To była ważna i nowoczesna na owe czasy ulica. To właśnie jej poświęcił cały długi rozdział drugiej części „Wileńskiego ABC” dr Waldemar Wołkanowski, znany i ceniony przez wilnian, i nie tylko, miłośnik naszego miasta.
23 czerwca w Domu Kultury Polskiej w Wilnie odbyła się prezentacja tego niezwykłego przewodnika, która zgromadziła licznie przybyłych, wśród nich i mnie, rozkochaną w tym mieście. Opowieści prelegenta o Wilnie przeniosły w odległe czasy, czego można było też doświadczyć następnego dnia, podczas dwóch wycieczek po starych uliczkach, podczas których wyobraźnia zwiedzających powędrowała bardzo daleko…
Zaznaczyć też trzeba, że zarówno w spotkaniu autorskim w DKP, jak i w wycieczkach uczestniczyli też miłośnicy Wilna z Polski, którzy na to wydarzenie specjalnie przybyli. Były to osoby zrzeszone w facebookowej grupie „Wilno”.

| Fot. domena publiczna
Ale powróćmy na Niemiecką…
Źródła historyczne podają, że ulica już w XVI w. stanowiła rodzaj finansowego centrum miasta. Początkowo nazywała się Gasztołdowską, a później Monetową, dlatego że działała tam mennica królewska. Kiedy przeniesiono ją w inne miejsce, ulicę zaczęto nazywać Niemiecką. Tę nazwę zawdzięczała bogatym niemieckim kupcom i rzemieślnikom przybyłym tutaj z Hamburga, Rostocka czy Lubeki, miast handlowych Hanzy – mocnego, kupieckiego stowarzyszenia jeszcze z czasów średniowiecza.
Od XVII w. ulica rozkwitała. Wzniesiona została świątynia ewangelików luterańskich, powstawały przeróżne przedsiębiorstwa, bujnie rozwijał się handel, rzemiosło, a bogacący się mieszczanie wznosili coraz okazalsze domy. Jak zaznacza dr Wołkanowski, w 1636 r. wszystkie budynki po obu stronach ulicy były już murowane. I w myśl powiedzenia „nasze kamienice wasze ulice”, to kamienice, które z pietyzmem stawiali bogaci mieszkańcy, miały wytworne formy, ciekawe ozdoby, natomiast ulica podlegająca pod magistrat – wyglądała w dalszym ciągu jak wiejska arteria. Jezdnia i chodniki były zaniedbane przez lata, charakteryzowały je kocie łby i niedrożne rynsztoki oraz przegniłe deski trotuarów. Gruntowną modernizację ulicy przeprowadzono dopiero w 1933 r.

| Fot. domena publiczna
Żydzi na Niemieckiej
Z czasem Niemcy zaczęli opuszczać miasto, było ich coraz mniej. Od połowy XIX w. właścicielami posesji przy Niemieckiej byli przeważnie Żydzi. Józef Ignacy Kraszewski w swoim monumentalnym dziele pt. „Wilno od początków jego do roku 1750” zacytował Bazylego Jachimowicza z wymownego tekstu z 1749 r.: „Sławna Niemiecka, lecz z imienia tylko, ponieważ Niemców znajduje się kilko, Żydzi tam więcej…”. Wraz ze stopniowym opuszczaniem Niemieckiej przez Niemców, charakter ulicy się nie zmienił, ba, w dalszym ciągu umacniał. Żydzi jako znawcy spraw finansowych i świetni kupcy zaczęli się tam gromadzić, kupować domy, rozwijać interesy.
W tamtych czasach Niemiecka była centrum, aortą krwiobiegu miejskiego, jak podkreśla Waldemar Wołkanowski. Wszystkie boczne ulice i zaułki: Rudnicka, Końska, dwie Jatkowe (z których jedna w okresie międzywojennym przemianowana została na Klaczki), Żydowska i zaułek św. Mikołaja – to były znacznie mniejsze „tętnice”. Łącząc się z dalszymi uliczkami, jak Szklana, Gaona i wiele innych, tworzyły dzielnicę zwaną naprzemiennie: dzielnicą żydowską, czarnym miastem lub gettem.
Jeszcze przed I wojną światową dla wileńskich Żydów ulica Niemiecka była tym samym, czym dla Polaków i Rosjan był prospekt Świętojerski, popularnie zwany Jerkiem. Ulica tętniła życiem, tam przychodziło się w interesach, na zakupy, do restauracji i kawiarni, tam można się było modnie ubrać; panie pokazywały nowe kapelusze, a panowie swoje nieodłączne laski. Według różnorodnych relacji na Niemieckiej było zawsze głośno – Żydzi krzykliwie dyskutowali czy zachęcali klientów, by wchodzili do ich sklepów. Stamtąd też lotem błyskawicy rozchodziły się wiadomości: kto zbankrutował, kto się przeprowadził, kto zmienił branżę, a plotki, co u kogo się dzieje, roznosiły się lotem ptaka. Co pewien czas mówiono także o porywanych przez Żydów chrześcijańskich dzieciach…
Mieszkający okresowo w Wilnie Konstanty Ildefons Gałczyński, zapewne zafascynowany ulicą, w 1935 r. napisał wiersz „Ulica Niemiecka”: „Wilno ulica Niemiecka, zdradziecka i zbójecka. (…) W Wilnie ulicą Niemiecką nie chodź, chrześcijańskie dziecko”. Faktycznie zdarzało się, że było tam niebezpiecznie, np. kiedy przechodziły tamtędy pochody organizowane przez socjalizujący Bund. Niektórzy z uczestników wszczynali bójki i rzeczywiście ulica stawała się wówczas „zbójecka”.
W ciągu kilku wieków Niemiecka „dorastała”, przeżywając lata niezakłóconego rozwoju, ale i doświadczając wstrząsów, różnorakich klęsk, jakie trawiły ówczesne Wilno (pożary, epidemie, wojny). Życie toczyło się jednak własnym trybem, do czasu aż nadszedł czerwiec 1941 r., gdy do Wilna weszli Niemcy. Niebawem nastąpiła ponarska gehenna…
Podczas działań wojennych w lipcu 1944 r. spora część domów przy ulicy Niemieckiej uległa zniszczeniu. Można je zobaczyć częściowo na niemieckich fotografiach lotniczych, a także na zdjęciach Jana i Janusza Bułhaków wykonanych w sierpniu, już po zdobyciu miasta przez sowieckie wojsko. Nieco później, po zakończeniu działań wojennych, nie było już na Niemieckiej Żydów, ale i Polaków, którzy przez wiele lat żyli obok siebie we względnej symbiozie. Za sprawą sowieckich planów większość historycznej zabudowy była wyburzana, co dotknęło nie tylko Niemiecką, lecz także boczne ulice żydowskiego getta.
Po II wojnie światowej, w czasach Litewskiej SRS, zmieniono także ciąg numeracji posesji przy niektórych wileńskich ulicach, w tym Niemieckiej, dokonując też zamiany strony nieparzystej na parzystą, co spowodowało wiele zamieszania i szkód w późniejszym ustalaniu własności czy prób odtwarzania historii miejsca. Jako przykład Waldemar Wołkanowski podaje dom znany historycznie jako „dom Müllerów”, w którym mieszkał Stanisław Moniuszko – dawniej miał numer 3, obecnie jest to numer 26.
Informacji o nieistniejących już domach przy ulicy Niemieckiej nie ma zbyt wiele, jednak taki pasjonat Wilna, jakim jest dr Waldemar Wołkanowski, nie ustaje w pracach nad odtwarzaniem historii tych miejsc i ludzi. Robi to, korzystając z materiałów z różnorodnych archiwów, dawnej prasy oraz sięgając do opracowań innych badaczy (choćby Vladasa Dremy). Cennymi źródłem wiedzy są również nawiązane kontakty z ludźmi, którzy za pośrednictwem internetu, np. facebookowej grupy „Wilno”, przesyłają stare fotografie i dzielą się historiami przekazanymi przez przodków.
To wszystko buduje obraz starego Wilna, ulic i ludzi zamieszkujących to miasto.

| Fot. domena publiczna
Kamienice ulicy Niemieckiej
Poświęćmy więc nieco uwagi kilku wybranym kamienicom na przedwojennej parzystej wówczas pierzei ulicy Niemieckiej.
Narożna kamienica Niemiecka 2/Dominikańska 1 (obecnie Vokiečių g. 15/Dominikonų g. 1) – pod tym adresem rozpoczęto niegdyś budowę kościoła pijarów. Plac z niedokończoną z braku funduszy świątynią kupił architekt gubernialny Michał Szulc i wykorzystując istniejące mury, wybudował dla siebie dwuskrzydłowy dom mieszkalny.
Po jego śmierci odziedziczyli go wdowa i synowie. W drugiej połowie XIX w. sprzedali oni jedno skrzydło domu, a nabywcami zostali Tauba i Aron Lebensonowie. W 1863 r. dom został przez nich przebudowany, powiększony i nowi właściciele uruchomili w nim hotel o nazwie „Europa”. Liczył on 64 pokoje, miał dwa wejścia oraz restaurację od strony ulicy Dominikańskiej. Władysław Zahorski pisał, że w hotelu zatrzymywało się na dłużej wielu carskich urzędników, którzy napływali do miasta w nadziei na zrobienie kariery i majątku.
Pod koniec XIX w. nową właścicielką domu z hotelem została Helena Mandelsztam. Przeprowadziła ona ponowną przebudowę w 1906 r., odnowiła wnętrza i wprowadziła szereg innowacji. Budynek zasilany był elektrycznością wytwarzaną przez własny agregat, hotel posiadał elegancką windę, a lepsze pokoje miały ciepłą wodę i wanny. Tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej nowym właścicielem domu został wpływowy przemysłowiec i ziemianin Mieczysław Bohdanowicz. Notabene w 1911 r. był on udziałowcem Spółki Firmowo-Komandytowej „Korwin-Milewski, Bohdanowicz, Zawadzki”, która zbudowała Teatr na Pohulance.
Hotel „Europa” został przez Bohdanowicza rozbudowany i oferował blisko 100 pokoi. Pisano wówczas, że z niewielkiego stał się ogromny. Po 1919 r. w wyniku wypadków dziejowych zmieniła się koniunktura rynku, hotel podupadł, przez pewien czas był całkowicie nieczynny i dość zaniedbany. Mieściła się w nim siedziba biura handlowego tekturowni Bohdanowicza (on sam mieszkał przez ul. Biskupiej we własnym dużym domu – obecnie to Hotel Kempiński przy Universiteto g. 14).
Właściciel zdecydował się na ponowny remont hotelu w 1922 r. Zmniejszono wówczas liczbę pokoi do pięćdziesięciu, a część pomieszczeń przeznaczona została na długi wynajem, co było pewniejszym źródłem dochodu. Restauracja hotelowa została wydzierżawiona przez Bolesława Wieliczko. Ogłoszenia prasowe informowały, że w każdą sobotę i niedzielę urządzane były tam dancingi z występami artystycznymi. I podkreślano, że lokal był „placówką polską”.
Zawirowania dziejowe spowodowały, że z czasem zniknęły z elewacji tego budynku szyldy wielu sklepów działających tam przed pierwszą wojną światową, np. fabrycznego sklepu tytoniowego firmy „Noblesse” czy sklepu firmy „A.B. Kapstrom” oferującego maszyny do szycia i rowery. Wśród sklepów działających w okresie międzywojennym przy Niemieckiej 2 wciąż było kilka mogących się poszczycić długą tradycją, jak salon „Kapeluszy Damskich” Sory Kaszgel czy „Futra, ubrania gotowe i czapki” Ajzyka Sakina. Prężnie działał sklep „Gastronomia”, który prowadził Witold Łojko. Swój sklep fabryczny miała tam także „Fabryka czekolady Fortuna”.
Ciekawostką jest, że w 1937 r. zwrotu kompleksu budynków od Bohdanowicza domagał się wspomniany już zakon oo. pijarów. Podstawą roszczeń były dokumenty z XVIII w. dowodzące, iż w miejscu tym znajdował się klasztor zakonu i rozpoczęta została budowa ich kościoła. Swoje żądania uzasadniali tym, iż zakon utracił te domy w wyniku konfiskaty przez zaborcę rosyjskiego. Bohdanowicz zdecydowanie odmawiał jakichkolwiek ustępstw. Do wybuchu II wojny światowej sprawa nie została rozstrzygnięta.

| Fot. Wojciech Jaskuła
Pod numerem…
Na ul. Niemieckiej 4, obecnie Vokiečių g. 15, znajdował się dom należący swego czasu również do oo. pijarów, a później do rodziny Szulca. Został odkupiony od nich przez małżeństwo Lejzera i Taubę Rubinów (jest to jeden z przykładów transakcji, jak nieruchomości przechodziły w ręce żydowskie). Po Rubinach właścicielami byli Gronim i Leja Pupkinowie, od których znów kupił je kupiec Jakub Wirszubski. Jego spadkobiercami zostali wdowa i czwórka dzieci. W kamienicy mieściły się liczne lokale pod wynajem dla handlowców i rzemieślników. Między innymi była tam firma „Optyka” Edwarda Arcichowskiego, który zawarł umowę z Kasą Chorych. Przychodziło do niego sporo klientów z receptami z miejskich przychodni. Jednak w drugiej połowie lat 30., na fali nasilającego się bojkotu żydowskiego handlu i usług, w endeckiej prasie pojawiły się apele, aby Kasa Chorych zerwała tę „umowę z Żydami”.
Dom na Niemieckiej 6 (obecnie Vokiečių g. 13) był popularny ze względu na dwa tłumnie uczęszczane lokale. Izaak Probe prowadził „Cukiernię” natomiast Alter Dublin restaurację zwaną potocznie „Dubina” lub „Pod Szóstką”. Obok był sklep z pieczywem wypiekający słynny chleb słodowy „Pain Normal”. Od 1930 r. w oficynie na podwórzu czynna była łaźnia z pełnymi wygodami, oddzielna dla kobiet i mężczyzn.
Przy Niemieckiej 8 (dziś również Vokiečių g. 13) stał budynek czterokondygnacyjny, znacznie wyższy od sąsiednich. Przed I wojną światową zaczęła w tym domu działać jedna z ważniejszych wileńskich firm produkująca rękawiczki, którą założył Chaim Kliot, a dodajmy, że Wilno słynęło niegdyś z produkcji rękawiczek.
Niemiecka 12 (obecnie Vokiečių g. 11) – jednym z właścicieli tej kamienicy był Szymon Funk, później Szlom Nemzer, a po jego śmierci spadkobiercy. Dom miał szczególne znaczenie, gdyż przez jego bramę przejść można było do synagogi Wielkiej. Ważnym wydarzeniem w okresie międzywojennym związanym z tym miejscem była wizyta prezydenta RP Ignacego Mościckiego w czerwcu 1930 r. Samochód z prezydentem przejeżdżał Niemiecką zapełnioną tłumem wiwatujących. Prezydenta do synagogi wprowadzali Izaak Rubinsztejn wraz z rabinami.
Dom przy ul. Niemieckiej 22 /Klaczki 2 (obecnie Vokiečių g. 5) w okresie międzywojennym należał do Tobiasza Bunimowicza. Budynki składające się na kompleks mieściły w tym czasie kilkanaście sklepów, wiele firm oraz sporo mniejszych i większych warsztatów. Od frontu znajdował się Bank Spółdzielczy Kupców i Rzemieślników Żydowskich. Mieściło się tam również centrum handlu tkaninami w Wilnie. Ulokował się tam m.in. sklep fabryczny firmy „Henryk Jankowski i Syn” z Bielska. Jednak najbardziej charakterystyczną postacią związaną z tym miejscem od 1935 r. była Sora Kłok, prawdziwa wileńska osobowość. Prowadziła sklep z dodatkami krawieckimi, z czasem zwiększając asortyment o tkaniny oraz gotowe ubrania. Jej osobliwość wynikała po części z wyglądu – była niezmiernie niska, z rudawym zarostem na brodzie i bardzo „pękata”, poruszała się niezwyczajnie i dziwnie mówiła.
Przede wszystkim jednak znakomicie znała się na handlu. Była mistrzynią targowania się z klientami. Wspominał ją Ferdynand Ruszczyc, gdy kupował u niej dekoracje teatralne, znał ją również Czesław Miłosz, wspominając, że u Sory jego ciotka kupowała materiały na ubrania. Kłok znana była szczególnie wśród elity wileńskiej. Każda wytworna kreacja damy na rauty czy bale zawierała coś z „kłokowego” sklepu, gdyż Sora miała również dział z wykwintną galanterią. Ze względu na swą popularność trafiła nawet w formie kukiełki do „Szopki Akademickiej”, co na swój sposób było wyróżnieniem. Można z całym przekonaniem powiedzieć, iż bez niezwykłej popularności Sory cała ulica Niemiecka nie byłaby tym, czym się stała.



| Fot. archiwum własne
Niemiecka w poezji
Waldemar Wołkanowski przekonuje w „Wileńskim ABC”, że gdy prześledzi się przedwojenne rejestry działalności gospodarczej, można odnieść wrażenie, iż ulica Niemiecka była samowystarczalna. Nie ominęły ją jednak dziejowe wzloty i upadki, a także ludzkie tragedie.
Konstanty Ildefons Gałczyński pisał, że na ulicy Niemieckiej „było więcej rozpaczy niż piasku na pustyni (…) niż w morzu korali”. Pisał również, iż ulicą kroczył „kryzys, jak śmierć z kosą”, a sklepikarze wciąż wykrzykiwali, że „ceny najniższe, a nie kupuje nikt”, „Spal, Jahwe, Niemiecką ulicę! Co pójdę sprzedawać? Chmury z księżycem?”. Poeta, pisząc ten wiersz, nie wiedział jeszcze, że połowa ulicy zostanie za kilka lat spalona i zburzona, a jej mieszkańcy doświadczą koszmaru getta…
Dzisiejsza ulica Niemiecka stara się o tym już nie pamiętać i żyje swoim nowym, współczesnym życiem, budując nową historię dla następnych pokoleń.
Czytaj więcej: Niemiecka zmieni się nie do poznania
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 32 (90) 09-15/08/2025