Wybory do Parlamentu Europejskiego trudno nazywać świętem demokracji, bo frekwencja pokazuje, że są one przez wyborców traktowane przeważnie obojętnie. Nie można się tym szczególnie dziwić – jest to instytucja od wyborców odległa nie tylko geograficznie, ale i pojęciowo: mało kto rozumie przełożenie aktów tworzonych przez PE na swoje życie, nawigowanie w internetowych bazach PE wymaga specjalnego przeszkolenia, zaś de facto legislatywą Unii Europejskiej stała się Komisja Europejska, która urościła sobie prawo do tworzenia prawa bez zgody jakichkolwiek wyborców.
Stąd Parlament Europejski przez wyborców postrzegany jest raczej jako dostatnia synekura dla polityków niż instytucja mająca wpływ na rzeczywistość i przez to budząca emocje. Duże emocje – wśród kompleksu elit i mediów, nie wśród wyborców – wzbudziły wyniki wyborów, przy czym odnieść można wrażenie, że komentujący je zupełnie nie rozumieją, w jaki sposób działa rzeczywistość.
Wieszczą koniec Europy, bo oto skrajna prawica przy pomocy putinowskich trolli omamiła wyborców, którzy chcą zniszczyć Unię Europejską, a przecież było tak dobrze. A może – zabawmy się w taki eksperyment myślowy – dobrze było tyko elitom i ich rzecznikom, zaś wyborcy właśnie postanowili pokazać temu towarzystwu żółtą kartkę? I nie wynika to wcale z tego, że ci wyborcy są źli i głupi – tylko że trzeba się z nimi liczyć? Trudno jest przekonywać prostego człowieka do transformacji energetycznej; i wcale nie dlatego, że prosty człowiek chce uporczywie niszczyć planetę. Jak mu wytłumaczyć, że dla ratowania planety ma on ponosić wysokie koszty, rezygnować z samochodu i ogólnie obniżyć swój poziom życia, kiedy równocześnie wszyscy widzi, jak różnej maści ratownicy planety z Billem Gatesem na czele latają prywatnymi samolotami na Światowe Forum Ekonomiczne do Davos, a na ratowaniu planety się bogacą?
Może problemem jest takie nierównomierne rozłożenie kosztów transformacji, które ponoszą najsłabsi, a najsilniejsi się bogacą ich kosztem – i wobec elit tak te koszty rozkładających wyborcy wcale nie muszą być wdzięczni? Praktyka pokazuje, że co do zasady wyborca spoza dużych miast nie lubi, kiedy się go traktuje jak durnia i włazi mu na głowę. A właśnie w tych kategoriach należy traktować politykę nieuczciwego rozłożenia priorytetów transformacji energetycznej i innych pomysłów zbawiania świata cudzym kosztem.
Czytaj więcej: Wybory do europarlamentu. Niska frekwencja przyniosła zaskoczenia
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 23 (68) 15-21/06/2024