Dzisiaj młodzież ma ogromne możliwości. Mogą przebierać wśród różnych zajęć pozalekcyjnych. Jedni wolą zajęcia plastyczne, dodatkowe kółka informatyczne, drudzy śpieszą na sport, do teatru, na taniec towarzyski, sportowy, a są zapaleńcy, którzy kochają polski folklor, przychodzą do „Wilii”, by tańczyć jak ich rodzice sprzed lat. Dobrze się tutaj czują i życzą sobie nawzajem w „Wilii” zostać jak najdłużej w tym zgranym towarzystwie, a także, by zespół ten istniał jeszcze niezliczone pokolenia. A więc, młodzi także kochają i pielęgnują polskie tradycje!
— Kiedyś „Wilia” była jedyną możliwą formą na spędzenie wolnego czasu, takiego bardziej treściwego. Natomiast teraz młodzież naprawdę ma wiele możliwości, bierze udział w różnych zajęciach — „Wilia” jest jednym z wielu. I to właśnie różni dzisiejszą młodzież od tamtej, sprzed wielu lat — tłumaczy Marzena Suchocka, choreograf polskiego zespołu artystycznego pieśni i tańca „Wilia”.
Do „Wilii” młodzież przychodzi z różnych powodów — a bo to mama albo babcia śpiewała, a to dziadek bądź tato tańczył w zespole. Często też koledzy namawiają. Tradycji stało się też zadość, iż uczniowie wychowanków „Wilii” pragną kontynuować swój zawód artystyczny (chociaż amatorsko) w tym zespole.
— Tak się już złożyło, że wychowankowie „wiliowców” przychodzą do naszego zespołu. Jak na przykład, kiedyś pani Krystyna Bogdanowicz była tancerką w „Wilii”, dzisiaj jest artystycznym kierownikiem zespołu „Świtezianka”. Obecnie do zespołu młodzież przychodzi z różnych szkół. Mamy tancerzy ze „Świtezianki”, „Wilenki”, „Sto uśmiechów” i innych szkolnych zespołów — kontynuuje pani Suchocka, która zauważa, że młodzież, która przychodzi do zespołu, jest już na pewnym poziomie artystycznym.
— Oczywiście zdarza się, że do nas chcą dołączyć młode osoby bez żadnych podstaw i nieraz, jeżeli są zdolne, potrafią szybko nadrobić. No, ale w praktyce tak już jest, że do nas przychodzą te osoby, które wcześniej tańczyły — czy to w szkolnym zespole, czy też gdzieś indziej. A tutaj po prostu rozwijają swoje umiejętności, uczą się czegoś nowego — opowiada Marzena Suchocka.
W tanecznej grupie aktualnej tańczy młodzież w wieku od 16 do 24 lat. Wcześniej, jak wspomina pani Suchocka, młodzi ludzie tańczyli do trzydziestki. Dzisiaj natomiast młodzież coraz szybciej się rozbiega.
Dorota Jakszta, studentka czwartego roku matematyki, bardzo lubi ten zespół i chciałaby w nim zostać jak najdłużej:
— Taniec był od dzieciństwa. Jako że lubię to zajęcie bardzo, to przychodzę, poświęcam temu dużo swego wolnego czasu. Wiem, że również w przyszłości chcę tańczyć w „Wilii”, jednak nie jestem pewna, czy mi się to uda, czy będę miała taką możliwość, bo już właśnie kończę studia… A co dalej? Czy będę tutaj… Nie wiem. Jestem jednak jednego pewna! Zanim będę w Wilnie, będę w „Wilii” — mówi Dorota. Do „Wilii” przyszła przed poprzednim jubileuszem po szkolnej „Wilence” w szkole średniej im. Władysława Syrokomli w Wilnie:
— Przyszłam tutaj, ponieważ wcześniej tańczyłam w „Wilence”. Właśnie tam pani Jolanta Nowicka była kierowniczką i zaprosiła nas, żebyśmy z koleżanką tu przyszły.
Studentką jest również Honorata Markiewicz. Jubileusz 55-lecia zespołu będzie jej drugim świętem, na którym zatańczy.
— W zespole jestem już długo, jakieś 6 lat. Bardzo się cieszę, że należę do „Wilii”, ponieważ spędziłam tu naprawdę wiele fajnych chwil, właśnie tu poznałam bardzo wielu dobrych ludzi, no i myślę, że w zespole będę jeszcze długo tańczyła — mówi Honorata, która do zespołu zgłosiła się wraz z koleżankami, ponieważ stwierdziły, że warto spróbować.
W sezon zespół daje średnio 10 koncertów, które zdarzają się także w dni powszednie, kiedy uczniowie muszą być na lekcjach, jak się to wydarzyło ostatnio:
— W piątek wróciliśmy z koncertu w Šilutė, byliśmy zaproszeni na uroczystości 15-lecia miejskiego ZPL i właśnie grupa średnia i młodsza uczestniczyły w tych uroczystościach. Daliśmy tam koncert. Musieliśmy zwolnić uczniów ze szkoły. Także cieszymy się, że nauczyciele są wyrozumiali i że nas rozumieją. A że nasza młodzież jest zdolna, w szkole są dobrymi uczniami, to sobie wspaniale radzą — z dumą o swoich wychowankach mówi pani Marzena.
Kierownictwo zespołu bardzo dba o renomę i wysoki poziom artystyczny zespołu. W miarę możliwości stara się dla młodzieży załatwić warsztaty, gdzie mogłaby doskonalić swoje umiejętności. Z obecną grupą taneczną byli na warsztatach tańca w Iwoniczu Zdroju, dwukrotnie w Koszalinie i w Siemiatyczach.
— Gdziekolwiek nas zapraszają, zawsze staramy się młodzież wysłać. Oczywiście, sami też jedziemy, żeby swoje umiejętności podszkolić — przyznaje pani Suchocka.
Dzisiejsza młodzież zespołu to nie lada zasługa weteranów-„wiliowców”, którzy do „Wilii” przyprowadzili swoje dzieci i wnuków. Wiesław Łapin, uczęszczając do „Wilii”, kontynuuje rodzinną tradycję, którą zapoczątkowała jego babcia pani Moroz.
— Zachęta była przede wszystkim ze strony rodziców, także samemu się chciało. Kiedyś rodzice należeli do chóru „Wilii”, no a ja chciałem tańczyć w tym zespole — mówi Wiesław. Dla niego „Wilia” to sposób na miłe spędzenie czasu, spotkanie z kolegami, nauka nowych tańców.
Tomasz Wróblewski początkowo, jak się „Kurierowi” zwierzył, w grupie tanecznej okazał się trochę pod przymusem rodziców, dzisiaj natomiast jest im za to bardzo wdzięczny.
— Wszystko zaczęło się w dzieciństwie, w szkole tańczyliśmy. A później mama przyprowadziła mnie tutaj. Początkowo tak trochę pod przymusem, a teraz już nie wyobrażam sobie wolnego czasu bez zespołu. Za tyle lat wszyscy zżyliśmy się jak jedna wielka rodzina i nowe osoby bardzo chętnie przyjmujemy. Od czasu do czasu wyjeżdżamy. I to są naprawdę niezapomniane chwile! Zawsze coś nowego i ciekawego się wydarzy — opowiada Tomasz, obecnie uczeń klasy 11B Szkoły Średniej im. Szymona Konarskiego, który do zespołu przyszedł z całą liczną paczką, 10 osób. Ulubiony taniec naszego rozmówcy to „Biały mazur”.
— Ponieważ trzeba w nim umieć dobrze zatańczyć, wyrazić swoje uczucia i postawę szlachecką, wrócić do przeszłych czasów — tłumaczy tancerz.
Przed sześciu laty, kiedy formowano nową grupę taneczną w „Wilii”, Mirosława Marszewskiego z Gimnazjum Jana Pawła II do tańczenia w polskim zespole artystycznym również zachęciła jego mama. Dzisiaj Mirosław wychodzi na szersze parkiety:
— Właśnie brałem udział w turnieju „Taniec narodowy w formie towarzyskiej”, który po raz pierwszy w roku ubiegłym odbył się na Wileńszczyźnie. Z partnerką Pauliną Zakrewską spróbowaliśmy swoich sił i zdobyliśmy drugie miejsce. W tym konkursie mógł uczestniczyć każdy, kto chciał. A zachęciła nas do udziału pani Marzena Suchocka — mówi Mirosław.
Pani Suchocka zauważa jednak, że turniej „Taniec narodowy w formie towarzyskiej” jest dla najlepszych, ale jako że grupa jest naprawdę na wysokim poziomie, to każdy chętny mógł spróbować.
Mirosław przygodę z tańcem w życiu chciałby kontynuować amatorsko, życzy także tego swoim kolegom, aby w zespole pozostali jak najdłużej.
— Nie wiem, ale w tym zespole chciałbym jeszcze długo zostać, także w czasie studiów. Szkoda by mi było to zostawić, przecież poświęciłem tyle czasu, taniec pokochałem, a do tego mamy tu zgrane towarzystwo — dodaje Mirosław, który ukończył szkołę muzyczną w Karolinkach, a więc gra na akordeonie, gitarze, jak również na pianinie.
Również dla Aleksandra Sudujko ze szkoły Konarskiego „Wilia” nie jest jedynym zajęciem. W wolnym czasie gra w piłkę nożną, a z kolegami z klasy 11B należy także do szkolnego teatrzyku „Szkic”.
— Jesteśmy laureatami wielu konkursów tu, na Litwie, jak również w Polsce. Latem zwyciężyliśmy na Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Dziecięcych we Włocławku — mówi Aleksander.
Do uczęszczania w zespole zachęcili go rodzice, no a jako że z klasy wybierało się dużo osób, „to razem zawsze raźniej”! Jak twierdzi, na próby przychodzi z przyjemnością, ponieważ tutaj wesoło spędza czas z kolegami, jak również podczas wyjazdów.
— Myślę, że w „Wilii” będę dalej tańczył, to zależy od tego, czy będę studiował tu, czy w Polsce, lub jeszcze gdzieś indziej za granicą — tłumaczy Aleksander, który w przyszłości chciałby zostać lekarzem.
Z kolegami raźniej mu było również podczas turnieju. W Wilnie uplasował się na 4. miejscu, w Polsce natomiast wywalczył 7.
Jego koleżanka z klasy 11B Sylwia Andruszkiewicz jest jeszcze bardziej zainteresowana sztuką teatralną. Swoje zdolności aktorskie rozwija także w Polskim Teatrze w Wilnie. A do „Wilii” przyszła, by kontynuować tradycję rodzinną. Na jubileuszu 55-lecia wystąpi z mamą, Teresą Andruszkiewicz, która jako weteranka zespołu zatańczy w pierwszej parze.
W „Wilii” Sylwii bardzo się podoba, ponieważ tutaj panuje bardzo miła i przyjazna atmosfera, poznaje się nowych ludzi, a także zdobywa nowe umiejętności.
— Poprzez liczne wspólne wyjazdy nasza grupa staje się jeszcze bardziej bliska, zawieramy też nowe znajomości, szczególnie z młodzieżą z Polski — tłumaczy nasza rozmówczyni. Jej ulubionym tańcem jest „Lublin”, ponieważ jest wesoły i łatwy w wykonaniu. Na próby Sylwia przychodzi z ogromnym zapałem, ponieważ wie, że tu będą koledzy, że czegoś się nowego nauczy, a także dlatego, że to jest jej obowiązek przed całym zespołem.
— Próby nie są uciążliwe, jak się przyzwyczaisz, jednak jeżeli przyjdziesz po dłuższej przerwie, jak na przykład po wakacjach, to trzeba na nowo złapać kondycję — zwierza się wszechstronnie utalentowana artystka.
Z młodzieży Marzena Suchocka jest bardzo zadowolona.
— Jest to moja pierwsza grupa, z którą zaczęłam pracę w zespole „Wilia”. Naprawdę wszyscy są bardzo zdolni i przez 6 lat praktycznie stuprocentowo przychodzą na próby. Bardzo miło z nimi się pracowało i pracuje nadal. Chciałoby się, żeby wszystkie inwestycje, które w zespół wspólnymi siłami zostały włożone, przetrwały jeszcze długo — mówi pani Suchocka.
Na jubileusz z niecierpliwością czeka także Adam Stankiewicz z Gimnazjum Jana Pawła II w Wilnie. Do tańca, jak sam mówi, ma ogromne zamiłowanie. Tańczył w „Wilence”, później w „Kaprysie” i już siódmy rok w najstarszym polskim zespole ludowym na Wileńszczyźnie — „Wilii”. Zależy mu, jak również całej grupie tanecznej, aby dobrze zaprezentować siebie oraz przygotowywany program podczas uroczystego koncertu 14 listopada:
— Ostatnio ćwiczymy bardzo często, ponieważ chcemy, żeby się nam udało jak najlepiej i najładniej zaprezentować się przed publicznością — mówi Adam, który na scenie czuje się wspaniale, w szczególności, gdy są ogromne brawa. — Bo wiem, że się spodobało, że się postarałem ze wszystkich sił — z zaangażowaniem opowiada uczeń Gimnazjum Jana Pawła II w Wilnie. Adam Stankiewicz jest także dobrym uczniem. Pamięta, że jego pani od polskiego Czesława Osipowicz jest weteranką tego zespołu. I ma ogromną nadzieję, że na koncercie jubileuszowym zobaczy swoją panią w chórze.
Podczas występów, jak każdemu, zdarzają się lekkie potknięcia, ale jak tancerze zapewniają, zawsze sobie z tym radzą, nawzajem podpowiadają, żeby tylko widz nie zauważył uchybienia.
Młoda „Wilia” to zgrane towarzystwo na próbach, podczas koncertów, a także w życiu codziennym. Organizują wspólne zabawy, biwaki, zbiegają się na każdy dzwonek, każdego sms-a.