We wtorek, 18 listopada, zakończyły się w Europie (strefa UEFA) zmagania grupowe eliminacji do Mistrzostw Świata, które zostaną rozegrane w dniach 11 czerwca-19 lipca 2026 r. w Kanadzie, Meksyku i Stanach Zjednoczonych. Ostatnie mecze w wykonaniu reprezentacji tworzących przez ponad 200 lat Rzeczpospolitą Obojga Narodów, mimo jakże odmiennych wyników, były rozczarowaniem.
Klęska Litwy na zakończenie fatalnych eliminacji
Litwa poniosła klęskę w Amsterdamie. Na Johan Cruijff ArenA podopieczni Ronalda Koemana rozgromili Litwę 4:0 (1:0). W pierwszej połowie Litwini stawiali jeszcze opór, ale cztery minuty w drugiej odsłonie „zamknęły” mecz. Pomarańczowi na chwilę przestali się bawić i zagrali na swoim poziomie, po czym trener dokonał pięciu zmian i tak naprawdę portugalski sędzia Luis Miguel Branco Godinho mógłby zakończyć mecz po godzinie. Kiedy przypomnimy sobie ambitną walkę we wrześniu w Kownie, gdy Litwini trochę postraszyli „Oranje”, doprowadzając do remisu 2:2, rozczarowanie ostatnim występem eliminacyjnym jest jeszcze większe.
Finał wieńczy dzieło, można ironicznie podsumować udział reprezentacji prowadzonej przez Edgarasa Jankauskasa. Dorobek potomków Giedymina w ośmiu meczach to trzy remisy (dwa z Maltą i jeden z Finlandią) i pięć porażek oraz jedynie sześć bramek strzelonych przy 15 straconych. Dodatkowo, w ostatniej kolejce rozgrywek, sensacyjne zwycięstwo Malty w Helsinkach zepchnęło Litwę na ostatnie miejsce w grupie G. Start w eliminacjach do Mistrzostw Świata po raz kolejny potwierdził niską rangę piłki nożnej w kraju zakochanym w koszykówce. Maleńki, jak na realia europejskie, stadion „obecnie narodowy” w Kownie, który może pomieścić 15 tys. widzów, nie był wypełniany podczas spotkań reprezentacyjnych.
Czytaj więcej: Futbol w Dolinie Mickiewicza
Kuriozalny występ Polski na koniec eliminacji
Przed ostatnim meczem Polska miała nawet matematyczne szanse na awans bezpośredni, ale nikt poważny nie brał ich pod uwagę, bo warunki konieczne do spełnienia były absurdalne (przegrana Holandii u siebie z Litwą i zwycięstwo Polski różnicą kilkunastu bramek). W meczu z Maltą najważniejsze było zwycięstwo, które miało umocnić szanse na znalezienie się w pierwszym koszyku podczas losowania baraży, dzięki czemu można uniknąć konfrontacji z najsilniejszymi reprezentacjami (przede wszystkim chodzi o Włochy i Turcję). Nakarmieni optymizmem po świetnym spotkaniu z Holandią (1:1 na Narodowym w Warszawie) oczekiwali dodatkowo dobrej gry i wielu bramek.
Pierwszy warunek został spełniony, Biało-Czerwoni wygrali 3:2, ale styl pozostawiał bardzo wiele do życzenia. To była zupełnie inna drużyna: powolna, wręcz ospała. Piłkarze, tłumacząc się ze swojej słabej gry, podkreślali stronę mentalną. Jak mówili, trudno, po takim meczu jak z Holandią, kiedy byliśmy lepsi od giganta światowej piłki, przygotować taką samą motywację na spotkanie ze 166 drużyną w rankingu światowym. Mecz na Malcie był szalony, Polacy trzykrotnie obejmowali prowadzenie, wyspiarze dwukrotnie doprowadzali do wyrównania. Najbardziej kuriozalna sytuacja miała miejsce w drugiej połowie, gdy Polacy po świetnej akcji Skórasia ze Świderskim podwyższyli na 3:1. Niestety, radość trwała krótko, sędzia po analizie VAR nie tylko nie uznał bramki, ale przyznał Maltańczykom rzut karny, bo bramkowa akcja Polaków rozpoczęła się od faulu Kiwiora na naszym polu karnym. W efekcie, po wykorzystaniu karnego, wynik zmienił się z 3:1 dla nas na 2:2.
Występ narodowej reprezentacji w fazie grupowej miał dwa rozdziały. Pierwszy, podpisany przez Michała Probierza, przyniósł dwa wymęczone zwycięstwa u siebie nad słabeuszami (1:0 z Litwą i 2:0 z Maltą) oraz porażkę z Finlandią i aferę „opaskową” z rezygnacją Roberta Lewandowskiego w pakiecie. Fatalna atmosfera doprowadziła do zmiany na stanowisku trenera reprezentacji narodowej. Po rezygnacji Probierza, jedno z najważniejszych stanowisk w Polsce, jakim jest posada selekcjonera reprezentacji narodowej w piłce nożnej mężczyzn (uśmiech) przypadła Janowi Urbanowi, faworytowi mediów, środowiska piłkarskiego i kibiców. Były świetny piłkarz (m.in. Górnika Zabrze i Pampeluny Osasuna oraz reprezentacji) i trener klubowy z sukcesami (m.in. Legia Warszawa, Lech Poznań) szybko odmienił oblicze kadry, uzdrowił atmosferę, porozumiał się z Lewandowskim i znalazł skuteczne rozwiązania taktyczne, dzięki którym polscy piłkarze przestali koncentrować się jedynie na defensywie i kontratakach. Efekty przyszły błyskawicznie, zaczęło się od remisu 1:1 w Rotterdamie 4 września i do dzisiaj kadra rozegrała sześć spotkań bez porażki (cztery zwycięstwa, dwa remisy).
Po poniedziałkowym zwycięstwie z Maltą umocniliśmy się w pierwszym koszyku, ale żeby być pewnym najlepszego rozstawienia musieliśmy czekać na korzystne rozstrzygnięcia w meczach wtorkowych. Niestety, Dania, która zajmuje wyższe miejsce w rankingu FIFA (21. przy 31. Polski) po wcześniejszym, fatalnym remisie z Białorusią u siebie, przegrała w ostatnim meczu ze Szkocją, spychając Polskę do drugiego koszyka.
Emocjonujące losowanie
System kwalifikacji do MŚ w strefie UEFA jest mocno skomplikowany. W fazie grupowej 54 drużyny (bez Rosji, ale z Białorusią) podzielono na 12 grup. Zwycięzcy awansują bezpośrednio, drużyny z drugich miejsc grają w barażach, do których dokooptowywane są cztery drużyny z najwyższą pozycją w Lidze Narodów. Z 16 drużyn z baraży do finału awansują cztery, które wygrają oba mecze w dwuetapowych barażach.
Bezpośredni awans na MŚ z Europy uzyskało 12 reprezentacji: Anglia, Francja, Chorwacja, Portugalia, Norwegia, Niemcy, Holandia, Belgia, Austria, Hiszpania, Szwajcaria i Szkocja. Skład koszyków po zakończeniu rozgrywek grupowych przedstawiał się następująco:
Koszyk 1: Włochy, Dania, Turcja, Ukraina
Koszyk 2: Polska, Walia, Czechy, Słowacja
Koszyk 3: Irlandia, Albania, Bośnia i Hercegowina, Kosowo
Koszyk 4: Szwecja, Rumunia, Macedonia Północna, Irlandia Północna
Losowanie w Zurychu było etapowe. Najpierw losowano ścieżkę, dzięki czemu już na początku wiedzieliśmy, że Polska nie wpadnie na Włochy lub Turcję. Potem dowiedzieliśmy się, że w pierwszym meczu, jako gospodarz, co było zagwarantowane drugim koszykiem, Polska zagra z Albanią. Następnie okazało się, że w przypadku zwycięstwa w drugim meczu Polska zagra z wygranym z pary Ukraina-Szwecja. Ostatnie losowanie wyłoniło gospodarza finałowego meczu, którym będzie lepszy z pary Ukraina-Szwecja. Biało-Czerwoni mogą więc zagrać w Sztokholmie lub… w Polsce, bo Ukraina rozgrywa swoje mecze w Polsce.
Polska faworytem w barażach?
Baraże do MŚ 2026 — najważniejsze daty: 5 grudnia 2025 — losowanie grup MŚ; 26 marca 2026 — półfinały baraży; 31 marca 2026 — finały baraży.
Po losowaniu głos zabrał Jan Urban. „Wydaje mi się, że nie możemy narzekać. Gramy pierwsze spotkanie z Albanią u siebie, jesteśmy faworytem, nie boję się tego powiedzieć. Wiadomo, że w jednym meczu może wydarzyć się wszystko, ale gramy na własnym boisku i musimy wykorzystać ten atut, aby zagrać w finale baraży. To by było troszeczkę za dużo szczęścia, gdybyśmy finał baraży grali u siebie. Mogliśmy trafić gorzej. Wydaje mi się, że dobrze trafiliśmy. Zobaczymy, kto wygra drugi półfinał. Powiem tak — jeśli chcemy jechać na mistrzostwa świata i zagrać tam dobre zawody, to trzeba wygrać baraże, niezależnie od tego z kim grasz” — powiedział selekcjoner w studiu portalu meczyki.pl.
Większość ekspertów ocenia losowanie jako bardzo korzystne dla polskiej reprezentacji. Warto jednak wziąć pod uwagę, że w meczach marcowych drużyny mogą być w różnej od dzisiejszej formie. Mogą także wystąpić kontuzje u kluczowych graczy albo na przykład obudzi się Szwecja, która obecnie gra „ogony”, ale ma duży potencjał — ich wygrana z Ukrainą zafunduje Polsce wyjazd na stadion Rasunda, a wspomnienia stamtąd są nie najciekawsze. Tak czy inaczej, bez względu, z kim trzeba będzie zagrać: do boju Polsko!

