W wyborach do Bundestagu 23 lutego wzięła tym razem udział rekordowa liczba 59,2 mln wyborców, czyli 83,5 proc. Taką aktywność odnotowano po raz pierwszy od zjednoczenia Niemiec w 1990 r. Skąd taka wysoka frekwencja?
To było tak naprawdę referendum w sprawie Alternatywy dla Niemiec (AfD). Do czego przysłużyli się zresztą administracja Dolalda Trumpa i Elon Musk. Zmobilizowały się masy młodszych wyborców, z natury antyamerykańskich i lewicowych. Stąd zresztą zaskakująco dobry wynik Die Linke.
Trudna misja Merza
Zgodnie z oczekiwaniami centroprawicowy blok CDU/CSU wziął 28,52 proc. głosów, populistyczna prawicowa Alternatywa dla Niemiec 20,8 proc., Partia Socjaldemokratyczna – 16,41 proc. głosów, Zieloni – 11,61 proc., Lewica – 8,77 proc. Jak to się przekłada na podział miejsc w 630-osobowym Bundestagu? 208 dla CDU/CSU, 152 – AfD, 120 – SPD, 85 – Zielonych, 64 – Die Linke. Ponadto jeden mandat przypada SSV, partii duńskiej mniejszości ze Szlezwiku, która nie podlega pięcioprocentowemu progowi wyborczemu.
Głosowanie w Bundestagu nad wyborem nowego kanclerza odbędzie się dopiero po utworzeniu koalicji rządzącej. Lider zwycięskiej chadecji Friedrich Merz przyznał, że nie będzie to łatwe. Wynik wyborów sprawia, że utworzenie rządu jest „być może nawet trudniejsze, niż się spodziewaliśmy”.
Chadekom do większości brakuje aż 108 mandatów, będą więc musieli utworzyć koalicję. Nie będzie to druga siła Bundestagu, AfD. Merz odmówił współpracy z nią, mówiąc, że jego blok nie będzie „szukał wolności i pokoju na kolanach Putina”. Ponadto w Niemczech obowiązuje w politycznym światku tzw. zapora ogniowa – zasada, która wyklucza współpracę z AfD.
– Wasza partia nie rozwiązuje problemów, ona żyje z problemów. Nie chcecie ich rozwiązywać, wykorzystujecie je do osiągnięcia sukcesu – grzmiał Mertz pod adresem AfD.
– Będziecie musieli prędzej czy później zrozumieć, że bez AfD nie możecie przewodzić Niemcom. To nasza partia otrzymała mandat obywateli. Kiedy następna koalicja rozpadnie się z powodu ciągłych kłótni, będziecie zmuszeni negocjować z nami i uznać wybór ludu – odparła Alice Weidel, liderka Alternatywy dla Niemiec.
Mimo zajęcia drugiego miejsca w wyborach, podwojenia wyniku z 2021 r. i stania się absolutnym liderem w krajach byłej NRD Alternatywa dla Niemiec będzie zmuszona do zajęcia miejsc opozycyjnych w Bundestagu. Weidel ma jednak całkowitą rację w jednej kwestii. Niegdyś główne niemieckie siły polityczne – chrześcijańscy demokraci i socjaldemokraci – straciły dawne zaufanie wyborców.
AfD nie tylko zdominowała byłą NRD, lecz także zaczyna rosnąć w siłę w zachodnich Niemczech – a to warunek konieczny, by kiedyś móc rządzić. Blok CDU/CSU zajął pierwsze miejsce w wyborach, ale niewiele poprawił swój nieudany wynik z 2021 r. (24,2 proc. głosów), nie przekraczając nawet granicy 30 proc.
O spadku popularności bloku CDU/CSU świadczy jeszcze jedno: ponad 2 mln nowych wyborców oddało głos na AfD, a milion mniej na blok chadecki. Próby pozyskania wyborców skrajnej prawicy poprzez „zapożyczenie” od AFD jej haseł wyborczych tylko wzmocniły pozycję Alternatywy dla Niemiec.
Lewica nadal z wpływem
Alternatywa dla Niemiec odnotowała również napływ tradycyjnych wyborców SPD. Przeszli do niej przedstawiciele klasy robotniczej. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec musiała zadowolić się trzecim miejscem, wykazując najgorszy wynik w wyborach od czasu utworzenia Republiki Federalnej Niemiec w 1949 r. Powodem była polityka „koalicji świateł drogowych” pod przywództwem Olafa Scholza, który był krytykowany za niezdolność do kompromisu.
Jednak Friedrich Merz wie, że jedynym sposobem na utworzenie stabilnego rządu pozostaje koalicja z SPD. Może dołączą Zieloni. Oni też zostali ukarani za udział w rządzie Scholza. Zajęli czwarte miejsce, ale to wynik o 3 pkt proc. gorszy niż poprzednio. Wyraźnie zdenerwowany tym faktem Robert Habeck, minister gospodarki i wicekanclerz poprzedniej koalicji, który od początku wyborów aktywnie głosił swoją gotowość do objęcia stanowiska nowego kanclerza Niemiec, ogłosił, że nie będzie ubiegał się o przywództwo w partii.
Jeszcze gorzej wypadł trzeci koalicjant. Za porażkę Wolnych Demokratów (FDP) obserwatorzy jednoznacznie obwiniają ich lidera Christiana Lindera. Utalentowany polityk, który wprowadził partię do Bundestagu w ostatnich wyborach, był przyczyną jej porażki w obecnych. Uzyskując 4,33 proc. głosów, FDP pogorszyła swój wynik o 7 pkt proc. Lindner rezygnuje z członkostwa w partii i odchodzi z polityki.
Niespodzianką był wynik Lewicy (Die Linke), która zdobyła 8,77 proc. głosów. To prawie 4 pkt proc. więcej niż w poprzednich wyborach. W Berlinie Lewica niespodziewanie zajęła pierwsze miejsce z 19,9 proc. głosów. Ten spadkobierca wschodnioniemieckich komunistów zyskał dzięki protestom przeciwko Alternatywie dla Niemiec.
Szefowa partii Heidi Reichinnek odegrała w tym ważną rolę. Jej dwa płomienne przemówienia w Bundestagu przeciwko AfD, w których wezwała wszystkie siły demokratyczne do zorganizowanej odpowiedzi na „neofaszystów”, stały się hitem w mediach społecznościowych. To dzięki obecności Reichinnek na platformach takich jak Tik-Tok Lewica była w stanie przyciągnąć młodych wyborców.
Ale zarazem pogrzebała w ten sposób prorosyjski lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW), któremu zabrakło ok. 10 tys. głosów do przekroczenia progu wyborczego. Taka słodka zemsta. Wszak BSW to renegaci z Die Linke.
Trudna nowa koalicja
Friedrich Merz, spodziewany nowy kanclerz RFN, powiedział, że postara się utworzyć rząd przed Wielkanocą, która w tym roku przypada 20 kwietnia. Lider CDU podkreślił znaczenie szybkiego utworzenia rządu, aby Niemcy były w stanie negocjować na arenie międzynarodowej.
Merz podkreśla, że niepokojące sygnały z USA, wskazujące na rozpad dawnych więzi transatlantyckich, nie pozostawiły Niemcom innego wyboru, jak tylko wzmocnić swoje zdolności obronne wraz z resztą Europy.
W kwestiach polityki zagranicznej SPD i CDU/CSU na pewno nie będą się spierać. Jednak duży potencjał konfliktu może się otworzyć w dziedzinie polityki gospodarczej i społecznej. Współistnienie dwóch sił politycznych w wielkiej koalicji nie będzie bezproblemowe.
SPD i CDU/CSU już trzykrotnie powiedziały sobie „tak” w tym stuleciu, a ich sojusz zawsze okazywał się silny. Tym razem będzie miał jednak do czynienia z opozycją silną jak nigdy. AfD plus Die Linke mają łącznie tyle mandatów, by np. blokować sporo ważnych decyzji, np. dotyczących zwiększenia zadłużenia państwa, aby pozyskać środki na inwestycje w obronność i infrastrukturę.
Czytaj więcej: Niemcy to nie lider, Mitteleuropa to nie Międzymorze
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 9 (25) 01-07/03/2025