Z literatury fachowej: Niezwykłe właściwości winogron
Winogrona, czyli owoce winorośli, posiadają właściwości, które doceniane są od tysiącleci. Chronią m.in. przed chorobami cywilizacyjnymi, takimi jak nadciśnienie tętnicze czy nowotwory. We współczesnej medycynie niekonwencjonalnej powstał nawet dział o nazwie ampeloterapia, czyli leczenie owocami i sokiem winogronowym, a także winem. Owoce winorośli są skarbnicą witamin i składników mineralnych. Znajdują się w nich witaminy A, B i C oraz minerały, takie jak: fosfor, potas, wapń, magnez, cynk, miedź, jod i żelazo. Ponadto pomagają w pozbyciu się kwasów nagromadzonych w organizmie. Zawarte w owocach flawonoidy (zwłaszcza w skórce i nasionach) spełniają właściwości antynowotworowe.
Mozolne kopanie dołów
Od fachowych winiarzy z pobliskich krajów dowiedział się, że trzeba kopać ogromne wprost doły pod sadzonki winne – metr na metr na metr – zasypując je żyzną ziemią, czarnoziemem. A potem, kiedy skończyła się Leonowi ta „złota” ziemia, to przesiewał własną, ogrodową – przez sito. – I to trzeba robić tak dokładnie, żeby żaden kiełek chwastu nie trafił pod korzenie sadzonki. Bo cała praca pójdzie na marne, kiedy ziemia zacznie żyć nieproszonymi gośćmi – uprzedza przyszłych winiarzy.
Z literatury fachowej: Na jakiej glebie najlepiej udaje się winorośl?
Wymagania glebowe winorośli nie są duże, gdyż rośliny potrafią łatwo przystosować się do środowiska, w którym rosną. Wystarczy im przeciętna, szybko nagrzewająca się ziemia ogrodowa. Dobrze rosną w przepuszczalnej i piaszczystej glebie. Ale pod uprawę winorośli nie jest wskazane podmokłe podłoże, na którym rośliny bardzo słabo rosną i częściej chorują. W takich przypadkach konieczne jest wcześniejsze zdrenowanie podłoża.
Sąsiad – leń!
Sąsiad, kiedy zobaczył, jak Leon chwali się swoimi winogronami, też się zapalił do wyhodowania swojej winnicy. Ale że był leniem, to żałował sadzonkom żyznej ziemi – sadził do zwykłej. A potem dziwił się, że jego winogrona takie „zdechłe”…
Na uwagi Leona, że trzeba było robić, jak on radził, odparł ze zdziwieniem:
– Ale przecież widziałem w telewizji, jak we Francji czy Grecji sadzili sadzonki winogron wprost do ziemi! I nic – rosły!
– No tak, ale tam żyzna ziemia, bogata w minerały – śmiał się Leon z naiwnego sąsiada.
Marzył kiedyś o swoim winie? Ten czarujący widok dziewczyn tłoczących winogrona bosymi nogami z wysoko zadartymi spódnicami…
Leon tylko uśmiechnął się marzycielsko pod wąsem. – Do tego trzeba, nie tylko chcieć, ale i umieć hodować winne winogrona. A potem „ciskać”, trzymać w specjalnych beczkach, w dobrej temperaturze – drapał się w głowę niedoszły winiarz. – Moi znajomi próbowali robić swoje wino. Ale to taka loteria. Jeden rok może być dobre wino, a drugiego – pójdzie do rowu.
Leon mówi, że posadził z ciekawości jedną sadzonkę winną. Co prawda jagody z niej są mniej smaczne, ale soku mają o 70–90 proc. więcej od tych deserowych.
Ma winnicę z 60 krzakami – słodkimi, deserowymi winogronami. Lubi bardziej te kolorowe: czerwone, bordowe, granatowe. Ale nie zielone, bo wyglądają jak niedojrzałe.
Czy już sprzedaje swój urodzaj? Bo tyle kilogramów to nie da się samemu zjeść czy obdarować rodzinę i okolicznych mieszkańców. – Na drugi rok planuję już mieć zysk ze swego „biznesu” – śmieje się domorosły winiarz, który wiedzy zasięgał na licznych sympozjach i konferencjach w Polsce i Białorusi. – Teraz owocuje połowa sadzonek, a jak będą wszystkie, to już będzie można mówić o „masowej” produkcji – mruży oko.
Z literatury fachowej: Jak wykorzystać winogrona w kuchni?
Z owoców winorośli wytwarza się przede wszystkim najlepsze na świecie wina, które mogą stanowić dodatek do wielu potraw. Podczas odpowiedniej fermentacji otrzymuje się także kwas i ocet winny. Niektóre odmiany wydają owoce z przeznaczeniem na smaczne rodzynki, które są obowiązkowym składnikiem wielu ciast, deserów i potraw. Z nasion winogron tłoczy się także bardzo zdrowy olej. Oprócz bezpośredniego spożycia owoców można przygotować z nich soki, dżemy czy galaretki.
Komu przekazać spadek?
Zostawi winnicę wnukom? Przecież wiek winnic jest imponujący – rosną do 80 lat! – Mógłbym, ale syn Czesław nie ma czasu na taki „biznes” – wzdycha z nutką żalu… – A i nie podarował mi „następcy tronu”…
– Ale mam od nich, z Wiolettą, trzy wspaniałe dziewuchy: Milenę i bliźniaczki, Arianę i Arnikę! Wątpię jednak, że będą miały czas zajmować się moją winnicą. Będą miały swoje dzieci do zabawy – śmieje się.
„Lońka, rzuć tę zabawę w winogrona. Pojechali na ryby!” – mówili nie raz do niego koledzy. Biedny Leon, dla którego ryby kiedyś były „świętą rzeczą”, tylko głowę smutno opuszczał i mówił: – Nie, nie mogę, chłopcy… Muszę doglądać swoje „dziatki”.
A kiedyś to, w norweskich wodach, złowił swoją rybę marzeń – halibuta, który był równy z nim wzrostem! Ze zdjęciem tego „pałtusa” pozował kiedyś nawet do okładki „Kuriera Wileńskiego”.
Syn dokarmia ojca
Teraz wystarczyć muszą mu ryby w jego stawie na pokaźnych rozmiarów działce. On bawi się w łowienie ryb, a te cieszą się, że nie trafiają na patelnię.
Co prawda dawne hobby przejął jego „syn marnotrawny”. Cześ przyjeżdża z rekordowymi szczupakami, żeby się pochwalić swoim połowem i nakarmić spragnionego świeżej ryby „biednego” ojca.
Okoliczni sąsiedzi już dawno wiedzą o Leona hobby i jego niemal całodobowej pracy. Dlatego kiedy mijają go przykucniętego w szpalerach winogronowych, to mówią: „Dzień dobry i dobranoc!”. Pracuje jak zawodowcy, bez hałaśliwej techniki, a nawet bez komórki, żeby nie zaszkodzić delikatnym roślinom.
Robotnicy, pracujący na sąsiedniej działce, a którym to widocznie ślinka ciekła na widok kolorowych winogron, zagadnęli go kiedyś:
– To prawdziwe litewskie winogrona?
– Litewskie… – odpowiadał Leon, pod nosem dodając: „Prosto od Polaka z Wileńszczyzny…”
A jednak sprezentował im po kilka dorodnych kiści winogron.
Otrzymałem i ja całą torbę winogron. Co prawda były z pestkami, w odróżnieniu od tych ze sklepu. – Z pestkami, bo są naturalne – zapewnia Leon.
Tak, można bezpiecznie jeść winogrona z pestkami, nie trzeba ich wypluwać. Jeśli nawet nie przegryzie się pestki z winogrona przed połknięciem, organizm je łatwo strawi. Bo są dobre dla organizmu – przeczyszczają układ trawienny.
Rudokity gość z lasu
Żelazny obowiązek to codzienna niemal pielęgnacja winogron. Specjalnymi nożycami trzeba robić im „fryzury” – przycinać pędy, skaleczone przez choroby gałązki. A specjalnymi preparatami robić opryski, żeby chronić przed chorobami.
– A wnuczki, goście nie zatrują się?
– Trzeba bardzo pilnować tego. Dopiero po 40 dniach od dnia pryskania można śmiało jeść winogrona! – fachowo tłumaczy Leon.
Leon na swojej działce ma ponad stuletni dąb i… robotnicę z lasu. Pewnego razu zobaczył jak rudokita wiewiórka śmiga po gałęziach jego dębu, zbierając swój plon – żołędzie. Zerknęła kilka razy na Leona i z policzkami wypchanymi żołędziami czmychnęła do pobliskiego lasu.
– A nie ma pamięci, że zrobiła w moim składziczku spiżarnię z żołędziami i… całkiem o nich zapomniała! – śmiał się Leon do rozpuku z nieproszonej robotnicy.
Leśna piękność zrobiła też – niechcący – swoją „winnicę”. Część zbieranych przez nią żołędzi pospadała na ziemię i puściły pędy młodych dębków.
– Teraz mogę handlować „rasowymi” dębczakami z podwileńskich Dauksz – śmieje się winny farmer.
Czytaj więcej: Co serduszku jest miłe…
Fotosynteza ratunkiem dla drzewa-matki
Podstawowa sadzonka z czasem traci liście, które są dla niej żywotnie ważne do produkcji winogron. Trzeba więc jej w tym pomóc. Boczne pędy trzeba wsadzić obok drzewa-matki, żeby z pomocą fotosyntezy (proces, podczas którego z wody i dwutlenku węgla – przy udziale energii słonecznej – powstają związki organiczne i tlen) „dokarmiać” podstawową sadzonkę. Po za tym mogą służyć jako nowe sadzonki.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 38 (115) 12-18/10/2024