Dożyliśmy sytuacji, kiedy partie polityczne ze swoimi środowiskami ewoluowały (a może trzeba mówić – zdegenerowały się?) do rangi związków wyznaniowych.
Partia jest bogiem, jej członkowie kapłanami, a sympatycy wyznawcami, do których partia przemawia przez proroków, wyrokujących im, co i jak mają aktualnie myśleć, żeby być w zgodzie z obowiązującą prawdą etapu. I można dyskutować, czy doszło do tego wskutek maksymalizacji technik politycznego marketingu, czy z inspiracji wielkimi totalitaryzmami dwudziestego wieku, czy po prostu z połączenia najgorzej rozumianego makiawelizmu z narcyzmem i psychopatią. Faktem jest, że to sytuacja o skrajnie wysokiej szkodliwości społecznej.
W tych wyborach kandydują partie, które mają na swoim koncie relacje z oligarchami, otrzymywanie pieniędzy w pudełkach po koniaku, traktowanie zasobów samorządów jako swojego prywatnego resursu, zawłaszczanie dla siebie państwa, prowadzenie czarnej księgowości czy konszachty z przestępczością zorganizowaną. I co? I nadal sobie biorą udział w wyborach? I nadal ich wyznawcy bronią ich niepokalaności, w myśl zasady: „To zasraniec, ale to nasz zasraniec”?
Istnienie partii politycznych jest pewną techniczną koniecznością w ustroju demokratycznym z reprezentacją parlamentarną. I jako takie mogą być tolerowane – w rozumieniu tolerancji jako niekoniecznie entuzjastycznego istnienia takiego zjawiska. Ale wszelkie wybryki, występki przeciw porządkowi publicznemu i dobru społecznemu ze strony partii politycznych tolerowane być nie mogą. Zaś brak ich traktowania z należną surowością skutkuje psuciem demokracji i upadkiem zaufania społecznego do instytucji państwa, a więc zagraża wolności.
Dlatego jako społecznie szkodliwe należy traktować postulaty dania większej władzy partiom czy myślenie, że któraś z nich rozwiąże jakikolwiek problem. Sekciarski poziom na osi lewica–prawica od dawna już nie opisuje rzeczywistości, ale jest po prostu pewnym plemiennym desygnatem. Wyznacznikiem jakości pracy partii powinien być realizm i autentyczna uczciwość, a nie namaszczenie przez samozwańczych „proroków” i łatka lewicy czy prawicy.
Autentyczna uczciwość to działanie w myśl zasady nie: „To zasraniec, ale to nasz zasraniec”, ale innej: „Jak zasraniec, to nie nasz”.
Czytaj więcej: Czy jesteśmy młodymi demokracjami?
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 38 (115) 12-18/10/2024