Rozpoczął się jubileuszowy cykl spektakli, poświęcony 45. rocznicy działalności Polskiego Teatru w Wilnie, a także 10. rocznicy śmierci Ireny Rymowicz, założycielki i wieloletniego kierownika artystycznego teatru. Z tej okazji w wileńskim Domu Kultury Polskiej w niedzielę wystawiono komedię w dwóch aktach „Zagłoba swatem”, najulubieńszy spektakl artystki.
— Założycielem, kierownikiem i wieloletnim reżyserem była nasza kochana i nieodżałowana pani Irena Rymowicz. Ten spektakl, ten wieczór poświęcamy Jej pamięci. Odeszła od nas na zawsze w styczniu 2000 roku. Pani Irena zawsze nam mówiła, żebyśmy wspominali ją tylko z uśmiechem, na wesoło. I dlatego dzisiaj gramy jeden z jej najbardziej ulubionych spektakli — przedstawienie Henryka Sienkiewicza „Zagłoba swatem”. Myślę, że byłaby szczęśliwa, gdyby widziała na scenie weteranów tego teatru, gdyby widziała pełną salę publiczności, za co jesteśmy bardzo wam wdzięczni — ze wzruszeniem powiedziała po spektaklu Irena Litwinowicz, obecny kierownik artystyczny Polskiego Teatru w Wilnie. Wszystkim dziękowała za tak liczne przybycie i poprosiła, aby wszyscy wstali i przez chwilę uczcili pamięć Pani Ireny Rymowicz.
Irena Rymowicz była całkowicie oddana sztuce teatralnej. Lubiła ludzi, przyrodę, jednak ponad wszystko stawiała teatr. Podziwiała tych, którzy przychodzili do teatru z dobrej woli, nie zawodowcy, tylko amatorzy, a grać potrafili zawodowo. Teatr to jej życie, do którego zawsze spieszyła i nigdy nie pozwoliła sobie spóźnić się na próbę.
Istnienie Polskiego Teatru, który został założony w roku 1965 (pierwsza premiera) jako Polski Zespół Teatralny przy Wileńskim Pałacu Kultury Kolejarzy, zawdzięcza się jej silnej osobowości. To właśnie ona była i jest symbolem teatru Polskiego w Wilnie. W okresie budującej na nowo swą niepodległość Litwie, kiedy dla kultury nastały nie najlepsze czasy, próby i przedstawienia odbywały się w nieogrzewanych pokojach i salach Pałacu Kultury Kolejarzy. Wszyscy pracowali tam przy świecach, zziębnięci…
Nawet po przejęciu kierownictwa teatrem przez Irenę Litwinowicz, mistrz czuwała nad swoimi podopiecznymi, ale już tylko w roli reżysera, doradcy, konsultanta. Jak wiele dla nich znaczyła, zrozumieli tak naprawdę, gdy Pani Irena odeszła na zawsze.
Panią Rymowicz, jako człowieka niezmiernie serdecznego i pałającego życiem, pamiętają nie tylko aktorzy wileńskiej trupy teatralnej, lecz także ci, którym pomogła, chociażby dobrym słowem, otuchą, swoją gościnnością, a nawet w większej sprawie… W życiu pani Marii, z domu Sakielówny, Irena Rymowicz odegrała znaczącą rolę. Pamięta ją jako człowieka bardzo dobrego i życzliwego, chociaż srogiego, jak pani Maria podkreśliła — „dla wszystkich jednakowa”.
— Pani Irena bardzo dużo zrobiła w moim życiu, jak również mojej rodziny, gdyż to za jej sprawą moja mamusia, Irena, z domu Dąbrowska, ostatnie lata swego życia mogła spędzić w rodzinnym mieście — Wilnie, po wielu latach tułania się po świecie (19 lat). Pani Irena sprowadziła moją mamusię z Ukrainy do Wilna, pomogła zamieszkać w domu starców, opiekowała się nią. Spełniła największe marzenie mamusi życia — aby ostatnie swoje lata spędzić w ukochanym Wilnie — powiedziała „Kurierowi” pani Maria, która przyjechała w ślady za matką dopiero po kilkunastu latach.
Znajomość Ireny Rymowicz z Ireną, z domu Dąbrowską, była zupełnie przypadkowa. Jak mówi pani Maria, „zapewne tak los chciał”.
— Jeszcze w latach przedwojennych jeździłam na Litwę i do domu (na Ukrainę) przywiozłam mnóstwo starych rzeczy, zachowanych przez ludzi, różne stare pamiątki: czarną pelerynkę, welon, rękawiczki na bal. Wszystko to u mamusi było. Pewnego razu mamusia przeczytała w czasopiśmie „Przyjaciółka” (czytała, żeby więcej wiedzieć o swoich stronach), że pani Rymowicz poszukuje różnych starych rzeczy, które mogłyby się przydać w teatrze, jako rekwizyty. Oczywiście, mamusia przechowywała takie rzeczy i chętnie odpowiedziała na ten apel, przesyłając do Wilna banderolkę z czarną pelerynką, która podobno, jak zapewniła obecna kierownik, Irena Litwinowicz, zachowała się do dziś — o pierwszym kontakcie z założycielką teatru polskiego w Wilnie opowiada Maria Sakielówna.