W uroczystym dla Polski i Litwy dniu, dniu obchodów 220-lecia Konstytucji 3 Maja polska stacja telewizyjna „Polsat” wyemitowała reportaż dotyczący odbierania Polakom ziemi w Litwie, tej samej, którą wcześniej niby zwrócono.
Autor materiału wyjątkowo starannie podszedł do problemu. Rozmawiał nie tylko z oszukanymi przez państwo litewskie byłymi właścicielami, ale także z posłem Michałem Mackiewiczem, przedstawicielem rejonu wileńskiego, urzędu premiera RL, prawnikami.
W Polsce ten reportaż spowodował — delikatnie mówiąc — ogromne poruszenie. Odnosi się wrażenie, że Litwa nie tylko nie szanuje postanowień traktatu z 1994 roku, ale także wprowadza dość niejasne interpretacje własnego prawa, a nawet „produkuje” ustawy na potrzeby jakiegoś dziwnego lobby.
Wiadomo, że ziemia w granicach wielkiego Wilna jest szalenie droga, że jest grupa „biznesmenów” chcących inwestować w ziemię.
— Czy nie warto przyjrzeć się interesom tych dziwnych lobbystów, skąd i w jaki sposób zdobyli pieniądze na swoje majątki – żali się Zbigniew Świlo, wilnianin w drugim pokoleniu, obecnie mieszkaniec Gdyni.
— Tu się wyraźnie wyczuwa terror wobec prawowitych mieszkańców Wilna, Polaków. Wyczuwa się lituanizację, zacieranie tego, po czym stąpają współcześni nuworysze, czyli ci nowobogaccy i cały ten śmieszny rząd Litwy — dodaje.
— Nie mogę zrozumieć, jak to jest, by w XXI wieku, w państwie członkowskim Unii Europejskiej, tak łamać prawo, obarczać grzywną w wysokości trzech milionów litów kobietę, która miała kiedyś kawałeczek ziemi z krzaczkami, a którą to teraz rząd litewski, sąd państwowy uznał za… las! To las najwyższej głupoty! To wyraz ogromnej niechęci do ludzi, którzy od dziesięcioleci, stuleci tworzyli Wileńszczyznę, gdzie są groby ich dziadów, gdzie w kościołach po polsku się modli i prosi o Boże Miłosierdzie – dopowiada Paweł Kacperek, emerytowany samorządowiec.
— Litwa alienując mniejszości narodowe, w tym przypadku Polaków, sama się pcha na margines cywilizowanej społeczności. Rozgrywa to wszystko być może pod wpływem ogromnych nacisków jakiegoś kapitału, obcych interesów, bo na zdrowy rozum nie można pojąć tej nienawiści do Polaków. Może to zwykła zawiść, że my potrafiliśmy więcej dać dla Wilna, dla jego kultury, architektury, dla cywilizacji – głośno się zastanawia Ryszard Krajnik, były działacz „Solidarności”.
— To się w głowie nie mieści! Uprzejmości, kurtuazje na szczeblu prezydentów, uściski, poklepywania, wizyty, rewizyty. Wiem, że tego wymaga etykieta dyplomatyczna, ale co to obchodzi Polaka, zamieszkałego z dziada pradziada na Wileńszczyźnie, gdy przyszłość jest niepewna, że jutro mogą przyjść urzędnicy i wyrzucić z własnego domu. A te wyzwiska pod adresem polskich dzieci… W czasie okupacji to nawet Niemiec nie odbierał gospodarzowi ostatniego konia czy krowy, a Litwin potrafi odebrać nawet chęć do życia – skarży się Józef Wołkowicz z Poznania, dziś prawie dziewięćdziesięcioletni wysiedleniec z Wilna.
KOMENTARZ
Przyznaję, krytycznych i bardzo mocnych w słowach opinii wysłuchałem dziesiątki. Nie moim zamiarem jest naprawa stosunków litewsko-polskich i odwrotnie, ale jest coś na rzeczy. Szukać praprzyczyn należy w mentalności tego narodu, w świadomości bycia jednym z największych księstw w historycznej Europie, w ateizacji współczesnej, w kompleksach prozachodnich. Ta sama historia pokazała już, że takie postawy zniewalają. Prawdą jest i to, że nie każdy człowiek może mieć pieniądze, bo one jakże często dają tak zwane „pańskie myśli”. I nie dziwię się, że Konstytucja Trzeciego Maja, konstytucja Rzeczypospolitej obojga narodów tak krótko trwała, że przyszły rozbiory, że wiele nacji w ogóle nie było przez długie lata na żadnej mapie świata.
Litwo, Ojczyzno moja, wołam za Mickiewiczem, przebudź się, nie bądź macochą dla dzieci swoich, daj się kochać, szanować. Margines społeczny jest w każdym kraju, ale nigdy nie może on decydować ani o przyszłości, ani deptać świętych kart wspólnej historii.
K. S.