Więcej

    Nasz cel: nie pozwolić zapomnieć o wojnie na Ukrainie

    „Media zwykle skupiają się na liczbach, my dajemy historie zwykłych ludzi” – mówi Tomasz Jenkielewicz, jeden z autorów wystawy „Ukraina: chwila rzeczywistości”, otwartej w siedzibie Samorządu Rejonu Wileńskiego.

    Czytaj również...

    „Ukraina: chwila rzeczywistości” („Ukraina: Realybės akimirka”) to wystawa poświęcona trwającej ponad dwa lata wojnie w Ukrainie. Na zdjęciach i w przygotowanym na wystawę filmie widać skutki wojennej agresji Rosji od Lwowa do Charkowa. Autorami wystawy są trzy młode osoby z Wilna: Tomasz Jenkielewicz, Eduardas Pontežis oraz Antanas Čeponis.

    Z samorządu do Sejmu

    Wystawa została otwarta 4 września dzięki Samorządowi Rejonu Wileńskiego. – Cieszymy się, że rejon wileński umożliwił wystartowanie wystawy. Wojna w Ukrainie trwa już ponad dwa lata i widzimy, że ludzie męczą się ciągłym jej przypominaniem. Niemniej nie możemy odwrócić się plecami i nie możemy przestać o tym mówić. Wystawa jest jednym ze sposobów do tego – powiedział podczas otwarcia mer Wilna Robert Duchniewicz.

    – Jesteśmy wdzięczni Administracji Samorządu Rejonu Wileńskiego, że dała nam możliwość pokazania naszej pracy. Naszym podstawowym celem jest wzmocnienie empatii i niedopuszczenie do zapomnienia tych, którzy cierpią na skutek wojny – odpowiedział Tomasz Jenkielewicz.

    Z rejonu wileńskiego wystawa powędruje do innych samorządów. – Napisałem do wielu samorządów, do centrów kultury w całym kraju i zainteresowanie naszą wystawą jest bardzo duże. Naszą wystawę będzie można zobaczyć w Sejmie oraz w Bibliotece Narodowej. Kiedy patrzę na swój kalendarz, to widzę, że mam wypełniony do kwietnia następnego roku – mówi w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Tomasz Jenkielewicz.

    Czytaj więcej: Ks. Andrzej Bodnaruk: „Każdej nocy u nas wyją syreny…”

    Na własny koszt

    Ukraina jest w strefie zainteresowań naszego rozmówcy od ponad 10 lat. – W 2014 r. pisałem w Warszawie licencjat o rewolucji w Ukrainie. W owym roku rozpoczęła się wojna na wschodzie kraju. Po studiach chciałem kontynuować swoją działalność związaną z Ukrainą. Napisałem nieduży projekt unijny, dzięki któremu udało się wraz z osobami z sześciu krajów w 2018 r. wyjechać do Ukrainy. Później, w ramach innego projektu, udało się odwiedzić Ukrainę w ubiegłym roku. Po powrocie namówiłem swoich kolegów – jeden z nich jest fotografem, a drugi produkuje filmy – abyśmy ponownie się tam udali. Jednocześnie chcieliśmy też przekazać pomoc humanitarną. Najpierw napisałem do różnych dużych firm, aby przeznaczyli środki na pomoc. Nikt jednak się nie zgodził. Albo zwyczajnie zignorowano mój list, albo odpowiedzieli w stylu: bardzo dziękujemy, bardzo fajna inicjatywa, ale na dany moment nic nie możemy zaproponować. Postanowiliśmy dlatego kupić pomoc za własne środki i w sierpniu ubiegłego roku ruszyliśmy w drogę. Zdjęcia i filmowanie z podróży stały się podstawą naszej wystawy – mówi absolwent politologii na Uniwersytecie Warszawskim i wileńskiej Syrokomlówki.

    Autorzy wystawy byli w Ukrainie dwukrotnie, w sierpniu ub.r. i w maju obecnego. Jenkielewicz przyznaje, że nie bał się jechać do ogarniętego wojną kraju. Jego zdaniem, kiedy się jest na miejscu, to nie myśli się o strachu. Zaznacza, że żadne kadry z wojny nigdy nie przekażą obrazu, który się widzi na własne oczy.

    – Ani zdjęcia, ani filmy, tak naprawdę, nie odzwierciedlają tego, co widzisz na miejscu. Kiedy widzisz na własne oczy – zwłaszcza na wschodzie kraju – te wszystkie zniszczone budynki, to jest coś niewiarygodnego. Żadne foto lub wideo nie jest w stanie przekazać tych emocji. Tak samo spotkanie z rzeczywistymi ludźmi. Media, niestety, bardziej skupiają się na liczbach: ile zginęło ludzi, ile wystrzelono rakiet, ile obiektów zniszczono, ile przekazano pieniędzy. Natomiast kiedy rozmawiasz w realu z tymi ludźmi, to jest to coś absolutnie innego. Towarzyszą temu absolutnie inne emocje, niż kiedy czytasz lub oglądasz zdjęcia. Naprawdę, to jest bardzo ciężkie przeżycie – dodaje.

    Ekipa już planuje następną podróż do Ukrainy, która ma nastąpić w październiku lub listopadzie.

    – Nasz filmik o Ukrainie wygrał pewien mały konkurs. Nagrodą było 5 tys. euro. To jest faktycznie nasz pierwszy budżet, który nie składa się z naszych własnych środków. Zamierzamy te pieniądze wydać na następną podróż – deklaruje Jenkielewicz.

    Z rejonu wileńskiego wystawa powędruje do innych samorządów
    | Fot. vrsa.lt

    Zmęczeni wojną

    Pełnowymiarowa inwazja Rosji w Ukrainie rozpoczęła się nad ranem 24 lutego 2022 r. Wojna trwa już ponad 900 dni. Konsekwencją wojny są tysiące zabitych i rannych oraz zniszczona infrastruktura. Jednak Ukraina nadal walczy i wierzy we własne zwycięstwo, czego dowodem może być operacja w obwodzie kurskim – siły zbrojne Ukrainy zajęły część terenów należących do Federacji Rosyjskiej.

    – Mogę porównać, jakie nastroje były w ubiegłym roku, a jakie w tym roku w maju. Nastroje się zmieniły. Ubiegłym latem nastroje wśród zwykłych ludzi były bardziej pozytywne. Wtedy ludzie żyli ukraińską kontrofensywą. W tym roku pojawiłem się na Ukrainie, która traciła już swoje terytoria, a nastroje były pesymistyczne. Poza tym nowa ustawa o mobilizacji również nie przynosi mieszkańcom pozytywnych myśli. Od wielu usłyszałem takie słowa, że nawet jeśli wojna zakończy się dzisiaj lub jutro, to problemy automatycznie nie znikną. Wszyscy rozumieją, że wiele pracy czeka ich kraj po zakończeniu wojny. Nie chodzi tylko o fizyczną odbudowę kraju. Wojna spowodowała, że wielu żołnierzy i cywilów boryka się z różnymi problemami psychologicznymi. Te tendencje były zauważalne wcześniej. W 2018 r. poznałem pewną osobę. W 2014 r. zaciągnął się do wojska. Walczył w Donbasie. Później, kiedy wrócił do cywila, to nie mógł się odnaleźć. Zaczął nadużywać alkoholu. Nie mógł sobie poradzić, dlatego ponownie zaciągnął się do wojska – opowiada Jenkielewicz.

    Wojna w Ukrainie spowszechniała nie tylko obywatelom walczącego kraju, lecz także mieszkańcom Europy Zachodniej. – Dużo podróżuję po Europie. Mogę porównać sytuację w różnych krajach. Z moich obserwacji wynika, że praktycznie tylko w krajach bałtyckich i Polsce na co dzień piszą coś o Ukrainie. Natomiast jeśli weźmiemy Turcję, Włochy lub Hiszpanię, to tam media prawie o tym nie piszą. To jest pewien trend ogólnoeuropejski. Z pewnością u nas też ludzie są zmęczeni tą ciągłą informacją z frontu. Cel naszej kampanii, naszej działalności, jest właśnie taki, aby nie dać zapomnieć o Ukrainie – podkreśla rozmówca.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: Rosja zaatakowała. Wojna na Ukrainie. Wybuchy w całym kraju


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 34 (103) 14-20/09/2024

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Ponad 2 tys. wypadków drogowych w roku 2024

    W rejonie wileńskim zderzyły się trzy samochody. Do zajścia doszło przy ulicy Filaretų w miejscowości Wielkie Sioło o godz. 6 nad ranem we środę. Początkowo toyota, kierowana przez kobietę urodzoną w 1956 r., zderzyła się z bmw kierowanym przez 25-letniego...

    Nausėda w ONZ: „Trzeba zmusić Rosję do całkowitego wycofania się z Ukrainy”

    W Nowym Jorku odbywa się 79. sesja Zgromadzenia ogólnego ONZ, na którą przybyli światowi przywódcy, w tym również prezydenci Litwy, Polski i Ukrainy. Gitanas Nausėda oświadczył w ONZ, że świat nie może zezwolić Rosji na zabranie ukraińskich terytoriów. „Litwa...

    Brak osobistej perspektywy

    „Litwa po litewsku” jest książką non fiction Dominika Wilczewskiego, dziennikarza z Polski od lat interesującego się Litwą. Dzięki księgarni „Elephas” w DKP, by ją nabyć, nie trzeba jechać do Polski lub zamawiać internetowo. Nie wiem, czy obecnie księgarnia nadal ma...

    Frekwencja na wyborach sejmowych. „Chcemy mieć dużo i natychmiast”

    Z badań opinii publicznej, wykonanych przez „Baltijos tyrimai” na zlecenie LRT, wynika, że tylko 50 proc. obywateli uprawnionych do głosowania zamierza oddać swój głos w zbliżających się wyborach do Sejmu. Aż 42 proc. respondentów odpowiedziało, że w ogóle nie...