Co gorsza, rośnie krytyka sposobu dowodzenia kierownictwa ukraińskiej armii. Błędy kosztujące nie tylko straty terytorialne, lecz także ludzkie, są na froncie coraz częstsze. Nic dziwnego, że armia ukraińska od dawna jest w odwrocie. Że kosztuje to tysiące ofiar także Rosję? To nigdy nie było dla moskiewskiego państwa problemem.
W dniach poprzedzających szczyt Trump–Putin na Alasce 15 sierpnia głośno było o załamaniu ukraińskiej obrony na jednym z kluczowych odcinków frontu: pod Pokrowskiem w obwodzie donieckim. Ostatecznie, dzięki szybkiemu przerzutowi tam rezerw ukraińskich, udało się pożar ugasić. Ale to pokazuje, że Rosjanie mogą w różnych miejscach liczącego ponad tysiąc kilometrów frontu zaskakiwać Ukraińców i wbijać się głęboko w terytorium kontrolowane przez Kijów. Dlaczego tak się dzieje?
Sowiecka szkoła wojenna 2.0
Powody są dwa: jeden to błędy w dowodzeniu po stronie ukraińskiej, drugi to brak personelu w armii ukraińskiej – same drony nie zabezpieczą luk między stanowiskami mniej licznych od nacierających Rosjan Ukraińców.
Tymczasem – jak mówi głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy, generał Ołeksandr Syrski – wróg stosuje tzw. taktykę tysiąca cięć, czyli atak na szerokim froncie małych grup szturmowych. – Odniósł pewien sukces, kiedy jego grupy posunęły się o 10–12 km w kierunku kilku naszych miejscowości i nagle się tam pojawiły. Dlaczego tak się stało? Po pierwsze, teren tam jest pełen wąwozów, rzek – obszarów, których naturalne właściwości pozwalają na ukryte przemieszczanie się. A latem jest tam jeszcze dużo roślinności, co utrudnia kontrolę linii walki – wyjaśniał Syrski.
Jako drugą przyczynę podał fakt, że siły obronne nie mają tutaj ciągłej linii frontu, co wykorzystał wróg i posunął się naprzód. Ostatecznie udało się zatrzymać natarcie i zabezpieczyć kluczowy szlak zaopatrzenia wojsk broniących Pokrowska.
Gen. Syrski nie wspomniał przy tym o tym, o czym głośno mówią eksperci i byli wojskowi. Czyli o fatalnym dowodzeniu. Brakuje koordynacji między sąsiadującymi ze sobą na froncie jednostkami. Ponadto dowódcy boją się meldować wyżej o problemach na froncie.
Trzecia kwestia, i to już obciąża też samego Syrskiego, to odgórnie zalecana strategia, która mówi, że bez rozkazu nie wolno cofnąć się nawet o krok. W efekcie giną żołnierze broniący pozycji, które już są stracone, choćby na skutek oskrzydlenia przez wroga. To nie przypadek, że Syrskiego nazywa się rzeźnikiem, a jego pomysły na prowadzenie wojny przypominają szkołę sowiecką.
Rosyjska rekrutacja w 2023 r.
Powyższa szkoła dominuje po stronie rosyjskiej. Tyle że Rosjanie mają mięsa armatniego pod dostatkiem. Nie to co Ukraina.
W miarę jak Rosja kontynuuje ofensywę, Ukraina stoi w obliczu kryzysu, który według ekspertów jest równie poważny jak niedobory amunicji i broni: malejące zasoby piechoty. Brak ludzi po stronie ukraińskiej pozwala Rosji stosować taktykę, którą Syrski nazwał niedawno „całkowitą infiltracją”. Małe grupy piechoty przedostają się przez ukraińskie linie – w tym do Pokrowska, kluczowego miasta w regionie donieckim, które jest prawdopodobnie głównym celem obecnej ofensywy Rosji.
Na początku wojny układ sił był zupełnie inny. Przed rozpoczęciem inwazji w 2022 r. armia rosyjska liczyła około miliona żołnierzy, z czego 150–190 tys. stacjonowało wzdłuż granic Ukrainy z Rosją i Białorusią. W tym czasie ukraińskie siły zbrojne liczyły ok. 260 tys. żołnierzy w służbie czynnej, ale do połowy lata kraj zmobilizował do 700 tys. mężczyzn, uzyskując przewagę liczebną nad najeźdźczymi siłami rosyjskimi, które do tego czasu zostały wyparte z regionu Kijowa.
Rosja została zmuszona do przeprowadzenia „częściowej mobilizacji” nawet 300 tys. rezerwistów, aby ustabilizować linię frontu po utracie tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium we wschodniej Ukrainie. W 2023 r. ruszyła intensywna rekrutacja do rosyjskiej armii, w ramach której do wojska wcielono tysiące więźniów, a także grupy najemników.
Z drugiej strony Ukraina zmagała się z problemem znalezienia nowych rekrutów, którzy zastąpiliby straty. Jak zauważyli analitycy z grupy śledczej Conflict Intelligence Team (CIT), 2023 był to rok, w którym sytuacja zmieniła się na korzyść Moskwy, ponieważ rosyjska kampania rekrutacyjna zniwelowała przewagę Ukrainy pod względem siły ludzkiej, podczas gdy Kijów borykał się z rosnącymi trudnościami w uzupełnianiu swoich szeregów.
Kto będzie walczył za Ukrainę?
Według polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia Ukraina musi zrekrutować ok. 300 tys. żołnierzy, aby uzupełnić swoje brygady, z których część ma zaledwie 30 proc. stanu. W ubiegłym roku udało się zwerbować 200 tys. osób, co jednak „okazało się niewystarczające do utrzymania odpowiedniej liczebności oddziałów” ze względu na „skalę dezercji i strat osobowych” – podaje raport OSW.
Obecnie Ukraina rekrutuje od 17 tys. do 24 tys. osób miesięcznie, czyli 204–288 tys. rocznie. Chociaż Rosja musiała zwiększyć premię za zaciągnięcie się do wojska, szacuje się, że liczba rekrutów wzrosła do nawet 30 tys. miesięcznie, co daje przewagę 70–150 tys. rocznie.
Oprócz różnic w liczbach rekrutacyjnych armia ukraińska boryka się z problemem dezercji – każdego roku odnotowuje się dziesiątki tysięcy przypadków żołnierzy, którzy opuścili służbę bez zezwolenia. Przypadki przymusowej mobilizacji, podczas której ukraińscy mężczyźni są zabierani z ulic do centrów rekrutacyjnych, przyczyniają się do problemu dezercji, ponieważ zmobilizowani rekruci są często mniej zmotywowani niż ci, którzy zgłosili się na ochotnika.
Czas na niepopularną decyzję
Ukraina przyjęła kilka strategii mających na celu rozwiązanie problemów związanych z rekrutacją i dezercją. Żołnierze, którzy samowolnie opuścili służbę, mogą uniknąć ścigania, jeśli dobrowolnie powrócą do swoich jednostek. Zrobiły to dziesiątki tysięcy osób, choć liczba dezerterów jest nadal wyższa.
Pomimo presji ze strony administracji USA Ukraina jak dotąd opiera się obniżeniu wieku poborowego do 18 lat – posunięcie to byłoby głęboko niepopularne wśród społeczeństwa. Dziś ukraińscy mężczyźni w wieku 25 lat i starsi mogą zostać powołani do służby – po obniżeniu wieku z 27 lat w kwietniu 2024 r.
Jednak wojsko zaczęło oferować miesięczne wynagrodzenie w wysokości 120 tys. hrywien (ok. 2900 dolarów) oraz inne zachęty finansowe, aby zachęcić osoby w wieku od 18 do 24 lat do zgłoszenia się na ochotnika. Bez większego efektu.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 34 (95) 23-29/08/2025