We wtorek wileński i solecznicki rejony doczekały się specjalnych gości — premiera rządu RL Andriusa Kubiliusa, ministrów finansów, oświaty i nauki, gospodarki, opieki socjalnej i pracy oraz wiceministra rolnictwa.
— Odpowiedzią na pozbawienie możliwości nauki w języku ojczystym może być niepokój społeczny i obywatelskie nieposłuszeństwo — powiedział podczas spotkania premiera Andriusa Kubiliusa i przedstawicieli rządu z władzami rejonu wileńskiego wicemer rejonu Jan Gabriel Mincewicz.
— Władze stale krzywdzą rejon wileński. Głośne deklaracje polityków pozostają tylko deklaracjami, a problemy w rejonie nadal pozostają nierozwiązane — mówiła podczas wczorajszego spotkania w polskiej Szkole Średniej w Ławaryszkach mer rejonu wileńskiego Maria Rekść.
Krzywdzące mniejszości narodowe poprawki do Ustawy o oświacie, podwójne nazewnictwo, pisownia nazwisk w języku ojczystym i zwrot ziemi — podczas spotkania poruszono te najbardziej palące kwestie. Zbyt niski koszyk ucznia dla szkół mniejszości narodowych, wciąż czynione starania zastąpienia języka polskiego językiem litewskim w wykładaniu poszczególnych przedmiotów, te same wymogi w kompletowaniu klas wobec szkół z państwowym językiem nauczania i mniejszości narodowych, podwójne podporządkowanie szkół polskich i litewskich na Wileńszczyźnie — to główne zagrożenia dla polskiej oświaty nie tylko w rejonie. Na te kwestie przedstawiciele władz rejonu próbowali uczulić premiera.
— Problemy rejonu wileńskiego są podobne jak i w całej Litwie. Zwrot ziemi — to również nie tylko ból tego rejonu — przekonywał premier Andrius Kubilius zebranych. — Dziwi jedynie, że znajdujący się w pobliżu stolicy region pozostaje w tyle za innymi regionami Litwy. Ma ogromny potencjał, jednak go nie wykorzystuje.
Szef rządu odwołał się do statystyki: „Na Litwie ziemię prawowitym właścicielom zwrócono w 98 proc., w rejonie wileńskim — zaledwie w 80 proc.”.
To właśnie wokół zwrotu ziemi w rejonie toczyła się najbardziej burzliwa dyskusja. Po 20 latach procesu restytucji praktycznie jedynie w Wilnie i wokół stolicy zwrot ziemi prawowitym właścicielom (de facto obywatelom Litwy polskiej narodowości) znalazł się w ślepym zaułku. O tym próbowali przekonać z kolei premiera przedstawiciele władz rejonowych.
— Jak ma się rozwijać przedsiębiorczość w rejonie, skoro… nie ma na czym? Należy odpowiedzieć najpierw na pytanie, jaką część tych 80 proc. osób, którym rzekomo zwrócono ziemię, stanowią miejscowi mieszkańcy — ripostowała Renata Cytacka, sekretarz Rady Samorządu Rejonu Wileńskiego. — Korzenie problemu sięgają 1997 roku, kiedy ziemia z nieruchomości stała się majątkiem ruchomym, kiedy to zaczęto praktykować przenoszenie pod Wilno ziemi z odległych zakątków Litwy.
„Polityczne dyskusje często przysłaniają realne problemy” — jeszcze na wstępie spotkania powiedział premier. Niestety, nie zabrakło politykierstwa również tym razem.
— Dlaczego prawowici właściciele ziemi wciąż muszą udowadniać swoją tożsamość? Kto ma ponieść odpowiedzialność za zwlekanie z procesem zwrotu, dlaczego samorząd został pozbawiony prawa decydowania w tych kwestiach, choć jest najbliżej swoich mieszkańców? — te zadane przez Renatę Cytacką, sekretarz Rady Samorządu Rejonu Wileńskiego, pytania pozostały faktycznie bez odpowiedzi.
Wiceminister rolnictwa Edvardas Raugalas zapewnił, że już do 1 października, czyli faktycznie za tydzień, ma zostać przygotowany plan niezwróconej ziemi w rejonie wileńskim.
Czy politycy rozliczą się ze złożonych obietnic, czy to będą kolejne głośne deklaracje, wkrótce się przekonamy.
— Częściowo mówiono o konkretnych problemach, ale częściowo też, by zaliczyć kolejne spotkanie. Jak zwykle rząd próbował zamieść najbardziej palące kwestie pod dywan. Widzieliśmy to na przykładzie wypowiedzi ministra oświaty. W odpowiedzi na nasze konkretne zarzuty mówił, że wszystko jest w porządku i na Litwie nie ma w tej kwestii żadnych problemów. Czy jest realne, że powstanie plan, o którym mówił wiceminister rolnictwa, to też pytanie. Nasi politycy operowali danymi statystycznymi, ale je można czytać też w dwojaki sposób — w rozmowie z „Kurierem” skomentowała spotkanie Renata Cytacka.
Jak powiedziała, to właśnie głównie z powodu zwlekania ze zwrotem ziemi spadają wskaźniki w rejonie — brakuje inwestycji i nie rozwija się przedsiębiorczość.