W ubiegły czwartkowy wieczór barwnym głosem, szczerością do głębi serca w wykonaniu ballady „C`est ma vie” Ewelina Saszenko podbiła publiczność oraz komisję, zostając zdobywczynią pierwszego miejsca w finale litewskich eliminacji Konkursu Piosenki Eurowizji. Teraz — jako pierwsza Polka z Wileńszczyzny — będzie reprezentować Litwę na tegorocznej Eurowizji w niemieckim Düsseldorfie.
Komu zawdzięcza Pani swój sukces?
Przede wszystkim rodzinie, ludziom, którzy napisali piosenkę i wszystkim tym, którzy wierzyli we mnie i oddali w czwartkowy wieczór swój głos za mnie!
Została Pani wytypowana przez komisję do reprezentowania Litwy na Eurowizji. Co to dla Pani znaczy?
Cieszy mnie, że nie pogardzili mną, wręcz odwrotnie — zauważyli i uwierzyli, zaufali mi. W moim przekonaniu jest to wielki krok do przodu.
Jakie Pani dzisiaj towarzyszą uczucia?
Wówczas zaprezentowaliśmy, co potrafimy najlepiej, co najlepiej umiemy, szczerze i z miłością! Teraz cieszę się, a zarazem jest jakaś niepewność… Nigdy nie myślałam o takim sukcesie, o tym, że zostanę wybrana głosami komisji i publiczności, że będzie mi dana możliwość wyjazdu na Eurowizję.
Co się zmieniło bądź co się może zmienić w Pani życiu po tym zwycięstwie?
A zmieniło się — mam po 300 telefonów w dzień! Żartuję. A na poważnie — mam teraz wysoko ustawioną poprzeczkę. Czeka mnie duże wyzwanie i ciężka praca. Na moich barkach leży ogromna odpowiedzialność, ponieważ muszę się wykazać się jak najlepiej. Obecnie mam kilka dni wytchnienia, a później czekają nasz zespół liczne próby, nagranie teledysku z grupą Telewizji „LRT”, przygotowania do konkursu w maju, etc.
Było to Pani kolejne podejście do konkursu…
Po raz pierwszy wystartowałam w ubiegłym roku, ale bez większych oczekiwań. Uczestnictwo w konkursie potraktowałam raczej jako zabawę, chciałam wypróbować swoich sił w nowym programie muzycznym. A w tym roku tak sobie pomyślałam — a dlaczego by nie? Dlaczego nie miałabym spróbować jeszcze raz. I wystartowałam.
No i Pani odniosła wielki sukces!
Dotychczas trudno mi to uświadomić. Oczywiście cieszę się bardzo, a zarazem ogarnia mnie strach przed tak ogromną odpowiedzialnością. Przed tak ogromnym zadaniem, które zostało mi powierzone przez miłośników Eurowizji na Litwie.
Czego się Pani spodziewa w Düsseldorfie?
…Naturalnie teraz… bardzo bym chciała trafić do finału…
Na temat stylu Pani piosenki wytypowanej na Eurowizję krążą różne opinie. Jednym się podoba, inni są przekonani, że nie ma szans w tym konkursie…
Nie czytam komentarzy. Ballady także zawsze były na topie. Na Eurowizji zawsze są reprezentowane różne style. Więc moja piosenka w tym kontekście wygląda naturalnie.
Czy Pani już zdecydowała się co do swego stylu muzycznego, czy ciągle jest w drodze poszukiwania doskonałości?
Stale siebie poszukuję. W wielu stylach wypróbowałam siebie, jedynie hip hop pozostał na stronie. Jestem jednak przekonana, że nie jest ważne, w jakim stylu się śpiewa. Bardziej istotne jest, co się śpiewa i jak. A ja po prostu kocham śpiewać!
Na swoim koncie ma Pani już wiele koncertów w kraju, jak również za granicą. Gdzie się Pani najlepiej śpiewa? Może jest wymarzona scena?
Nie ma wymarzonej sceny i publiczności. Dla mnie bardzo ważne jest, jaki wykonuję utwór. No i oczywiście — jak.
Wiąże Pani swoją przyszłość z Litwą?
To jest naturalne, że w swoim zawodzie każdy dąży do czegoś większego. Oczywiście, chciałabym śpiewać nie tylko dla litewskiej publiczności. Jednak nigdy nie buduję większych planów. Przyjmuję to, co jest mi dane od Boga.
Pani sekret na sukces?
Szczerość i dużo pracy. Naprawdę dużo pracuję. Więc na pewno praca, praca i jeszcze raz praca.
Wobec tego w imieniu zespołu redakcji i czytelników „Kuriera Wileńskiego” życzymy Pani wiele sukcesów w przyszłości, szczególnie tej najbliższej — na Konkursie Piosenki Eurowizji w Düsseldorfie.
Rozmawiała Barbara Chikashua