Naszymi rozmówcami są dyrektor Gimnazjum w Zujunach Marek Pszczołowski i Małgorzata Wasilewska – przedstawiciele środowiska oświaty, którzy od lat współpracują z PTS i z pasją wspierają rozwój kulturalny młodzieży. W rozmowie opowiadają o roli teatru w edukacji.
Honorata Adamowicz: Jak zaczęła się Pana i Pani przygoda z teatrem?
Marek Pszczołowski: Na drugim roku studiów koleżanka ze studiów zaproponowała, abym schodził na próbę i wypróbował siebie. Od szkolnych lat często było się na scenie na imprezach szkolnych czy to olimpiadach, to była też chęć wypróbowania siebie w czymś poważniejszym. I rozpoczęła się ta przygoda z teatrem.
Małgorzata Wasilewska: Moja przygoda z teatrem zaczęła się jeszcze w dzieciństwie. Oglądałam moich rodziców, którzy należeli do teatru, i z zapartym tchem śledziłam ich występy. W domu razem z siostrą Nadieżdą (obecnie Rusecką), kuzynem Edwardem Kiejzikiem i bratem Danielem Jezulewiczem przygotowywaliśmy krótkie scenki i wiersze dla rodziny – to były nasze pierwsze kroki na małej, domowej scenie.
Już wtedy, nie do końca to rozumiejąc, czułam, że teatr to coś więcej niż zabawa – że to sposób na bycie razem, na rozmowę o wartościach, o emocjach, o świecie.
Później, już w dziewiątej klasie, dołączyłam do Teatru „Studio” – i właściwie zostałam tu na zawsze. To miejsce stało się przestrzenią emocji, wzruszeń, długoletnich przyjaźni, ale też miejscem, gdzie pielęgnuje się polskość i kulturę, która nas kształtuje. Teatr „Studio” zawsze był dla mnie domem duchowym – miejscem, w którym można czuć dumę z tego, kim jesteśmy i skąd pochodzimy.
Teatr to też część naszej rodzinnej historii. Moja siostrzenica, Karolina Rusiecka, od najmłodszych lat występuje w spektaklach, kontynuując tradycję, która zaczęła się jeszcze w czasach moich rodziców. Cieszę się, że pasja do teatru trwa w naszej rodzinie – że przekazujemy ją dalej, ucząc młodsze pokolenia wrażliwości, odwagi i miłości do polskiej kultury.

| Fot. archiwum prywatne
Czy pamiętają Państwo swój pierwszy spektakl lub rolę? Jakie emocje temu towarzyszyły?
Marek: Pierwszy spektakl to „Jaryna” według J.I. Kraszewskiego. Emocji masa, gdyż to pierwsza rola i od razu jedna z głównych. Duże wyzwanie i odpowiedzialność. Nerw, strach, a potem zadowolenie ze spektaklu.
Małgorzata: Pierwszą ważną rolą była właśnie Jaryna w sztuce „Jaryna” według powieści Kraszewskiego. Pamiętam ogromną tremę, ale też radość i dumę. Kiedy wyszłam na scenę, myślałam, że zemdleję, ale po chwili ogarnęło mnie uczucie niezwykłej wolności. Zrozumiałam, że teatr pozwala być sobą – może nawet bardziej niż w życiu prywatnym.
Co skłoniło Pana i Panią – jako osobę z branży oświaty – do wyjścia na scenę?
Marek: Wyjście na scenę nastąpiło u mnie wcześniej niż początek pracy w oświacie. Ale i teatr, i oświata mają podobne, niemalże identyczne zadania – wychowywać, nauczać, kształcić. Teatr dopełnia oświatę, urozmaica, robi ciekawszą w odbiorze.
Małgorzata: Teatr i szkoła są dla mnie bardzo blisko siebie. Nauczyciel i aktor mają wiele wspólnego – oboje przekazują emocje, inspirują, uczą odwagi.
Kiedy widzę, jak moi uczniowie rosną na scenie, jak uczą się panować nad tremą i pokonywać własne lęki, wiem, że ta praca ma głęboki sens. Poprzez teatr uczymy ich nie tylko mówić tekst, ale też rozumieć słowo, wartość, tradycję. To właśnie teatr pozwala młodemu pokoleniu odkryć polskie słowo, kulturę i duchowość – w sposób, który porusza serce.
Jak udaje się Panu i Pani łączyć obowiązki zawodowe z pasją teatralną?
Marek: Wszystko zależy od tego, jak układasz i planujesz swój czas. Oczywiście czasami obowiązki i pasja nakładają się wzajemnie, ale jeżeli starać się znaleźć wyjście, najczęściej ono znajdzie się.
Małgorzata: To wymaga dobrej organizacji, ale jeśli coś się kocha, zawsze znajdzie się na to czas. Po lekcjach często zostaję z dziećmi, by ćwiczyć role i przygotowywać scenografię. Dla mnie to nie obowiązek, lecz radość. Teatr daje mi energię, której później potrzebuję w codziennej pracy.
Zawsze wierzyłam, że wychowanie przez sztukę to najlepszy sposób, by uczyć wrażliwości, współpracy i dumy z własnych korzeni.
Czy praca w szkole pomaga w graniu na scenie?
Marek: Granie na scenie właśnie bardzo pomogło w kontakcie z uczniami, rodzicami, nauczycielami, przy częstych wystąpieniach i świętach.
Małgorzata: Zdecydowanie tak. Każda lekcja to trochę jak spektakl – trzeba mówić z emocją, przyciągać uwagę, reagować na ludzi. Praca z uczniami nauczyła mnie cierpliwości, uważności i tego, jak mówić tak, by inni naprawdę słuchali.
Scena i klasa to dwa światy, które się przenikają – w obu chodzi o kontakt, szczerość i przekazanie prawdy. Teatr rozwija empatię, uczy wrażliwości i pomaga budować relacje. Zawsze powtarzam moim uczniom: „Wykorzystaj swoją minutę – zrób to najlepiej, jak potrafisz”.
To moje małe motto – zarówno na scenie, jak i w życiu. Widzę, jak teatr daje im pewność siebie, ale też uczy ich szacunku do słowa, do tradycji i do drugiego człowieka.
To właśnie poprzez teatr staram się przekazywać wartości, które są fundamentem polskiego wychowania: prawda, dobro, odpowiedzialność i wrażliwość na innych.
Jak reagują uczniowie, gdy widzą Pana/Panią na scenie?
Marek: Na początku ze zdziwieniem, że jak to dyrektor może grać na scenie. Ale lubię, kiedy uczniowie są w sali. Dobrze zagrana rola to dobry przykład tego, jak iść do celu i jego osiągać. Takim przykładem chcę być dla nich.
Małgorzata: Zaskoczenie, a potem duma – to najczęstsze reakcje. Uśmiechają się, gratulują, zadają pytania. Dla nich to ważne zobaczyć, że nauczyciel też potrafi przeżywać, wzruszać się, tworzyć. Cieszę się, że mogą zobaczyć we mnie nie tylko nauczycielkę, ale też człowieka, który kocha sztukę i kulturę. Wielu z nich pyta, czy też mogą przyjść do teatru – niektórzy zostają tak samo jak i ja.
Co dla Pana i Pani znaczy teatr – osobiście i w kontekście 65-lecia jego istnienia?
Marek: Po tylu latach grania w Polskim Teatrze „Studio” i bycia na scenie teatr jest już cząsteczką ciebie i cieszę się, że przy okazji jubileuszu jestem częścią tego kolektywu, do którego dołączyłem ponad 25 lat temu.
Małgorzata: Teatr to dla mnie nie tylko pasja, ale sposób życia i służby – ludziom, kulturze, polskości. To miejsce, w którym pielęgnuje się pamięć, język, wrażliwość i poczucie wspólnoty.
W kontekście jubileuszu 65-lecia czuję ogromną wdzięczność, że mogę być częścią tej historii. Teatr „Studio” to nie tylko scena – to serce polskiej kultury w Wilnie, przestrzeń, która wychowała już kilka pokoleń widzów i aktorów.

| Fot. archiwum prywatne
Czy był taki moment, kiedy Pana i Pani pomyśleli: „Dla takich chwil warto grać”?
Marek: Każda udana rola przynosi taką myśl.
Małgorzata: Tak – zawsze wtedy, gdy po spektaklu widać w oczach widzów wzruszenie. Ta cisza po ostatnim słowie, a potem oklaski – to moment, w którym czuję, że teatr dotyka duszy. I dla takich chwil warto żyć i grać.
Czy było kiedyś tak, że scena stała się miejscem prawdziwego wzruszenia?
Marek: Może łez – nie, ale wzruszenie prawdziwe towarzyszą każdej roli, w którą wkładasz całego siebie, całą duszę.
Małgorzata: Wielokrotnie. Czasem emocje są tak silne, że łzy przychodzą same – bez gry, bez udawania. To wtedy czuję, że teatr jest najprawdziwszym miejscem na świecie.
Czego nauczył Pana/Panią teatr o sobie samej?
Marek: Teatr pomaga poznać samego siebie – jakie masz emocje, co jest w tobie maską, a co prawdziwe. Uczy pracy zespołowej, uczy poznawać i rozumieć ludzi, uczy odwagi. Poznałem bardziej siebie, jakie mam emocje i pasje, które były gdzieś głęboko wewnątrz. Jak też i ile mam zawziętości, idąc ku celu.
Małgorzata: Nauczył mnie szczerości, pokory i odwagi. Pokazał, że każde słowo, gest i spojrzenie mają znaczenie.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 44 (125) 01-07/11/2025



