. W tym na mobilizację mentalną.
Tylko wtedy będziemy bezpieczni, bo to jest walka z czasem. Tak więc to jest równanie, które ma wiele niewiadomych. Oczywiście serce moje jest przy ukraińskich żołnierzach i obywatelach Ukrainy napadniętych przez Rosjan, ale naszym zadaniem jest przede wszystkim rozpatrywać najgorszy, najbardziej niebezpieczny scenariusz. Jeśli wygramy z czasem, to super, będzie dobrze. Ale musimy być gotowi też na ten scenariusz najgorszy.
Co możemy zrobić teraz, żeby ten scenariusz najgorszy odsunąć?
Są obszary na poziomie strategicznym, procesy długofalowe, w średniej i w tej najkrótszej perspektywie. Jako dowódca, który pełnił zadania na szczeblu strategicznym, chciałbym, żebyśmy się zajmowali właśnie tym, co jest za wzgórzem. Musimy się zająć głęboką analizą polityczną, zmienić naszą dynamikę. Co jest niezwykle dla mnie ważne — bo to jest pierwsza wizyta po zakończeniu służby aktywnej, byciu w rezerwie i pierwsza wizyta jest w Wilnie — że właśnie tutaj zostałem zaproszony, to (Litwa i współpraca z Litwą — przyp. red.) jest bliskie memu sercu. Więc myślę, że powinniśmy tę naszą wizję zagrożenia — bo litewskie czy polskie zrozumienie jest absolutnie zbieżne — przekazywać dalej, do innych stolic, do innych państw, żeby było to wspólne zrozumienie, że trzeba robić więcej, szybciej, bardziej efektywnie.
Wiele rzeczy dzieje się dobrych, też w NATO. Na przykład koncepcja strategiczna. Zarówno sekretarz generalny, przewodniczący Komitetu Wojskowego czy dowódca strategiczny, inspirują, by większe środki przeznaczać na zwiększanie zdolności.
Gdybyśmy żyli w świecie idealnym, to pewnie byłoby to wystarczające. Ale tak nie jest, jest wiele sprzeczności. Różne interesy międzynarodowe się tutaj nakładają — ale jeśli chodzi o relacje polsko-litewskie, tu jest zrozumienie. Nie we wszystkich stolicach tak to wygląda. Dlatego musimy między innymi pokazywać im najgorszy scenariusz. Teraz powiem zupełnie bez znieczulenia, jako żołnierz — jeżeli nie wyjdzie ta operacja, Rosjanie będą skuteczni, to za chwilę będziemy płacić 10 proc. PKB na obronność.
Nie chcemy tego robić, chcemy żyć w normalnym świecie, kiedy płaci się 2 proc., chcielibyśmy, żeby wszyscy płacili 2 proc. PKB. Pan prezydent Duda ostatnio proponował, żeby to było 3 proc., bo 2 proc. wystarczyło w 2014, nie dziś. Więc jak dobrze zarządzimy tymi środkami, tymi funduszami, procesami — to 2, 3 proc. będą wystarczające. Jeżeli nie zdążymy, damy Rosjanom czas, oni będą mieć inicjatywę, to wtedy te koszty mogą być większe.
Koszty zwiększają problemy polityczne, które utrudniają współpracę militarną. Są takie rzeczy jak kryzys zbożowy w relacjach z Ukrainą. Tymczasem część państw Zachodu nie wywiązuje się z obietnicy dostarczenia Ukrainie sprzętu i środków.
Przez to właśnie kraje graniczne są wystawione na tę ekspozycję, bo to tutaj najbardziej widać widmo wojny i zaniepokojenie rolników. To są złożone rzeczy. Na wojnie cudów nie ma. Jest ekonomia. Jest twarda siła fizyczna i jest po prostu silne przywództwo, jeżeli nie ma się tego przywództwa w trudnych czasach, to są problemy.
Jakie znaczenie mają jednostki międzynarodowe, jak choćby LITPOLBAT, batalion polsko-litewski, którego jednym z dowódców był pan swego czasu?
Zarówno inicjatywa polsko-ukraińsko-litewskiej brygady (LitPolUkrBrig — przyp. red.), LITPOLBAT czy inne regionalne inicjatywy są jak najbardziej wskazane do budowania zaufania, wymiany doświadczeń. Plany regionalne w pierwszej kolejności.
Właśnie byłem dzisiaj w Podbrodziu. Wspominałem tę współpracę widząc litewskich, amerykańskich żołnierzy. Rozmawiałem też z szefem sztabu, z panem Rupšysem (dowódca sił zbrojnych Litwy — przyp.red.), jak poprawiać naszą zdolność obronną.
Najważniejsze to wypełnić plany regionalne, aby to, co zostało uzgodnione, było implementowane. Jeżeli to zrobimy, czyli wypełnimy te plany jak najszybciej, to pozostałe inicjatywy już będą tylko wspomagające. Jako żołnierz bym powiedział — róbmy to, co mamy w planach i róbmy to szybko.
Czytaj więcej: Trzy Miecze 2021 — polsko-litewsko-ukraiński LITPOLUKRBRIG rozpoczął ćwiczenia na Ukrainie
A co z głosami, że inwestowanie w obronność, zbrojenie się, może prowokować Rosję?
Wyjaśniam jeszcze raz — nie ma takiej potrzeby Rosji prowokować. To jest nieporozumienie, kiedy się mówi, że Rosja została czymś sprowokowana. Oni podejmują decyzje takie, które obsługują ich interesy. Decyzje brutalne, niezgodne z naszym kodem kulturowym, cywilizacyjnym, niezgodne z prawem międzynarodowym.
Opowiadania o tym, że Rosjanie są czymkolwiek sprowokowani, tak jak 17 września 1939 r. Ani w Wilnie, ani w Warszawie ta narracja nie trafi na podatny grunt. Rosja nie musi być sprowokowana, żeby te rzeczy się działy. Tak było w 2014 na Krymie, tak samo było wcześniej w Gruzji, tak samo było w czasie ich operacji, używając jakichś prywatnych kompanii w Syrii, to samo było wcześniej w Estonii w czasie ataku cybernetycznego. Nie było żadnych prowokacji, to jest po prostu barbarzyński kraj, który stosuje barbarzyńskie metody i tylko siła może być elementem odstraszania. Tu już jest miejsce na nasze działania.
Nie możemy się obawiać, że Rosjanie nagle poczują się sprowokowani, oni już czują się sprowokowani, oni zawsze czuli się sprowokowani.
Czytaj więcej: Wojenne stosunki rosyjsko-ukraińskie — znaczenie rocznicowej konfiguracji: 30, 20 i 10