Próbowali parę razy podjeżdżać blisko budynku, lecz zbudowane przez ludzi barykady skutecznie uniemożliwiają przedarcie się nie tylko transporterów pancernych, ale nawet czołgów. Solidne okazały się te barykady. Budynek parlamentu otoczony jest pierścieniem z betonowych bloków, ponadto w miejscach newralgicznych rozesłano zasieki z drutu kolczastego.
Dowództwo parlamentu pomyślało również o dachu, na którym Sowieci mogliby posadzić desant z helikopterów. Szybko więc zamontowano na dachu instalację z budowlanego drutu zbrojeniowego osadzonego na sztorc. Na każdego, kto by się poważył wylądować na dachu parlamentu, czeka zasadzka. Takie ostrza przebiją człowieka na wylot.
Gorąca linia Warszawa-Wilno
A na zewnątrz, przed samym parlamentem, najważniejszy atut – masa ludzka złożona z dziesiątek tysięcy ludzi, obywateli Litwy, którzy przybyli do Wilna ze wszystkich zakątków państwa, by bronić ogłoszonej w marcu 1990 r. niepodległości. Marzną na ulicy, ogrzewają się przy rozpalonych ogniskach. Mieszkańcy tej części miasta przynoszą pod parlament to, co mają – kanapki, gorącą zupę, herbatę, słodycze, koce. Dla obrońców, by nie byli głodni i zziębnięci.
Z moim przyjacielem z Ligii Wolności Litwy drzemiemy na podłodze pod główną trybuną Seimasu. Na trybunie są telefony, musimy mieć do nich swobodny dostęp. Na każdą naszą informację czekają w Warszawie Jadzia Chmielowska i Piotr Pacholski, którzy stale dyżurują w naszym biurze w pałacyku Sobańskich.
W bufecie sejmowym można kupić kawę, herbatę, nieśmiertelne parówki i wspaniały kefir. Ale tej nocy mało kto ma apetyt na jedzenie, wizja szturmu i ewentualnych następstw rozwiewa resztki snu i głodu. Przecież mogą nas po prostu zabić! Odprawiono mszę świętą na górnych piętrach Sejmu. Celebrowali ją księża Robertas Grigas i Vytautas Vaičiunas. Nabożeństwo transmitowano przez głośniki na zewnątrz, by mogli wziąć w nim udział obrońcy przed parlamentem. Znając powagę sytuacji, księża udzielili uczestnikom mszy ogólnego rozgrzeszenia. Akt ten stosowany jest w nadzwyczajnych przypadkach, gdy wielu ludzi narażonych jest na tragiczną śmierć.
Czytaj więcej: 34. obchody Dnia Obrońców Wolności. „Był strach, ale drogi powrotnej nie było”

| Fot. archiwum Piotra Hlebowicza
Nocowanie w gmachu parlamentu
Czekaliśmy w napięciu na swój los, czułem w sobie wzbierającą adrenalinę. Przy telefonie sejmowym dyżurowaliśmy z Leonardasem Vilkasem na zmianę, raz odbierała Jadwiga, to znów następnym razem Piotr. To była chyba najdłuższa noc w moim życiu.
Po północy nagłe poruszenie – ktoś przyniósł pierwsze informacje o wydarzeniach przy wieży telewizyjnej. Wiemy, że są ofiary, ranni i pobici. Tam, pod wieżą dyżurowało parę tysięcy osób. Deputowani stoją w grupach z bladymi, zasmuconymi twarzami. Widać ból i łzy w oczach. Każdy z nas myśli w tej chwili – po masakrze pod wieżą teraz kolej na nas? Czy Sowieci pójdą za ciosem?
Mamy wokoło barykady i zabezpieczenie na dachu. Parę dni temu rozdali nam maski przeciwgazowe, były podejrzenia, że Sowieci spróbują strzelać pociskami gazowymi przez okna.
Wychodzimy do ludzi na zewnątrz, już wiedzą o tragedii przy wieży, nadchodzą nowe informacje, już wiadomo o 14 zabitych obrońcach wieży telewizyjnej i setkach rannych. Widzę determinację w oczach ludzi siedzących przy ogniskach, mówią – nas jest tysiące, nie pozwolimy. Napawa to otuchą, wchodzę do budynku bardziej uspokojony. Mam specjalną przepustkę wydaną przez dowództwo parlamentu, czerwoną, z podpisami głównych szefów obrony Sejmu. Mogę się poruszać po terenie całego budynku. Czekamy na dalsze informacje – ktoś powiedział, że niedawno znów próbowali podjechać pod parlament. Do rana nic się nie wydarzyło – cały czas przekazywaliśmy najnowsze nowiny do Warszawy, informacje Jadzia natychmiast przekazywała agencjom prasowym w kraju i za granicą.

| Fot. archiwum Piotra Hlebowicza
Mordercy spod wieży TV
Jeszcze się nie rozjaśniło, gdy postanowiliśmy z Leonardasem pojechać pod wieżę. Wzięliśmy wiązankę. Zastaliśmy ciszę, do siatki zagradzającej teren wieży telewizyjnej przychodzący masowo ludzie wtykali bukiety kwiatów. Dla bohaterów, którzy zginęli parę godzin temu za Litwę. Za siatką pełno czołgów i różnego rodzaju pojazdów pancernych, przy ogniskach ogrzewają się zbrodniarze sowieccy. Lufy wycelowane na zewnątrz – czują mordercy strach przed ludźmi. Widać porozbijane szyby na niższych piętrach wieży.
Zwycięzcy nie pozwalają na podchodzenie do ogrodzenia, ale ludzie ich nie słuchają. Ktoś krzyczy po rosyjsku: „Co, będziecie do nas strzelać, jak do tamtych w nocy?”. Sowiecki dowódca odwołuje swoich ludzi od siatki, boi się prowokacji i jej następstw. Śnieg przykrywa ślady nocnej tragedii, ślady krwi niewinnych ofiar.
Strach w oczach Sowietów
Spod wieży jedziemy na Konarskiego, pod siedzibę radia, tam już po pacyfikacji. Tu także powybijane szyby w oknach, budynek otaczają transportery pancerne i OMON-owcy z tarczami. Na chodniku koksowniki i grzejący się żołnierze – widok prawie że identyczny jak w pierwsze dni stanu wojennego u nas, w Polsce, 10 lat temu. Przed sowieckimi OMON-owcami tłumy ludzi z litewskimi flagami i różnymi antysowieckimi hasłami. Jest i polska flaga z przypiętym kirem żałobnym.
Ludzie krzyczą do żołnierzy sowieckich: „Hańba!”, „Okupanci, mordercy!”. Zbiera się coraz więcej narodu, Sowieci mają strach w oczach. Ale ludzie nie atakują, po co prowokować wyzbytych cech ludzkich zbrodniarzy?

| Fot. archiwum Piotra Hlebowicza
Kto pierwszy uzna niepodległość
Wracamy do Sejmu, przekazujemy relację z sytuacji pod wieżą i na Konarskiego, następnie dzwonimy do Warszawy. Jadwiga przesyła faksem oświadczenie środowisk polskich protestujących przeciwko zbrodni pod wieżą, w całej Polsce szykują się do demonstracji pod dyplomatycznymi placówkami ZSRS. Pod gmach parlamentu przychodzi coraz więcej ludzi, są delegacje z Ukrainy, Polski, Gruzji, są Tatarzy krymscy oraz przedstawiciele innych krajów świata.
Wstydzę się za swój rząd, rząd III RP, że ten boi się uznać niepodległość Litewskiej Republiki i nawiązać stosunki dyplomatyczne. Bezskutecznie żądają tego demonstranci w Polsce. Dopiero mała Islandia zrobiła ten bohaterski krok. Wiele razy zadajemy sobie pytanie: A dlaczego nie Polska? Co stało na przeszkodzie? Wstyd i hańba.
16 stycznia odbywa się historyczny pogrzeb poległych pod wieżą litewskich bohaterów. Trumny stoją na ciężarówkach przed samą katedrą wileńską. Niezliczone tłumy, trudno się dopchać do samej katedry, przyszło pewnie ze 100 tys. ludzi. Po mszy kolumna na cmentarz, także nie sposób się przecisnąć. Podniosła atmosfera, u przechodniów palące się świeczki w rękach, w oczach nadzieja na lepsze.
Wyprawa do Rygi
O ile pamiętam, dzień po pogrzebie jedziemy z Leonardasem na parę godzin do Rygi. Uzgadniamy kurs z taksówkarzem, wie, jak wydostać się z miasta, unikając patroli sowieckich na rogatkach. Wyjeżdżamy rano, przed południem wjeżdżamy do Rygi, Łotysze kierują nas do sztabu dowodzenia mieszczącym się w siedzibie radia i telewizji. Kontaktujemy się ze sztabem, pytają nas o sytuację w Wilnie. Spodziewają się ataków sowieckich na strategiczne punkty w Rydze.
Tutaj także duży ruch, choć nie taki masowy jak w Wilnie. Przy budynku jakaś stara tankietka pancerna, a na trawniku opodal sztabu – obrońcy grają… w siatkówkę! Jest i stołówka, mogą korzystać wszyscy, są jajka gotowane, pieczywo, twaróg. Skorzystaliśmy z okazji, twaróg na słodko z rodzynkami smakuje wyśmienicie. Do dziś czuję jego smak.

| Fot. archiwum Piotra Hlebowicza
Świat coraz bardziej solidarny
Do Wilna wracamy nad ranem, autobusem kursowym. Ikarus. Na granicy miasta zatrzymuje nas liczny patrol sowiecki, każą wysiąść wszystkim pasażerom i ustawić się w rzędzie. A potem kontrolują dokumenty i pytają o bagaże. „Niedobrze” – myślę. Mogą mnie zatrzymać do wyjaśnienia. Stoję koło Leonardasa. Kontrola coraz bliżej, zastanawiam się, co robić. Wybuchło jakieś zamieszanie, ktoś się awanturuje – Sowieci patrzą w innym kierunku, a ja przesuwam się szybko na stronę już skontrolowanych pasażerów. Nikt niczego nie zauważa, wszyscy są zmęczeni, łącznie z żołnierzami z patrolu.
Udało się, wsiadamy do autobusu i jedziemy do centrum miasta. Jedziemy się umyć do mieszkania naszej przyjaciółki, działaczki Ligii Wolności Litwy, Gienute Šakaliene. Mieszka w nowej dzielnicy na Bagramiano. U Gienute goście – są Gruzini i jeszcze parę osób, sami opozycjoniści. Po śniadaniu wracamy do parlamentu. Zmęczenie daje znać o sobie, kamienny sen ogarnia nas pod trybuną w sali plenarnej. Oczywiście przed snem obowiązkowy telefon do Warszawy i wymiana informacji z Jadzią i Piotrem.
Polacy demonstrują przed sowiecką ambasadą i konsulatami. Świat wyraża swoje oburzenie, Gorbaczow zaczyna mięknąć. Ale do pełnej niepodległości bez wojsk sowieckich i komunistycznej partii droga nieprosta.

| Fot. archiwum Piotra Hlebowicza
Wspólna pamięć
Litwini zdali swój patriotyczny egzamin. Polska (ta oficjalna) niestety, nie zdała egzaminu solidarności z Litwą. Społeczeństwo polskie stanęło na wysokości zadania, upomniało się o braci Litwinów.
Obecnie razem jesteśmy członkami NATO i UE, poruszamy się bez granic i stosunki pomiędzy naszymi państwami rozwijają się znakomicie. Oby tak dalej. Co powinno nas jednoczyć – to wspólna pamięć. I ta z czasów zamierzchłych oraz ta z niedalekiej historii. To bardzo zbliża. Wszelkie resentymenty historyczne i wypominanie win – to element rujnujący wszelkie stosunki. Józef Mackiewicz potępiał wszelkie skrajne i niezdrowe nacjonalizmy oraz bezsensowne podziały. Idźmy w tym kierunku.
Czytaj więcej: Rocznica krwawego 13 stycznia 1991 roku. Mijają 34 lata od sowieckiej agresji na Litwę

| Fot. archiwum Piotra Hlebowicza
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 3 (7) 18-24/01/2025