Kolejny protest przeciwko działaniom stołecznych władz samorządowych w dziedzinie reorganizacji szkół mniejszości narodowych odbył się we wtorek 15 września.
Przed gmachem Samorządu m. Wilna przy al. Konstytucji 3 na pikietę przybyli nauczyciele zagrożonych reorganizacją szkół z polskim i rosyjskim językiem nauczania. Nauczyciele wileńskich szkół im. Szymona Konarskiego, w Leszczyniakach, im. Lwa Karsawina, „Centro” wystosowali do mera petycję.
— Bierzemy udział w pikiecie, ponieważ kontynuujemy walkę o swoje prawa, o zachowanie naszych szkół — powiedziała dla „Kuriera” Leonora Kadevičienė ze Szkoły Średniej im. Szymona Konarskiego w Wilnie.
29 lipca stołeczna rada przyjęła postanowienie Nr. 1-127 o reorganizacji 9 wileńskich szkół ogólnokształcących, co oznaczało ich przekształcenie w szkoły podstawowe, już bez 11-12 klas.
Postanowienie zostało przyjęte wbrew poprawce do Ustawy o Oświacie z 30 czerwca 2015 roku zezwalającej na realizację programu nauczania średniego do 1 września 2017 roku.
— Dowiedzieliśmy się o decyzji rady w czasie wakacji, miesiąc przed początkiem roku szkolnego, co już jest naruszeniem prawnym, gdyż takie decyzje muszą zapadać 4 miesiące wcześniej — mówiła Leonora Kadevičienė. — Potem otrzymaliśmy wiadomość, że dzieci mogą kontynuować naukę w szkole. Przed początkiem roku szkolnego uczniowie już zaczęli przychodzić do szkoły, snuć jakieś plany i projekty, zaczęli planować obchody Dnia Nauczyciela. 31 sierpnia dowiadujemy się nagle, że 11-12 klas nie będzie. Wieczorem około godz. 17 kazano poinformować rodziców i uczniów, że 1 września „mają nie przychodzić do szkoły Konarskiego, ale poszukać sobie innej”.
1 września wszyscy uczniowie, w tym też z 11-12 klas, stanęli na apelu. Nie kryli zdenerwowania.
— Fakt, że uczniowie wrócili w swoje mury, mówi o tym, że chcą nadal tu się uczyć. Większość moich wychowanków mieszka poza miastem i bliżej domów mają inne szkoły. Świadomie wybrali właśnie tę szkołę i chcą się uczyć właśnie tu. Gdyby nie zależało im na tej szkole, jestem pewna, że dziś nawet nie byłoby mowy o 11-12 klasach — mówiła wychowawczyni 11 klasy Leonora Kadevičienė. — Są tu uczniowie, których rodzice i dziadkowie skończyli tę szkołę i zależy im, by ją zachować.
Decyzja stołecznej rady w sprawie szkół im. Konarskiego i w Leszczyniakach została zaskarżona w sądzie. Orzeczenie zapadnie 5 października.
— Na razie uczymy się w naszej szkole. W ubiegłym tygodniu do szkoły przybył mer Šimašius, który zapewnił uczniów, że zostają w tej samej szkole, uczyć ich będą ci sami nauczyciele. Tylko w ich świadectwie dojrzałości będzie już wpisana inna szkoła. Uczymy się formalnie tu, a praktycznie należymy do Gimnazjum im. A. Mickiewicza — poinformowała nauczycielka szkoły im. Konarskiego.
Niezgodne z prawem są również procedury ustnego „nakłaniania” szkół do podjęcia działań związanych z reorganizacją. Samorząd nie wydaje żadnych pisemnych poleceń ani dokumentów, którymi mogłyby się kierować szkoły, realizując decyzje rady.
Czy mer wytłumaczył, jak będzie rozwiązana sprawa „koszyczka” ucznia i wypłacania wynagrodzeń dla nauczycieli?
— Mer nic nie wytłumaczył. Przyjechał bez zapowiedzi, wszedł do klas i powiedział uczniom to, co miał do powiedzenia. Pytałam go, kto w takiej sytuacji jest odpowiedzialny za uczniów, nie potrafił odpowiedzieć. Nic dokładnie nie wytłumaczył. Nic nie wiemy, co nas czeka — oburzała się wychowawczyni 11 klasy.
— Protestujemy przeciwko postępowaniu władz miasta odnośnie szkół, w których w ostatniej chwili nie pozwolono na kompletowanie klas 11-12. Wszyscy: nauczyciele, uczniowie, rodzice są rozdarci, są niepewni jutra i przeżywają ogromny stres. Uczniowie niepokoją się tym, jak poradzą sobie z nauką w tej sytuacji, jakie otrzymają świadectwa dojrzałości. Nauczyciele martwią się tym, czy zasilą szeregi bezrobotnych i czy w tej sytuacji mają pomyśleć o zmianie miejsca pracy. Rodzice zastanawiają się, czy mają przenieść dzieci do innej szkoły — mówiła inna nauczycielka ze szkoły średniej im. Władysława Syrokomli.
— Jesteśmy na pikiecie, gdyż dla nas bardzo aktualnym problemem pozostaje sprawa akredytacji — mówiła nauczycielka ze Szkoły Średniej im. Władysława Syrokomli w Wilnie. — Do szkoły przyjechała 6-osobowa komisja z polecenia minister oświaty, bardzo poważni, kompetentni ludzie. Wykonali dużo pracy: sprawdzali, czy szkoła odpowiada wszystkim kryteriom akredytacji, czy mamy odpowiednią liczbę uczniów, sprawdzali ich osiągnięcia. Drugim ich zadaniem było sprawdzenie, jak stosujemy u siebie w szkole koncepcję wychowania katolickiego. Komisja pracę wykonała, ale nie przysłała żadnej pisemnej odpowiedzi.
Od tego zaświadczenia zależał dalszy los szkoły im. Władysława Syrokomli. Wynik sprawdzenia tej komisji miał być przysłany już 19 czerwca.
— Dotychczas go nie otrzymaliśmy. Zwracaliśmy się już pisemnie do ministerstwa, żeby nadesłano nam wynik tego sprawdzenia. Idziemy na pikietę, by wyjaśnić sytuację naszej szkoły, ale też w obronie innych polskich szkół — mówiła pedagog. — Uważamy, że to są ogromne naruszenia praw nauczycieli, uczniów, ale też zwyczajnie ludzi. Tak się nie robi w państwie demokratycznym.
Uczestnicy pikiety zwrócili się do mera Remigijusa Šimašiusa z petycją, w której zarzucili merowi destabilizację i dezorganizację pracy szkół z żądaniem jak najszybszej naprawy błędów. „Za sprawą Pana nieodpowiedzialnego kierowania niszczona jest oświata mniejszości narodowych w Wilnie” — napisane jest w petycji.