Na pytanie dziennikarza LRT, w minioną niedzielę (21 września), czy Stany Zjednoczone pomogą krajom bałtyckim oraz Polsce, w razie eskalacji ze strony Rosji, Donald Trump oświadczył: „Tak pomógłbym”. Prezydent Stanów Zjednoczonych poza tym oświadczył, że bardzo mu się nie podoba, że przed kilkoma dniami rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii.
Estoński incydent
19 września strona estońska poinformowała, że trzy rosyjskie myśliwce MiG-31 wleciały w piątek rano w przestrzeń powietrzną Estonii w pobliżu wyspy Vaindloo na Zatoce Fińskiej i pozostawały tam przez około 12 minut. Myśliwce nie miały planów lotu, a ich transpondery były wyłączone. Nie nawiązały również dwukierunkowej łączności radiowej z estońską kontrolą ruchu lotniczego. Ze względu na incydent na prośbę Tallina w poniedziałek odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ. „Rada Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych zbierze się na nadzwyczajne posiedzenie w odpowiedzi na rażące naruszenie w piątek estońskiej przestrzeni powietrznej przez Rosję” – czytamy w komunikacie estońskiego MSZ. Estonia zdecydowała się również złożyć wniosek w sprawie uruchomienia konsultacji na podstawie art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. 23 września ma odbyć się posiedzenie Rady Północnoatlantyckiej, czyli najważniejszego organu decydującego w NATO.
Tylko w tym roku Rosja naruszyła przestrzeń powietrzną Estonii czterokrotnie. Co prawda, wcześniejsze tego typu incydenty trwały od minuty do kilku minut. Strona rosyjska oświadczyła, że lot myśliwców był zgodny z międzynarodowym ustawodawstwem. „Lot odbył się zgodnie z międzynarodowymi zasadami korzystania z przestrzeni powietrznej, bez naruszania granic innych państw, co potwierdzają obiektywne środki kontroli” – oświadczył rosyjski resort obrony.

| Fot. EPA-ELTA
Nic nie znaczą?
Do wydarzenia odniósł się również prezydent Ukrainy. „To nie wypadki, to systematyczna rosyjska kampania wymierzona w Europę, NATO i Zachód, która wymaga systemowej odpowiedzi” – oświadczył Wołodymyr Zełenski. Dodał: „Używają wszelkich narzędzi: od ingerencji w procesy polityczne, tak jak w Rumunii i Mołdawii, do ingerencji w przestrzeń powietrzną, tak jak w Polsce, Rumunii i Estonii”. Zełenski poza tym zaapelował do społeczności międzynarodowej do wywierania dalszej presji na Rosję w postaci sankcji ekonomicznych.
Analityk ds. bezpieczeństwa Marius Laurinavičius w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” oświadczył, że słowa Donalda Trumpa nie są powodem do dużej radości.
– Nic nie znaczą. Trumpa trzeba oceniać na podstawie konkretnych działań, a nie słów. Trump może powiedzieć z rana jedno, a wieczorem coś zupełnie innego. Oczywiście, to trzeba podkreślić, że są to dobre słowa względem nas. Przynajmniej to powiedział. Jednak to nie oznacza, że za tym automatycznie pójdą konkretne działania – twierdzi analityk.
Brak reakcji
Rozmówca oświadczył, że jeśli chodzi o bezpieczeństwo Europy, to nadal pozostaje sceptyczny względem polityki Donalda Trumpa.
– Moim zdaniem on nadal chce zakończyć wojnę w Ukrainie na niekorzystnych dla Ukrainy warunkach. Kwestia Ukrainy oraz kwestia obrony państw bałtyckich czy Polski to są różne sprawy. Nigdy nie miałem wątpliwości, że Stany Zjednoczone by nas broniły. Tym niemniej, trzeba pamiętać o tym, że Trump w żaden sposób nie zareagował na atak rosyjskich dronów w Polsce czy na rosyjskie myśliwce w Estonii. Moim zdaniem ten brak reakcji mówi więcej, niż abstrakcyjna wypowiedź dotycząca obrony krajów bałtyckich – ocenia Marius Laurinavičius, którego zdaniem brak reakcji ze strony prezydenta USA w tak kluczowych sprawach tylko zachęca Rosję do dalszych ataków hybrydowych.
Atak dronów
W nocy z 9 na 10 września Polskę przestrzeń powietrzną zaatakowało kilkanaście rosyjskich dronów. Kilka dni później NATO uruchomiło nową inicjatywę Eastern Sentry (Wschodnia Straż), której celem jest wykrywanie i natychmiastowe przekazywanie sojusznikom danych dotyczących wszelkich zagrożeń na niebie i na ziemi nadchodzących ze strony Rosji i Białorusi. „Zestrzeleniem dronów pokazaliśmy, że bronimy każdego kawałka Sojuszu. To była bardzo niebezpieczna sytuacja. Pytanie, jak daleko posunie się Rosja — podkreślam, że jesteśmy sojuszem obronnym, a nie ofensywnym” – oświadczył sekretarz generalny NATO Mark Rutte.
Nie patrząc na pewne wypowiedzi lub brak reakcji Donalda Trumpa, to społeczeństwo Stanów Zjednoczonych, w swej większości, jest za bronieniem sojuszników ze wschodniej flanki. Z danych badań opinii publicznych przeprowadzonych przez amerykański think tank Chicago Council on Global Affairs, wynika, że 54 proc. obywateli USA poparłoby wysłanie wojsk USA do Litwy, Łotwy lub Estonii w przypadku inwazji wojsk rosyjskich na te kraje. Przykładowo w roku 2014, kiedy po raz pierwszy Amerykanom zadano takie pytanie, to taką odpowiedź wyraziło tylko 44 proc. badanych.
