W ubiegłą sobotę Szczecinek (Pomorze Środkowe) był na czołówkach wszystkich mediów. Tu po raz czwarty spotkali się dawcy i ci, którym szpik kostny uratował życie.
— Mnie, jako lekarza, onkologa cieszy właśnie taka promocja mojego miasta. Cieszy, że Szczecinek daje życie innym — powiedział „Kurierowi” burmistrz Szczecinka dr Jerzy Hardie-Douglas.
To prawda, w tym mieście działa fundacja, której prezesem jest człowiek, który osobiście boleśnie odczuł białaczkę, chorobę syna, śmiertelną. Syn nie doczekał przeszczepu, zabrakło kilka tygodni, dosłownie. Dlatego też Henryk Siegert w ogromnej pokorze przed okrutnym losem i doświadczeniem postanowił działać na rzecz innych, tym bardziej, że z akcji ratowania życia synowi zostało trochę środków i to one były zalążkiem tej szczecineckiej fundacji.
Dawcą szpiku może być praktycznie każdy zdrowy człowiek, do czterdziestego roku życia. Dzięki działaniom prezesa Siegerta przebadano prawie dwa tysiące potencjalnych dawców krwi, prawie wszyscy pochodzą albo ze Szczecinka, albo z jego najbliższych okolic. Wszystko też za sprawą, że pan Henryk to także nie tylko moralny ogromny autorytet. Przed laty był dyrektorem Zespołu Szkół Mechanicznych, jednej z największych placówek oświatowych w regionie. Zna młodzież, zna ludzi, a oni znają jego i mu ufają.
Na szczecineckim zjeździe spotkało się bardzo wiele osób. Znana himalaistka Anna Czerwińska już wcześniej poznała biorcę swego szpiku, Dorotę Milner, ale i tym razem było ogromne wzruszenie, ciepło rodzinne, łzy, wielka serdeczna miłość.
Rajmund Talbevičius musiał pokonać prawie 800 kilometrów, by przyjechać z Wilna z żoną i dziećmi i wreszcie poznać swego dawcę nowego życia.
— Dzięki temu człowiekowi, mieszkańcowi Szczecinka, mogę czuć radość rodziny własnej i wychować swoje dzieci, widzieć na własne oczy, jak rosną i jak się cieszą, że mają tatę.
Licznie zebrani w sali widowiskowej SAPiK uczestnicy Zjazdu i zaproszeni goście po takich słowach nie kryli swoich łez, tych szczerych, dobrych, wrażliwych…
Krzysztof Lis, starosta szczecinecki w rozmowie z „Kurierem” mocno podkreślił wieloletnią współpracę z organizacjami, szkołami, środowiskami, ale to wydarzenie — dawanie życia ze Szczecinka do Wilna przeszło największe jego oczekiwania.
— Jestem dumny. Teraz wiem, dlaczego tak smakuje wileński chleb przywożony i przez Pana, i kiedyś przez śp. Senatora Witolda Gładkowskiego. Ten chleb z Wilna jest też pieczony sercem, tak jak i my sercem dajemy życie, możliwość wyjścia z nieuleczalnej choroby — innym, potrzebującym. W Szczecinku — proszę to zaznaczyć — zawsze biły tylko dobre serca, bo tu wilnian jest bardzo dużo — powiedział starosta Lis.
Dawcą szpiku dla wilnianina jest potomek wilniuków Filip Maciborski. W sobotę poznali się osobiście, na scenie, przed kilkusetosobową widownią. Zdjęcie oddaje szczerość intencji, każdej ze stron — dawcy i biorcy.
Żadne pióro nie jest w stanie opisać tego spotkania. Życie jest skarbem najwyższym, a dzielenie się tym skarbem — wartością jeszcze większą.
W najbliższym czasie Filip Maciborski zostanie przedstawiony konsulowi honorowemu Republiki Litewskiej w Szczecinie Wiesławowi Wierzchosiowi. Tak trzeba. Filip został moralnym ambasadorem życia na Litwie, bezinteresownym.