Więcej

    Wspólne zasoby

    Wprowadzona opłata odwiertowa dotknie wszystkich posiadaczy studni i odwiertów na Litwie. I chociaż zasadniczo jest to rzecz słuszna, budzi też słuszne kontrowersje. Słuszność polega na tym, że zasoby przyrody traktuje się jako dobro wspólne, a regulację dostępu do nich przyjęło się powierzać państwu i jego instytucjom. Ma to zapewnić, po pierwsze, sprawiedliwy dostęp do tego dobra wspólnego, a po drugie, uniemożliwić komuś posiadającemu do tego środki chciwe nadużywanie takich zasobów w sposób, który by spowodował uniemożliwienie korzystania z nich innym.

    Skoro jest w tym słuszność, dlaczego zatem wprowadzenie tej opłaty budzi kontrowersje? Tu należy przytoczyć przykład niesławnej administracji Samorządu Miasta Wilna. Zatrudnia ona niejakiego Antona Nikitina, który stał się niejako twarzą polityki zwężania jezdni stołecznych ulic. Kiedy się okazało, że ten pan został zatrudniony na stanowisku głównego architekta miasta nie tylko bez wymaganego konkursu, lecz nawet bez inżynieryjnego wykształcenia, łaskawie ze stanowiska ustąpił. Mimo to nadal jest zatrudniany przez samorząd jako doradca administracji z tytułem „głównego ds. zrównoważonego rozwoju” i tytułuje się w internecie mianem urbanisty.

    W czasach zarządzania miejską infrastrukturą drogową przez m.in. Nikitina do skali dotąd niespotykanej rozrosły się „remonty” i „renowacje” ulic, wcale tego niewymagających, za to służące nie mieszkańcom, tylko firmom wykonującym prace.

    W Nowej Wilejce kilkakrotnie w ciągu ostatnich lat była przerabiana ulica Parkowa (samo postawienie wzdłuż niej płotków kosztowało w 2017 r. ponad 140 tys. euro… a co dopiero ich usunięcie po paru latach i kolejna przebudowa ulicy), na pewno też to nie mieszkańcom są potrzebne znaki „30” postawione przy każdym podwórku. Co śmieszniejsze, administracja samorządu nie potrafi nawet odpowiedzieć, ile te wszystkie przeróbki kosztują!

    Pieniądze w budżecie, środki publiczne także są dobrem wspólnym. I jeśli o to dobro się nie dba, jeśli trzyma się przyssane do niego wszelkiej maści urzędnicze i komercyjne pijawki, których jedyną kompetencją jest opróżnianie skarbca – to nic dziwnego, że obywatele mają wątpliwości co do zasadności wprowadzania kolejnych opłat za korzystanie ze wspólnych zasobów. Zwłaszcza gdy widzą, komu pozwala się z nich korzystać i bez ograniczeń, i bez opłat. 

    Czytaj więcej: Bezczelność


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 19 (56) 18-24/05/2024