„Gorące dni i noce bez snu… Trzymaj kurs, »Santy Anna«! Meksyku bramy widzę już, ozdobione w haft zielonych gór”. Kto pływał pod banderą PZŻ, Polskiego Związku Żeglarskiego, ten śpiewał tę bardzo znaną i przejmującą szantę. Natomiast nikt ze śpiewających nie wie, że ta szanta w wersji polskiej sięga swym prapoczątkiem wileńskiego Zarzecza i dnia nazajutrz po rozpoczęciu Powstania Styczniowego na Litwie.
2 lutego 1863, nazajutrz po ogłoszeniu przez Komitet Prowincjonalny Litewski rozpoczęcia powstania, mieszkającym w Wilnie Antoniemu i Aleksandrze z Obuchowiczów Waścikim rodzi się pierwsze dziecko, syn. W kościele Świętego Bartłomieja na Zarzeczu otrzymuje imię Aleksander. Jego biografia będzie miała w sobie wyraźnie coś z Józefa Konrada Korzeniowskiego: też pochodził z Kresów i też poświęcił całe życie morzu pod obcą banderą. W odróżnieniu od wielkiego pisarza nie pozna swego ojca, który w kilka miesięcy po urodzeniu syna zginie w walkach powstańczych.
Bezwietrze. Bezkres tropikalnego morza. Żagle obwisły w bezruchu, słońce stoi w zenicie. Dopiero pod wieczór i w nocy pojawia się lekki wiatr. Średni trzymasztowy szkuner, jakich pływa masa po Morzu Karaibskim, zaczyna rozcinać czarną toń, posuwając się ku wymarzonemu portowi. „Ze srebra dolar w niebie jak szkło. Trzymaj kurs, »Santy Anna«!” Na pokładzie nieliczna załoga poza wachtą śpi na otwartym powietrzu lub gra w kości. Troska sternika na wachcie — niech tylko wiatr nie siądzie całkiem, niech zbliża do bram Meksyku.
To rok 1880. Aleksander ma siedemnaście lat. Jego pierwszy statek nazywa się „Santa Ana”, wozi drobnicę między Nowym Orleanem, Florydą a Meksykiem. Pływa pod banderą Stanów Zjednoczonych, ale nazwę ma hiszpańską. Po hiszpańsku imię Anna pisze się przez jedno n.
Jesienią 1863, gdy zginął ojciec, matka przeniosła się z niemowlęciem do krewnych w Olkienikach pod Wilnem. Tam Olek dorastał zdany przeważnie wujowi, któremu z czasem pomagał w pracy zarządcy, wujence przy gospodarstwie, strumieniowi za miasteczkiem, obcowaniu z końmi na pastwisku, nauce. Najwięcej obcował ze starszą o osiem lat kuzynką Helcią Obuchowiczówną, która z upodobaniem troszczyła się o młodszego kuzyna. Ich wielka wzajemna sympatia przetrwa całe życie.
Finanse rodziny komplikują się. Gdy Aleksander ma lat szesnaście, z innym wujem i starszym kuzynem wyrusza do Ameryki. Tam trafia na morze, a jego wiek znajduje w harówce młodego marynarza urok przygody i egzotyki. W liście do Heleny do Olkienik pisze: „Ucieszyłabyś się widząc, jaki jestem opalony i żylasty”.
Na szkunerze „Santa Ana” załoga z upodobaniem śpiewa o Santy Annie. Czy ważne jest, że słowa wiążą się z żaglowcem, czy nawet postacią Świętej Anny Sprawiedliwej w sposób cokolwiek dziwny. Bo dosłownie z angielskiego:
O! Santy Anna walczy o sławę.
— Naprzód, Santy Anna!
Santy Anny imię słychać
Na całych równinach Meksyku.
O! Santy Anna ma drewnianą nogę.
— Naprzód, Santy Anna!
Używa jej do gry w cribbage
Wszędzie na równinach Meksyku.
Cribbage to gra z użyciem kart oraz drewnianych patyków, posuwanych po specjalnie podziurkowanej desce. Santy Anna zaś… Dopiero później Aleksander dowie się o meksykańskim generale Antonio Lopezie de Santa Anna (1794-1876), zwanym onegdaj Napoleonem Ameryki Centralnej. Walczył najpierw po stronie hiszpańskiej przeciwko niepodległości Meksyku, następnie przekonał się do idei niepodległościowych i walczył o nie, jedenastokrotnie był wybierany i parę razy obalany jako prezydent powstającego państwa meksykańskiego. W angielskim hiszpańskie słowo Santa przeszło w Santy.
Z Morza Karaibskiego Aleksander trafia do Kanady, wstępuje do brytyjskiego koledżu morskiego. Kanada jest wówczas dominium Wielkiej Brytanii. Kończy w stopniu podporucznika. Pływa na okręcie hydrograficznym, udającym się na północ do cieśniny Hudsona i nawet pod Grenlandię. W listach do Olkienik opisuje służbę, góry lodowe, wieloryby. W roku 1895 już jako kapitan dostaje pierwsze dowództwo: patrolowcem na Wielkich Jeziorach. Uwielbia swój okręt, pisze o nim w listach i pamiętniku. Wydaje artykuł z hydrografii Wielkich Jezior. Ale pociągają oceany i nieznane lądy. Opuszcza marynarkę wojenną, przenosi się do handlowej, pływa na parowcu do portów Chile i Australii. Pamiętnik dostaje tytuł „Kocham wielkie przestrzenie”.
Pierwsza wojna światowa to znów marynarka wojenna. Po jej zakończeniu w stopniu komandora-porucznika schodzi na ląd, osiedla się w Saint John’s, stolicy Nowej Fundlandii, tam pracuje w zarządzie portu. W roku 1923 odwiedza Wilno i Olkieniki w odrodzonej Polsce, o którą walczył i zginął w Powstaniu Styczniowym jego ojciec. Po czterdziestu czterech latach znów widzi Helenę. Dla jej wnuków tłumaczy na polski „Santy Annę”.
Jeden z wnuków nazywa się Józef Łuszczewski. Dla niego cioteczny dziadek staje się początkiem drogi, która zaprowadzi go w roku 1940 na pokładzie niszczyciela ORP „Grom” do norweskiego fiordu Ofot, nad którym leży Narwik. Młody podoficer słynie wśród kolegów z powiedzenia „kocham wielkie przestrzenie”. Na wojnie miał przy sobie polskie tłumaczenie „Santy Anny”, jedyny istniejący rękopis otrzymany w dzieciństwie. Wraz z nim i zbombardowanym „Gromem” odchodzi na wieczną wachtę 4 maja 1940 w dniach walk o Narwik. Znany dziś żeglarzom polski tekst „Santy Anna” jest dziełem dwóch warszawskich poetów z lat 1970.
Aleksander Waścicki żył lat osiemdziesiąt. Jego wieczna wachta rozpoczęła się 28 lipca 1943. W odległości około dziesięciu mil od Saint John’s znajduje się przylądek Cape Spear, najdalej wysunięty na wschód skrawek lądu obu Ameryk. Stoi na nim słynna latarnia morska, którą pan Aleksander jako pracownik zarządu portu czasem wizytował. Lubił pozostać tam przez dłuższy czas, mając przed sobą Atlantyk, jego potęgę i bezkres wielkich przestrzeni. Stamtąd miał też najbliżej do bram Meksyku i Morza Karaibskiego — swojej młodości. Oraz do Wilna i Olkienik — swojej ojczyzny.
TRZYMAJ KURS, SANTY ANNA
Gorące dnie i noce bez snu,
— Trzymaj kurs, Santy Anna!
Meksyku bramy widzę już
Ozdobione w haft zielonych wzgórz.
I widzę, nie wiem, który już raz,
— Trzymaj kurs, Santy Anna!
Jak wschodzi nad zachodem dnia
Księżyc — perła meksykańskich gór.
Ze srebra dolar w niebie jak szkło.
— Trzymaj kurs, Santy Anna!
U krzywych szyb pulquerii noc
Sączy światła kolorowych lamp.
W cynowym kubku, szarym od plam,
— Trzymaj kurs, Santy Anna!
Z agawy wódka, gorzki smak,
Jak natrętnie kołująca ćma.
Słowa Bogusław Choiński
i Marek Dragan
——————————-
Julian Bielski
Fot. ze zbiorów Muzeum Morskiego w Halifax
Niniejszy artykuł powstał dzięki życzliwej pomocy kapitan Margaret Morris, oficera public relations Marynarki Kanadyjskiej z Saint John’s, oraz Rachel Naylor, prawnuczki Aleksandra Waścickiego.