Apolinary Klonowski: Minęło już dużo czasu od momentu, kiedy odebrałaś nagrodę na festiwalu Aurora. Zatem emocje na pewno już opadły i można porozmawiać „na chłodno”. Czy twoje postrzeganie tego wyróżnienia zmieniło się z czasem? Masz teraz nowe refleksje?
Aurora Degesytė: Na początku byłam bardzo szczęśliwa – i nadal jestem. Ale gdy emocje opadają, znika euforia, a zostaje myśl, że trzeba działać dalej. Człowiek przechodzi ze świętowania do planowania.
Czytaj więcej: Uczniowie polskiej szkoły wśród laureatów nagrody Mały Krzysztof
Co zamierzasz więc robić dalej?
Planujemy z naszą drużyną nakręcenie kolejnego filmu. Na razie to tylko pomysł, ale nagroda nas zmotywowała. Teraz czekamy na lato, po egzaminach.
Czyli klasa maturalna.
Tak, ale u nas są dwie klasy maturalne. W jedenastej zdajemy część egzaminów, a w dwunastej – resztę. Jestem w jedenastej.
Stres rozłożony na raty. Przejdźmy do samego filmu. Tematyka była dość znajoma, dotyczyła Polaków na Litwie. Wiemy, że film dostał nagrodę za budowanie mostów kulturowych. A jak odebrali go twoi litewscy rówieśnicy?
Podczas pokazu bardzo mnie zaskoczyli: śmiali się, komentowali, reagowali żywo. Bałam się, że film zrozumieją tylko Polacy z Wileńszczyzny, ale okazało się, że był uniwersalny – mówił o nastolatkach, o tym, jak czasem oszukujemy siebie. Moi litewscy znajomi mówili, że wszystko zrozumieli i że film dał im do myślenia.
W filmie wzięło udział sporo młodzieży z Wileńszczyzny. Jak wyglądał proces decyzyjny – czy pomysł był spontaniczny, czy planowaliście to wcześniej?
Gdy usłyszałam o festiwalu, od razu chciałam zrobić film; to była świetna okazja, szczególnie z programem promującym inicjatywy narodowe. Bałam się tylko, że nie uda się zebrać ekipy technicznej – ja nie lubię montować. Ale zaczęłam o tym mówić na zajęciach teatralnych. Nasza nauczycielka, Gabriela Andruszkiewicz, bardzo nas wspiera. Powiedziała: „Robimy!”.
I tak zaczęła się zbierać grupa: szybko znalazła się operatorka, Emilia, chętni do pisania scenariusza, a potem pytaliśmy znajomych. Dużą pomocą był też Bartek Urbanowicz, który zna się na filmie. Cieszę się, że udało się zebrać ludzi, którzy zrobili to z pasji.
Domyślam się, że jako młodzieżowa inicjatywa nie mieliście dużego budżetu. Czy pani Gabriela była głównym motorem napędowym, szczególnie w momentach zwątpienia?
Tak, bardzo nas wspierała, konsultowała pomysły, pomagała, kiedy było trudno. To daje ogromną motywację – widzieć, że dorosły wierzy w twój pomysł.
Pada w filmie zdanie: „My, Polacy na Litwie, jesteśmy jak kameleony – musimy się dostosować, zmieniamy barwy”. I pytanie: „A jakie są nasze prawdziwe barwy?”. Na to pytanie pada też symptomatyczna odpowiedź: „Aj, ty za dużo myślisz”. Co chciałaś przekazać tą frazą?
Mówi się, że jesteśmy Polakami z Litwy, Wilniukami, Litwinami polskiego pochodzenia… I tak bez końca. Nikt nie dochodzi do ostatecznego wniosku. Tą otwartą końcówką chciałam zmusić widzów do refleksji – może nie trzeba się definiować raz na zawsze. Może to właśnie nasza zmienność i zdolność adaptacji czyni nas wyjątkowymi.
Z jednej strony: zmienni, elastyczni. Z drugiej – ktoś mógłby powiedzieć: zdradliwi, fałszywi. Niekonsekwentni.
Nie zgadzam się. Nasza wielobarwność i wielokulturowość to siła. Dzięki niej mamy więcej możliwości. I myślę, że ten przekaz dotarł do wielu widzów.
W filmie słyszymy silnie zanieczyszczoną polszczyznę. Dziś mówiąc o gwarze, coraz częściej mamy na myśli nie klasyczną gwarę wileńską, tylko zruszczoną polszczyznę. To naturalna ewolucja języka czy zagrożenie dla tożsamości?
Sama nie lubię rusycyzmów, ale chcieliśmy pokazać prawdziwy język – taki, jakim naprawdę mówimy. Nie staraliśmy się dopasować do żadnej grupy, ani Litwinów, ani Polaków z Polski. Po prostu chcieliśmy być sobą. Jasne, że nadmiar rusycyzmów nie jest dobry, ale pojawia się też sporo anglicyzmów. To zależy od środowiska. Język się zmienia. Nasza gwara różni się trochę między pokoleniami, ale i tak wszyscy się zrozumiemy.

| Fot. Modestas Endriuška, festiwal „Aurora”
Film zaskoczył nie tylko językiem, lecz także oryginalną muzyką. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadał Veg4s, czyli Bartosz Urbanowicz. Czy utwór „Muzika blaško, ji mane taško” ukaże się w pełnej wersji, czy powstał tylko na potrzeby filmu?
Wszystkie piosenki z filmu były opublikowane jeszcze przed rozpoczęciem pracy nad filmem. Zależało mi, żeby wykorzystać wyłącznie utwory polskich wykonawców z Wilna. Bartek, mój przyjaciel, miał sporo świetnych kawałków, które pasowały idealnie. Są też utwory innych artystów, którzy zgodzili się na ich użycie. To dodało autentyczności.
W jednej ze scen babcia słucha polskiego radia. Jakie to radio?
Radio „Znad Wilii”, a jakie inne mogłoby być na Wileńszczyźnie [śmiech]. To chyba najpopularniejsze radio u nas. Głos, który słychać, należy do prowadzącej Radia „Znad Wilii”, Maryli Żukowskiej. Nagrała to specjalnie dla nas, na naszą prośbę, za co jesteśmy bardzo wdzięczni – to jeszcze bardziej dodało filmowi autentyczności. No i babcie naprawdę słuchają właśnie Radia „Znad Wilii”.
To naprawdę wileńska produkcja, nie tylko polska. Muzyka stworzona przez wileńskiego producenta, aktorzy z Wilna, operatorka z Wilna, reżyserka z Wilna. Nawet Polaka z Polski grał… Polak z Wilna. Ale skoro babcie słuchają Radia „Znad Wilii” – to czego słucha młodzież?
Radia młodzież niestety już prawie nie słucha. Może przy okazji jazdy z rodzicami albo w domu, gdy jest włączone. Ale żeby ktoś sam włączał radio – rzadko się zdarza.
Media naturalnie przechodzą do internetu. Mówisz jednak „niestety”.
Bo radio traci na znaczeniu, a dla mnie to wciąż dobre medium. Kojarzy mi się z dzieciństwem; wtedy radio było obecne częściej, zwłaszcza Radio „Znad Wilii”. Dla wielu nastolatków to wspomnienie wakacji. Smutno patrzeć, jak znika.
A z jakich mediów sama najczęściej korzystasz?
Głównie z mediów społecznościowych, ale też czytam wiadomości na stronach gazet.
W jednej scenie chłopcy jadą autem, pokazują sobie coś na telefonach, nie rozmawiają. To był zamierzony zabieg?
Tak. Chcieliśmy pokazać męską przyjaźń – moment, gdy starszy kolega zdobywa prawo jazdy i spędza z młodszymi dużo czasu w samochodzie. To u nas bardzo aktualne. Dużo się tam dzieje, czasem więcej niż w szkole.
A czemu ze sobą nie rozmawiają?
Bo czekają na innego kolegę. Może po prostu nie muszą mówić, czują się dobrze w swoim towarzystwie.
W filmie pojawia się bohater z Polski – kuzyn. Jest wyraźnie obcy, na imprezie mówią o nim: „On z Polski”. Jakby był „nie nasz”. Czy Polacy z Wilna nie czują się częścią narodu polskiego?
Chcieliśmy pokazać te różnice. Aktor grający kuzyna mówił warszawskim akcentem, używał slangu. Myślę, że dla widzów wileńskich było to od razu słyszalne, choć dla samych Litwinów być może nieodróżnialne od polszczyzny wileńskiej. Pokazaliśmy, że „kameleonowatość” dotyczy nie tylko relacji z Litwinami, lecz także z Polakami z Polski. Wielu z nas czuje się tam „innym”.
Literacki polski bywa dla wielu z nas językiem obcym – i w Polsce trudno się dogadać. Zgadzasz się z tym zarzutem?
To zależy. Jeśli ktoś chodził do polskiej szkoły, zwykle mówi dobrze. Ale wiele osób po szkole traci kontakt z językiem; studiuje i pracuje po litewsku. Polski zostaje w domu, ale bez dbałości o poprawność. Nie wiem, czy to zagrożenie dla tożsamości, po prostu taka jest rzeczywistość. Ludzie mówią tak, jak potrafią, nie udają znawców.
A jak ty siebie określasz?
Myślę, że jestem Polką z Wilna. Uczę się w polskiej szkole – jeszcze w trakcie nauki.
Zamierzasz zostać na Litwie?
Na razie nie wiem. Wszystko zależy od kierunku studiów. Waham się. Z jednej strony politologia, nauki społeczne, a z drugiej – kino albo teatr. Mam jeszcze czas, by zdecydować. Zbyt dużo rzeczy mnie ciekawi, bym mogła ot tak wskazać jeden kierunek już teraz [śmiech].
Klasyczny dylemat osoby z wieloma pasjami. A jeśli wyjazd, to dokąd?
Na pewno brałabym pod uwagę Polskę: można tam studiować po polsku, jest więcej opcji. Ale myślę też o innych krajach Unii Europejskiej, rozważam także studia po angielsku.
A skoro już mówimy o wyjeździe – czujesz niepokój związany z sytuacją geopolityczną?
Już mniej. Ale te rozmowy się pojawiają – że może będzie wojna, że trzeba uciekać. Najbardziej odczuwałam ten lęk w drugim roku wojny w Ukrainie. Teraz, niestety, wszyscy się przyzwyczaili i po prostu mamy nadzieję, że nic się nie stanie.
Bardzo się cieszę, że ten niepokój jest mniejszy. Młodzi ludzie nie powinni żyć w lęku, wtedy już w pewnym sensie przegrywamy. Ale Tobie optymizmu nie brakuje. Odnosisz sukcesy, media się tobą interesują. Czy nie masz już dość?
Nie, absolutnie. Bardzo się cieszę, że mogę dzielić się radością i przemyśleniami. Ten film to nie tylko mój sukces – to sukces całej drużyny. Jestem dumna, że mogę ją reprezentować.
Wspomniałaś o kolejnych planach filmowych. Chodzi o udział w konkursach czy o samodzielne produkcje?
Chyba lepiej tworzyć na festiwal – wtedy mamy konkretne terminy i cele. Ale nie wykluczam, że będziemy też działać poza festiwalami.
Wiemy, że masz silne wsparcie mamy. A jak układają się relacje z rówieśnikami?
Na początku, kiedy byłam młodsza, zdarzały się dziwne reakcje na moje aktywności. Teraz może też się zdarzają, ale skupiam się na tych, którzy mnie wspierają. Mam przyjaciół i znajomych, którzy dodają mi sił – i to jest najważniejsze.
Dziś temat Polaków na Litwie część normalnego dialogu, a nie gwarancja konfrontacji, jak w latach 90. Czy czujesz się częścią tej polsko-litewskiej układanki?
Staram się działać na rzecz dialogu. Często muszę tłumaczyć Litwinom, że nie jestem z Polski, że chodzę do polskiej szkoły na Litwie. Czasem to męczy, bo trzeba wciąż powtarzać to samo, ale wiem, że oni po prostu nie wiedzą. Pytają, kiedy tu przyjechałam, takie pytania od współobywatela, współmieszkańca, mogą wręcz oburzać. Dlatego warto cierpliwie wyjaśniać i promować naszą obecność, wyjaśniać, tłumaczyć. Nie można zostawiać niedopowiedzeń w poznawaniu siebie.
To jak scena z „Kameleona”, gdzie bohaterka tłumaczy Litwinowi, że nie jest z Polski. Kto powinien edukować – my czy oni?
Wszyscy. My, Polacy, nie możemy zamykać się w swoim środowisku. Musimy wychodzić do innych, działać szerzej. Mówić otwarcie, że jesteśmy Polakami z Wileńszczyzny. Cieszę się, że w podręcznikach zaczyna pojawiać się więcej o wielokulturowej Litwie, zwłaszcza z czasów romantyzmu.
Czyli Litwa to dziedzictwo nie tylko litewskie, lecz także polskie?
Tak. Litwa i Polska mają wspólne dziedzictwo, choć różne kultury i języki. Dodanie tego do podręczników pomoże pokazać, że jesteśmy częścią tej historii, a nie kimś obcym.
Czytaj więcej: „Klub u redaktorów” w TVP Wilno: tożsamość młodych Polaków na Litwie – tragedii nie ma, ale są niuanse
Film „Kameleon” zdobył nagrodę w kategorii „Łączniki Kultury” na I Narodowym Festiwalu Filmów Uczniowskich „Aurora”. Reżyseria, scenariusz i stroje: Aurora Degesytė, operator kamery i montaż: Emilija Sabina, reżyser dźwięku Patrycja Korenikowa, produkcja Karolina Sinkiewicz, Beata Kozłowska, kurator projektu Gabriela Andruszkiewicz.

| Fot. Apolinary Klonowski
Zespół nagrodzonego filmu „Kameleon” odwiedził redakcję „Kuriera Wileńskiego”
Ekipa filmu „Kameleon” pod koniec kwietnia br. odwiedziła redakcję „Kuriera Wileńskiego”. Poznali płynne granice między tradycją i nowoczesnością, szczególnie w kontekście innowacyjnych technologii. Doszło do konstruktywnej wymiany zdań, w której otwarcie były prezentowane poglądy i padały pytania.
Duże zainteresowanie młodzieżowych filmowców przyciągnęły – już zabytkowe – aparaty cyfrowe, w tym pierwszy aparat cyfrowy, z którego korzystano ponad 20 lat temu. Wtedy redakcja polskiej gazety była jedną z pierwszych na Litwie, która odważyła się na odważną zmianę.
Młodzież poznała, jak innowacyjność była wyróżnikiem dziennika i pozwoliła przetrwać nawet w, wydawałoby się, beznadziejnym położeniu. Rozmawialiśmy też o tradycji i historii gazety, o jej roli w zabezpieczaniu interesów gospodarczych w relacjach polsko-litewskich oraz o pojednaniu litewskich żołnierzy z polskimi w 2004 r.
Wycieczka trwała dłużej, niż przepuszczaliśmy, jednak obie strony wydawały się zadowolone – szczególnie gdy ruszyły wielkie koła maszyny tnącej papier, a gilotyna cięła grube bloki papieru niczym masło. Dziękujemy za świetną atmosferę, zainteresowanie i ciekawe pytania!
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 20 (55) 17-23/05/2025