Nie będzie to historia, w której pośmiertnie gloryfikuje się człowieka. Dla wielu osób żyjący jeszcze o. Stanisław (ks. Michał Olgierd Dobrowolski; lit. Algirdas Mykolas Dobrovolskis) stał się symbolem, a wszyscy parafianie kościołów, w których służył, mówili, że był człowiekiem po prostu cudownym. I dziś, zarówno oni, jak i bracia kapucyni, dążą do tego, aby został wyniesiony na ołtarze.
Wielu z Podbrzeża, Kiejdan, Poniewieża, Datnowa, Pietraszun pod Kownem mówi o nim jak o świętym. Bo gdzie tylko był, służył ludziom. Rozmawiał z każdym, kto do niego przyszedł, dzielił się dobrym słowem, czynem i modlitwą, dlatego spieszyli na spotkanie, by go zobaczyć, usłyszeć.
Jak podkreśla Vincentas Tamosauskas, brat ze zgromadzenia braci kapucynów w Kownie, wierzyli w przemianę duszy i ciała, gdyż widzieli kapłana o szczególnych mocach – choć o. Stanisław powiedział kiedyś w kazaniu z 1962 r.: „Nie biegnijcie tam, gdzie ksiądz jest bardziej sympatyczny, gdzie kazanie jest bardziej poetyckie”.
– W jego kazaniach nie było zbyt wielu przemówień. Ktoś, kto słuchał kazania po raz pierwszy, był nieco zdziwiony, ponieważ nie słyszał tradycyjnej treści. Słyszało się o Bogu i człowieku, ale bez żadnych wyrzutów, zastraszania, ciągłych reprymend za niestosowne życie, picie alkoholu czy niewierność małżeńską, lub niewierność Kościołowi – opowiada brat Vincentas.
Uczestnicy mszy świętych pamiętają go, jak przed nabożeństwem przechadzał się po kościele, między ławkami. Niejednokrotnie zatrzymywał się przy ludziach, pytając o ich zdrowie, rodzinę, czasami z radością kończył rozmowę, kładąc dłoń na dłoni osoby, z którą rozmawiał.
Wspomnienia wciąż żywe
Irena Duchowska, która o. Stanisława miała okazję poznać, tak go obszernie wspomina: – Ojca Stanisława poznałam w roku 1989, kiedy jako nauczycielka fizyki, wychowawczyni abiturientów, po ostatnim dzwonku w szkole średniej rejonu kiejdańskiego pojechałam z maturzystami do Podbrzeża. O. Stanisław przyjął nas bardzo ciepło, grał na pianinie, śpiewał chorały, opowiadał o sobie. I biła od niego niesamowita dobroć i spokój. Od tego czasu zawsze wiedziałam, do kogo się zwrócić w trudnych momentach. W 1990 r. o. Stanisław był przeniesiony do Datnowa, więc spotykaliśmy się prawie co niedzielę, czasami i częściej. Chrzcił mego najmłodszego syna Kazimierza. Przy o. Stanisławie trójka moich dzieci przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej.
– Ojciec Stanisław był lekarzem dusz, zawsze promieniował szczególnym światłem, spokojem i miłością, potrafił zrozumieć każdego i był blisko prostego ludu. Prowadził tryb życia świętego, niczego nie potrzebował dla siebie, zimą chodził boso, posłanie miał z desek i słomy. Każdej nocy wstawał na modlitwę, był dla siebie bardzo surowy i wymagający, prowadził rygorystyczny tryb życia. Ilekroć bywałam w Podbrzeżu czy Datnowie, zawsze można było tam spotkać ludzi z różnych zakątków nie tylko Litwy, ale i całego Związku Sowieckiego, Polski czy innych krajów. Ojciec Stanisław przyciągał ludzi jak magnes, kto raz go poznał, chciał do niego wracać. W czasach sowieckich nazywano go czerwonym księdzem, bo udzielał ślubów, chrzcił dzieci komunistów, nie wpisując do ksiąg kościelnych, by im nie zaszkodzić w sprawowaniu władzy państwowej. Za to był w niełaskach u władz kościelnych. Nie wszystkim też księżom podobało się być w cieniu o. Stanisława, zazdroszczono mu popularności i tej iskry, która zapalała płomień w sercach spotykanych ludzi – opowiada.
Był bardzo skromny, cichy i bezpośredni, nigdy nie unosił się, zawsze znajdował czas na rozmowę z przybyszem, potrafił pocieszyć, uspokoić, doradzić. Od dawna miał w swej opiece ludzi w depresji, wielu osobom uratował nie tylko zdrowie, ale i życie. Tulili się do niego grzęznący w alkoholu i narkomanii, wszystkim pomagał, pozwalał być obok siebie, wymyślał zajęcia dla rąk, by praca pomagała w leczeniu duszy, stąd ślicznie odnowione latarnie, krzyże itd. Każdy, nawet przypadkowy przybłęda, zawsze znalazł u Niego ciepłą strawę i kąt na nocleg lub dłuższy pobyt. Nigdy nie zamykał kościoła mimo kradzieży, które się zdarzały, nie wymagał pieniędzy od parafian.
Mawiał: „Kto, ile może – Bóg zapłać”, a biorąc datki, zawsze zapytał, czy nie oddajesz ostatniego grosza. Opowiadał, że mama jego mówiła tylko po polsku, a sam do siedmiu lat nie umiał rozmawiać po litewsku, chociaż później uważał siebie za Litwina. Z Polakami zawsze rozmawiał po polsku, życzliwie udzielił pomieszczenia na polską bibliotekę w murach klasztornych, przyjmował z otwartym sercem gości z Polski, na terenie klasztornym nad Datnówką pozwalał organizować ogniska i wszelkie spotkania z rodakami. Nigdy nie odmówił pozwolenia na odprawienie mszy świętej w języku polskim, jak tylko gościliśmy księdza Polaka.
11 czerwca 2005 r., w dzień III Festynu Kultury Polskiej „Znad Issy”, msza święta w języku polskim została odprawiona w Podbrzeżu, tylko o. Stanisława już nie spotkaliśmy. Od Wielkanocy ciężko chorował, był leczony w Kownie, ale wymagał, aby na soboty, niedziele dowożono go do Podbrzeża.
Ostatnią mszą świętą pożegnał wiernych 5 czerwca. Opowiadał o swej ciężkiej chorobie. Żegnał się z parafianami, cały kościół płakał. Mówił o tym, że człowiek, nawet nie mając sił fizycznych, musi być silny duchem. Nakazywał się modlić.
– Ja osobiście kiedyś we śnie poczułam głęboko jego obecność – podszedł i przykrył mnie i córkę Alinę swoim płaszczem. Wszyscy, którzy mieli szczęście i zaszczyt poznać o. Stanisława, uważają go za świętego. Dzięki poznaniu o. Stanisława wiele osób nawróciło się, zmieniło swoje życie. Dziś wszyscy modlimy się o jego beatyfikację – kończy Irena Duchnowska.
Droga do kapłaństwa
Ojciec Stanisław, a właściwie Mikołaj Olgierd Dobrowolski, urodził się 29 września 1918 r. w miasteczku Radziwiliszki, niedaleko Szawli. Uczył się najpierw w szkole w rodzinnym mieście, a od 1931 r. w Gimnazjum Jezuickim w Kownie. Po ukończeniu gimnazjum w 1936 r. wstąpił do klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów w Płungianach. Po czterech latach nauki Olgierd Dobrowolski przyjął święcenia zakonne i na obłóczynach otrzymał imię zakonne Stanisław.
Władzom klasztornym dał się poznać jako niezwykle pracowity i uzdolniony zakonnik, przełożeni mieli zamiar wysłać go na dalsze studia do Francji. Plany te pokrzyżowało wkroczenie na Litwę Armii Czerwonej w 1941 r. i rozpoczęcie sowieckiej okupacji. W tej sytuacji z polecenia przełożonych brat Stanisław został wysłany na studia do seminarium duchownego w Kownie i zamieszkał w klasztorze kapucynów w Petraszunach.
Na Litwie okupacja sowiecka zmieniła się niebawem w niemiecką. Zakonnik zaangażował się w ratowanie Żydów. Przy pomocy proboszcza kościoła św. Trójcy w Kownie, Bronisława Paukstisa, pozyskiwali fałszywe dokumenty, a jeden z mieszkańców mieszkający nieopodal klasztoru, przekazywał je Żydom. Dzięki sfałszowanym dokumentom mogli oni znaleźć pracę na torfowisku w pobliżu Petraszun. Wkrótce na trop jego działalności wpadło Gestapo, a on sam był o krok od uwięzienia w obozie koncentracyjnym w Auschwitz.

| Fot. archiwum prywatne
Gorliwy kaznodzieja
Niedługo potem komuniści zamknęli kapucyńskie klasztory w Płungianach i w Szawlach. Pozostał tylko klasztor w Pietraszunach, w którym o. Stanisław przebywał do 1945 r., po czym znów wrócił do klasztoru w Płungianach, a w 1948 r. do Kowna. Rozpoczynając pracę duszpasterską, o. Stanisław zasłynął jako kaznodzieja na całej Litwie, odwiedzając prawie sto parafii litewskich. Pasterskim słowem pomagał wiernym pokonywać strach, beznadzieję i grozę rozsiewane przez komunistów.
Kard. Vincentas Sladkevičius, który razem z o. Stanisławem przyjmował święcenia kapłańskie, wspominał: „W Kownie głosił bardzo odważne kazania. Zabierano ludzi, był 1948 r., a on w jednym z kazań powiedział: »Teraz modlimy się, a na dworcu kolejowym stoją przygotowane wagony, w których tłoczą się ludzie. I ci ludzie również się modlą, płaczą, ponieważ opuszczają swoją ojczyznę«”.
W swoich kazaniach wzywał ludzi, aby nie poddawali się rozpaczy i zachęcał do wspierania bojowników o wolność, do modlitwy za zesłaną i represjonowaną przez Sowietów ludność, potępiał sprawców akcji deportacyjnych, prowadził kampanię przeciwko wstępowaniu do partii komunistycznej i Komsomołu, obchodzeniu świąt sowieckich i zawieraniu związków małżeńskich w urzędach stanu cywilnego.
Za swoje antyradzieckie wystąpienia o. Stanisław był upominany przez władze duchowne, które zakazały mu wygłaszania kazań. Publiczne potępienie władzy sowieckiej i masowe represje wobec ludności litewskiej nie pozostały bez konsekwencji.
Zesłania na Syberię
11 sierpnia 1948 r. o. Stanisław został aresztowany i oskarżony „za antysowiecką agitację”. 10 lat kary w obozie pracy odbywał w Incie przy kole podbiegunowym. Pracował w tamtejszych kopalniach węgla oraz na budowach. Tam został zapamiętany jako gorliwy kapłan o niezwykłej sile ducha. Prosił o najcięższe prace i jeszcze miał siły, by odprawiać Eucharystię i uczyć się języków obcych. W obozie o. Stanisław przepracował osiem lat. Gdy uwolniono go w sierpniu 1956 r., na pytanie komendanta, czy zmienił swoje przekonania, kapucyn odpowiedział: „Przekonania się nie zmieniają, obywatelu komendancie, one się pogłębiają”.
Po powrocie na Litwę zakonnik został skierowany na malutką wiejską parafię w rejonie Jurborka. Nie był tam długo, bo w marcu 1957 r. został ponownie aresztowany z powodu „głoszenia poglądów antypaństwowych” i ponownie uwięziony i zesłany, tym razem do Workuty. To uwięzienie trwało kilka miesięcy. O obozowych latach ksiądz tak mówił: „Na starość mam emeryturę 139 litów. Nie ważcie się dawać mi emerytury więźniarskiej. Bycie więźniem na Syberii to dla mnie zaszczyt”. Potrafił widzieć w tych strasznych doświadczeniach Boży dar.
Gdy wrócił na Litwę, skierowano go znów do malutkiej parafii w rejonie Joniski. Tam mieszkał prawie dwa lata w ciasnej, nieogrzewanej zakrystii kościelnej. Nie zmienił swoich przekonań i tym razem za organizowanie antysowieckich rekolekcji dla księży z Rady ds. Kultów Religijnych pozbawiono o. Stanisława świadectwa kapłańskiego, czyli prawa do posługi kapłańskiej i odprawiania rekolekcji, oraz nakazano mu zgolić brodę i zdjąć habit.
W tamtym czasie, w latach 1960–1962, był często przenoszony do najmniejszych i najbiedniejszych litewskich parafii: Juodeikiai, Żmujdki, Milašaičiai i Butkiškė. Pozbawiony podstawowych warunków mieszkalnych spał nieraz w zakrystii kościołów. Ratowało go tłumaczenie poezji Rilkego oraz ciężka praca fizyczna. Kapucyn z własnej inicjatywy porządkował i sprzątał swoją parafię oraz okolice, pisał kazania, jak sam mówił: „dla siebie”.
Oddał się także studiom filozoficznym i teologicznym. Z Rosyjskiej Biblioteki Narodowej w ówczesnym Leningradzie zakonnik zamawiał książki znanych zagranicznych autorów i tłumaczył je na język litewski (ogółem znał osiem języków obcych).
Podbrzeże
Dopiero w Podbrzeżu o. Stanisław znalazł swoją oazę. Posługiwał tam od 1966 do 1990 r. Tak pisał o tej wioseczce, gdy pierwszy raz stanął na jej ziemi: „Do przystanku autobusowego cztery kilometry, do telefonu cztery kilometry. Bieda, bieda i samotność. (…) Cudowne miejsce. Ani sekretarza partyjnego, ani komsomolca”.
I to dzięki niemu wioska rozkwitła. Najpierw rozpoczął remont drewnianej cerkwi i uporządkował cmentarz. Następnie zbudował bramy cmentarne, wmurowując w nie metalowe litewskie krzyże w starym stylu, z promieniami słońca, księżycem i ornamentami roślinnymi. Na cmentarzu pielęgnował dawne tradycje, wznosząc słupy dachowe na grobach powstańców z 1863 r. Idąc za przykładem austriackiego poety Rainera Marii Rilkego, zaczął gromadzić stare sprzęty domowe i odnawiał je. Wkrótce odosobnione Podbrzeże stało się ośrodkiem pielgrzymek.
Dom o. Stanisława, szybko stała się miejscem, do którego przybywali ludzie spragnieni Boga oraz duchowej pociechy, nie tylko z całej Litwy, ale i z innych stron, ludzie pragnący pocieszenia, alkoholicy i narkomani. On ich przygarniał, a jednym ze sposobów „oczyszczania zagubionych dusz” było szorowanie do blasku miedzianych garów oraz wykuwanie „słoneczek” – litewskich krzyży, które ojciec potem wręczał swoim gościom. Przybywali do niego i opozycjoniści, aby zaczerpnąć siły jego ducha. Zakonnik miał dar słuchania z uwagą i sercem, zarówno uciemiężonych ludzi z biednych wsi, jak i intelektualistów. Wiedział, jak rozmawiać z chłopem i z filozofem.
W Podbrzeżu o. Stanisław kontynuował cichą walkę z kulturowymi i religijnymi ograniczeniami reżimu okupacyjnego: przechowywał i rozpowszechniał zakazane publikacje: „Kronikę Kościoła katolickiego na Litwie”, „Świt”, „Bóg i Ojczyzna”, litewskie wydawnictwa międzywojenne, dzieła Borysa Pasternaka i Aleksandra Sołżenicyna, przekłady książek zachodnich filozofów i teologów. Jak donoszą raporty służb bezpieczeństwa, „rozpowszechniał ideologicznie szkodliwą literaturę antysowiecką, wydawaną za granicą”. Przez wiele lat był inwigilowany, nękany i szykanowany przez służby bezpieczeństwa.
Ojciec Stanisław wszystko to przyjmował ze stoickim spokojem. Zawsze rozmawiał z agentami KGB spokojnie, a wielu z nich podobno nawrócił.
Do końca prześladowany przez KGB
Ojciec Stanisław odetchnął dopiero po odzyskaniu przez Litwę niepodległości. Kard. Vincentas Sladkevičius w 1990 r. powierzył o. Stanisławowi odbudowę dawnego klasztoru bernardynów w Dotnowie (rejon kiejdański). W ciągu 12 lat kapłan dokonał tego, co wydawało się niemożliwe, biorąc zwłaszcza pod uwagę trudne warunki ekonomiczne rodzącej się niepodległej Litwy – odbudował zrujnowany i nienadający się do zamieszkania klasztor oraz wyremontował stojący obok kościół.
W 2002 r. o. Stanisław powrócił do ukochanego Podbrzeża, aby kontynuować działalność duszpasterską. W tym czasie był już poważnie chory, ale nie ograniczył zakresu swojej pracy duszpasterskiej: chrzcił, udzielał ślubów, ostatniego namaszczenia albo po prostu słuchał wiernych. Do Podbrzeża, podobnie jak w latach wcześniejszych, stale przybywali ludzie pragnący uwolnić się od nałogów, dzieci z niepełnosprawnością intelektualną i wycieczki. Nawet gdy był w złym stanie zdrowia, dowożono go do kościoła na wózku inwalidzkim i błogosławił wiernych.
Ojciec Stanisław, dekretem Prezydenta RL, za zasługi dla Litwy w 1996 r. został odznaczony Orderem Wielkiego Księcia Litewskiego Giedymina IV stopnia, a w 1999 r. za ratowanie Żydów przed nazistowskim ludobójstwem – Krzyżem Ratowania Ginących. W 1997 r. o. Stanisław otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Rejonu Kiejdańskiego, a w 1999 r. nagrodę Fundacji Harmonia.
Ojciec Stanisław zmarł 23 czerwca 2005 r. i został pochowany na cmentarzu w Podbrzeżu.
Cuda i łaski
Kilkanaście lat po śmierci o. Stanisława pielgrzymów w Podbrzeżu nie brakuje. 23. dnia każdego miesiąca gromadzą się ci, którzy pamiętają o. Stanisława i którzy doświadczyli dzięki niemu łaski wiary.
Ludzie piszą listy o uzdrowieniach za jego wstawiennictwem. O. Gintaras Vincentas Tamošauskas opowiada o uzdrowieniu egzorysty, ks. Arnoldasa Valkauskasa. Jego organizm przechodził bardzo ciężkie zapalenie. Modlił się on gorąco przy grobie o. Stanisława i doznał uzdrowienia. Według o. Vincentasa podobnych historii jest więcej.
Kult Ojca Stanisława jest wciąż żywy, świadczy o tym Stowarzyszenie im. Ojca Stanisława, do którego należy obecnie 200 osób modlących się oraz pielęgnujących pamięć o nim, organizujące rekolekcje i inne wydarzenia. Muzeum Powstania 1863 r. w Podbrzeżu pielęgnuje również pamięć o o. Stanisławie. Powstała strona internetowa: stanislovas.lt.
Ponadto władze zakonne krakowskiej prowincji kapucynów podjęły decyzję o zbieraniu materiałów i świadectw w kierunku rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego o. Stanisława. Choć są i „siły przeciwne” tej beatyfikacji….
Czytaj więcej: Muzeum Powstania Styczniowego — jedyne takie w świecie
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 45 (128) 08-14/11/2025

