Z badań opinii publicznej, wykonanych przez „Baltijos tyrimai” na zlecenie LRT, wynika, że tylko 50 proc. obywateli uprawnionych do głosowania zamierza oddać swój głos w zbliżających się wyborach do Sejmu. Aż 42 proc. respondentów odpowiedziało, że w ogóle nie zamierza udawać się do urn wyborczych, a kolejnych 8 proc. nie miało wyrobionego zdania w tej kwestii.
Zmęczenie wyborcze w społeczeństwie
Przed czterema laty w pierwszej turze wyborów parlamentarnych zagłosowało 47,2 proc. mieszkańców. W drugiej — 38,6 proc. W wyborach prezydenckich, które odbyły się w maju bieżącego roku, w pierwszej turze zagłosowało 59,4 proc., a w drugiej — 49,6 proc.
— Oczywiście możemy z pewną dozą zazdrości patrzeć na kraje zachodnie, gdzie zazwyczaj frekwencja wyborcza jest o wiele większa. Na Litwie, jeśli przyjdzie do urn wyborczych 50 proc. obywateli posiadających prawo do głosowania, to będziemy mieli do czynienia ze standardową sytuacją. To nie będzie żadną sensacją. Co prawda w tegorocznych wyborach prezydenckich aktywność wyborcza była dosyć wysoka, więc można założyć, że nasz kraj staje się bardziej aktywny pod względem politycznym. Osobiście więc patrzałbym na zbliżające się wybory do Sejmu z umiarkowanym optymizmem. Nie trzeba jednak mieć zbytnio wygórowanych oczekiwań, ponieważ możemy mieć do czynienia z pewnym wyborczym zmęczeniem w społeczeństwie. Bo już mieliśmy wybory prezydenckie i do Parlamentu Europejskiego. Dlatego frekwencja na poziomie 50 proc. będzie czymś normalnym — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Matas Baltrukevičius, politolog i szef Centrum Państwowości Biblioteki Narodowej.
Z cytowanych badań ponadto wynika, że bardziej aktywne w czasie wyborów są kobiety po 50. roku życia, osoby z wyższym wykształceniem oraz otrzymujące średnie i ponad średnie wynagrodzenie miesięczne. Nie mają natomiast wyrobionego zdania najczęściej osoby młode oraz przedstawiciele mniejszości narodowych.
Popularność prezydenta, brak sympatii do Sejmu
System polityczny Litwy jest zaliczany do demokracji parlamentarno-gabinetowej, co oznacza, że działania rządu mają większy wpływ na życie obywatela niż prezydenta. Co jednak nie przekłada się na popularność Sejmu w społeczeństwie.
Największym zaufanie społecznym — jak wynika z badań opinii publicznej przeprowadzonych na wiosnę 2024 r. — cieszy się wojsko (78 proc.), policja (75 proc.) oraz instytucja prezydenta (69 proc.). Natomiast rządowi ufa 33 proc. mieszkańców, a Sejmowi zaledwie 27 proc.
— Na Litwie ukształtowała się tradycja, że osoba zajmująca stanowisko prezydenta, automatycznie jest obdarzana wysokim zaufaniem społecznym. Chociaż w rzeczywistości uprawnienia prezydenta na Litwie nie są zbyt szerokie. Dlatego bycie popularnym prezydentem nie jest tak naprawdę trudnym zadaniem. Być może za czasów Rolandasa Paksasa był pewien spadek popularności instytucji prezydenta. Wszyscy pozostali — Algirdas Brazauskas, Valdas Adamkus, Dalia Grybauskaitė czy obecny prezydent Gitanas Nausėda — cieszyli się i cieszą się dużą popularnością. Wszyscy mieli bardzo wysokie notowania. Ważnym elementem, w przypadku wyborów prezydenckich, jest to, że głosuje się na konkretną osobę, a nie na partię. Niestety partie nie cieszą się dużym zaufaniem społecznym — podkreśla w rozmowie z naszym dziennikiem Matas Baltrukevičius.
Czytaj więcej: Gitanas Nausėda zwyciężył w II turze. Najlepszy wynik uzyskał w rejonie solecznickim
Przymus wyborczy wpływa na frekwencję
W niektórych państwach obowiązuje przymus wyborczy, czyli obywatel ma nie tylko prawo, ale również obowiązek głosowania. W przypadku nieoddania głosu w wyborach grożą nawet kary pieniężne. Obecnie przymus wyborczy obowiązuje w pięciu krajach Europy: Belgii, Grecji, Liechtensteinie, Luksemburgu i na Cyprze. Przymus wyborczy istnieje również w szwajcarskim kantonie Schaffhausen.
„Nieuczestniczenie w wyborach skutkuje nałożeniem na obywateli mniej lub bardziej dotkliwych sankcji. Przymus wyborczy (oraz ewentualne sankcje za nieuczestniczenie w wyborach) wywiera bezpośredni wpływ na frekwencję” — pisze Elżbieta Kużelewska z Uniwersytetu w Białymstoku w pracy naukowej „Przymus wyborczy w Belgii. Kilka uwag na temat obowiązkowego głosowania”.
Edukacja w szkołach i przykład Belgii
Autorka dodaje, że w przypadku Belgii lepszym terminem niż „przymus wyborczy” na określenie ich systemu, jest „automatyzm wyborczy”. „Na wyborcy ciąży obowiązek udania się do lokalu wyborczego, gdzie może oddać pustą kartkę do głosowania. Zatem termin »wstrzymujący się od głosu« nie ma szczególnego znaczenia w belgijskim słownictwie wyborczym. Głos wstrzymujący się jest traktowany jak głos pusty czy nieważny. Liczy się liczba osób przybyłych do lokalu wyborczego” — tłumaczy Kużelewska.
Obecny system wyborczy w Belgii istnieje od 1893 r. i dotyczy wszystkich rodzajów wyborów. W tym również do Parlamentu Europejskiego.
„Belgia plasuje się wśród dwudziestu państw na świecie z najwyższą frekwencją wyborczą w wyborach parlamentarnych. Przymus wyborczy jest bez wątpienia najbardziej efektywnym sposobem zwiększenia frekwencji wyborczej. Obowiązkowe głosowanie stymuluje rząd do ułatwiania procedur wyborczych (np. brak potrzeby każdorazowej rejestracji wyborczej czy wyznaczanie dnia wolnego od pracy dniem wyborów). Z uwagi na fakt, iż wyborcy często nie zdają sobie sprawy, że głosowanie leży w ich własnym interesie, przymus wyborczy staje się pewnego rodzaju strażnikiem ochrony demokratycznych praw wyborczych” — podsumowuje naukowczyni.
Dla Litwy nie pasuje
Rozmówca „Kuriera Wileńskiego” nie jest przekonany, czy warto wprowadzać na Litwie belgijskie rozwiązanie.
— My na Litwie bardzo często chcemy mieć dużo i natychmiast. Tak to nie działa. Społeczne zachowania nie kształtują się w szybkim tempie. Sądzę, że trzeba też zwrócić uwagę na system oświaty. Ile w nim poświęcamy miejsca i czasu na wychowanie obywatelskie. Jestem przekonany, że po zakończeniu szkoły uczniowie zbytnio nie orientują się w systemie politycznym kraju, czy jak działają instytucje państwowe. Na przykład, jakie są kompetencje Sejmu, prezydenta lub rządu. Młody człowiek tylko poprzez fizyczne uczestnictwo w pewnych procesach, jak udział w wyborach, zaczyna rozumieć, dlaczego na przykład jest taki, a nie inny skład rządu — oświadcza Matas Baltrukevičius.
Czytaj więcej: Nie warto panikować