Kazimierz (1458-1484) królewicz, syn króla Kazimierza Jagiellończyka (1427-1492), od lat dziecięcych był szczególnie pobożny, hojny dla ubogich, o bogatym życiu wewnętrznym, ale w miarę jak dorastał, nękany był coraz bardziej chorobą płuc. Kazimierz zmarł w Grodnie 4 marca 1484 r.
Jego zwłoki przeniesiono z Grodna do Wilna i pochowano w katedrze. Jak podają kroniki, po przedwczesnym zgonie królewicza zaczęły się cudowne uzdrowienia u jego grobu, który znajdował się w kaplicy św. Trójcy w kościele katedralnym.
Zwłoki, czczonego przez liczne rzesze świątobliwego królewicza, nie zaznały spokoju, ponieważ wkrótce po pogrzebie trumienkę ze zwłokami przeniesiono do kaplicy Gasztołdowskiej w tejże katedrze.
Dzięki staraniom króla Zygmunta III i duchowieństwa wileńskiego, opartym na stwierdzonych nadprzyrodzonych zjawiskach u grobu królewicza i świadectwom o jego czystym życiu w roku 1604 papież Klemens VIII zaliczył królewicza Kazimierza do rzędu świętych i przysłał bullę oraz chorągiew uwielbienia św. Kazimierza. 4 marca 1604 roku odbyły się uroczystości kanonizacyjne św. królewicza Kazimierza w katedrze wileńskiej. Biskup Benedykt Woyna poświęcił kamień węgielny pod pierwszy kościół ku czci św. Kazimierza przy kolegium jezuitów na rynku wileńskim. Po raz pierwszy wówczas odbył się pochód ulicami miasta. Trasa wiodła od katedry do kościoła św. Stefana, gdzie znajdowała się chorągiew ofiarowana z okazji kanonizacji przez papieża Klemensa VIII. Uroczystości tej w zastępstwie króla przewodniczył kanclerz WKL Lew Sapieha (1557-1633).
Jak podają kronikarze, miasto przybrało postać odświętną. Domy na celniejszych ulicach przybrano w rośliny i kwiaty, z okien zwisały się flandryjskie makaty, tureckie i perskie kobierce. Na ulicach, którymi procesja kroczyła, wzniesiono cztery bramy triumfalne, ozdobione herbami, napisami oraz malowidłami o treści religijnej lub alegorycznej. Wystrzałem armatnim oznajmiono początek procesji, w której wzięły udział: rycerstwo, bractwa pobożne i dobroczynne, magistrat, cechy rzemieślnicze z chorągwiami, wszystkie zakony duchowne i księża, świeccy, uczniowie akademii jezuickiej z profesorami oraz niezliczone tłumy ludu. Przez cały czas trwania procesji grała muzyka, strzelano z dział i rusznic, a we wszystkich kościołach wileńskich bito w dzwony.
Procesja trwała osiem godzin i przez cały ten czas kanclerz wielki litewski Lew Sapieha przy pomocy dwóch diakonów dźwigał olbrzymią chorągiew uwielbienia św. Kazimierza.
Gdy procesja wyszła z kościoła św. Stefana, pisze J. I. Kraszewski, i kroczyła ulicą Rudnicką, nagle na jasnym lazurze nieba ukazał się punkt, który zwrócił na siebie ogólną uwagę. Punkt ów zbliżał się i rósł, aż poznano w nim bociana, który spuściwszy się przed samą chorągwią uwielbienia św. Kazimierza nie spłoszony gęstymi wystrzałami z dział i rusznic, na chwilę przysiadł na jej wierzchołku, a potem z wolna leciał nad miastem. Przed procesją, jakby wskazując drogę pochodowi.
Dziwne to zjawisko tłumaczono wtedy, że, jak bocian wytępia gady i żmije, tak i w tym jego zjawieniu się w uroczystej chwili upatrywać należy przepowiednię bliskiego i niezawodnego wytępienia wszelkich herezji.
W roku 1604, przed kanonizacją, otwarto pierwszy raz trumnę: ciało świętego znaleziono niezepsute, szaty całe i włożona w czasie pogrzebu nabożna jego pieśń „Omni die Mariae…”.
Kaplicę ku czci św. Kazimierza w katedrze wileńskiej na miejscu kaplicy Trójcy Świętej rozpoczął król Zygmunt Waza w 1623 roku, a zakończył jego syn, Władysław IV w 1636 roku. Jest to arcydzieło dojrzałego baroku. Autorami i wykonawcami projektu oraz kunsztownego wystroju byli włoscy architekci i rzeźbiarze: Matteo Castello, Sebastiano Sallo i Constantino Tencalla. Podczas budowy kaplicy św. Kazimierza, trumienka z jego zwłokami wywieziona była do zamku w Miednikach i tam umieszczona. Dopiero w 1636, po ukończeniu kaplicy trumienka ze szczątkami świętego uroczyście przeniesiona została do katedry i umieszczona w kaplicy św. Kazimierza. Zdawało się, że przeniesienie zwłok świętego w asyście duchowieństwa, króla Władysława IV, najwyższych dostojników i tłumów wiernych do nowo wybudowanej kaplicy będzie ostatnim etapem wędrówki jego szczątków. Jednak Władysław IV nakazał otworzyć trumnę przed złożeniem na ołtarzu i wyprosił dla swej małżonki Cecylii Renaty jedną kość.
Zdawałoby się, że wreszcie szczątki świętego Kazimierza będą miały spokojne miejsce w tej pięknej kaplicy, ale gdzie tam! Ledwo minęło 19 lat, gdy nawała moskiewska w 1655 roku szła na Wilno, by grabić miasto, zabijać ludzi. Jeszcze zanim hordy moskiewskie weszły do miasta, kapituła wraz ze skarbcem wywiozła trumienkę z szczątkami świętego Kazimierza do miasteczka Różana, do pałacu książąt Sapiehów. Miasteczko Różana znajduje się obecnie na Białorusi, w obwodzie brzeskim, 40 kilometrów na południe od Słucka i 48 km na południe od Wołkowyska. W XVII wieku pałac Sapiehów był znany na Litwie i w Polsce, Sapiehowie przyjmowali tam króla Władysława IV i innych dostojników. Trumienkę umieszczono w największej paradnej sali pałacowej, gdzie przechowywano ją przez sześć lat, to jest do wypędzenia Moskali z Wilna. Na pamiątkę Sapiehowie w sali tej umieścili tablicę z napisem „Divo Casimiro sacrum”.
Po powrocie do Wilna w zaledwie siedem lat trumienka ze szczątkami świętego Kazimierza stała w kaplicy w spokoju. Do krótkiego pobytu w Wilnie króla Jana III Sobieskiego w kwietniu 1688 roku, gdy król Jan Sobieski po raz pierwszy odwiedził Wilno. Król z królewiczem Jakubem oraz świtą wjechał do Wilna przez Bramę Rudnicką. Niesiono nad królem „baldachim z złocistej materii. Króla prowadzili do miasta członkowie magistratu, urzędnicy, senatorowie. Miasto ofiarowało królowi, oprócz przyjęcia, honorarium sto czerwonych złotych, podane królowi na tacy srebrnej pozłacanej, a królewiczowi Jakubowi członkowie magistratu podarowali pięćdziesiąt czerwonych złotych”.
Król zamieszkał nie na zamku, bo nie odbudowano go po zniszczeniach 1661 r., lecz w pałacu Paca na Rybnym Końcu. „Chcąc potem lepiej się miastu przypatrzeć — pisze kronikarz — król wyjeżdżał umyślnie za Wileńską Bramę na górę Czartową (w XIX-XX w. zwaną Bouffałową, obecnie Tauro kalnas — M. J.), skąd na całe prawie Wilno był widok. Odwiedzał zakłady i klasztory. Poprosił, by otwarto trumienkę i wziął dla siebie jedną kostkę jako relikwię.
W 1691 roku z ofiar króla i innych osób zamówiono u złotników w Augsburgu srebrną trumienkę, którą przywieziono do Wilna i szczątki świętego włożono do srebrnej, kunsztownie wykonanej trumienki. Miasto Augsburg w Niemczech od XVI do XIX wieku włącznie było jednym z najważniejszych ośrodków sztuki złotniczej nie tylko w Europie, ale nawet na świecie. Wyroby rzemiosła artystycznego z jego warsztatów zawsze stały na najwyższym światowym poziomie.
W wieku XVIII szczątków świętego królewicza nie ruszano, spoczywały one w spokoju. Dopiero w 1838 roku, gdy odnawiano kaplicę św. Kazimierza, nie wiadomo z jakiego powodu znowu naruszono spokój zwłok świętego. Na czas robót srebrną trumienkę przeniesiono do zakrystii katedry i umieszczono w niszy przerobionej na ołtarz. Świadek tego zdarzenia pisze, że „w dniu oznaczonym na otwarcie trumny ozdobiono zakrystię wspaniałymi gobelinami i tkaninami oraz dywanami i innymi ozdobami ze skarbca katedralnego. Po uroczystym nabożeństwie ks. Jan Markiewicz (?-1864), kanonik, w obecności kapituły i biskupa Andrzeja Kłągiewicza (1767-1841) nakazał ustawienie trumny niżej, na wzniesieniu wspaniale przybranym. Trumnę zamykano na dwa klucze, z których jeden był zawsze w skarbcu królewskim, drugi w skarbcu katedry wileńskiej. Ponieważ w tym czasie nie było możliwości odnalezienia kluczy, dobrano więc inny klucz do zamku jednego, a drugi zamek za poruszeniem sam się otworzył. Po podniesieniu wieka ukazała się skrzynka drewniana zawinięta w jedwabną materię w paski białe i czerwone. Ta skrzynka była też zamknięta na zamek, lecz otwarto ją bez trudu. W tej skrzynce była druga zaszyta w białe płótno, które rozpruto. Wieko drugiej skrzynki składało się z dwóch części, jakby drzwiczek zamkniętych dwoma pieczęciami: królewską i kapitulną, przytwierdzonymi w końcach błękitną wstążką. Nie naruszając pieczęci ks. Jan Markiewicz przeciął wstążkę. Otwarto wieko. Zwłoki były zawinięte w materię amarantowego koloru, a każda cząstka zwłok była owinięta papierem giętkim, delikatnym, lecz trwałym, na którym był dokładny opis po łacinie. Na czaszce pozostała jeszcze z prawej strony część przyschłej skóry z włosami krótszymi. Dłuższe włosy opadły i leżały przy czaszce. Miały one kolor taki, jak w perukach — szarawy, widać było jednak, że były jasne. W szczęce były 22 zęby. Znajdował się w trumnie protokół wyjęcia części zwłok dla królowej Cecylii Renaty. Innych protokołów o wyjęciu nie odnaleziono.
I tym razem podzielono się cząstkami zwłok. Na polecenie biskupa Andrzeja Kłągiewicza ks. J. Markiewicz zręcznie wyjął 2 zęby i kilka mniejszych kosteczek na relikwie dla ludu. Po czym złożono zwłoki z powrotem, trumnę zamknięto i odmówiono modlitwy”.
Od 1838 roku trumienkę z szczątkami św. Kazimierza nie ruszano aż do czasów sowieckich. Po zamknięciu katedry przez komunistów, wierni stracili dostęp do trumienki z relikwiami świętego. Oddano ją duchownym dopiero po śmierci Stalina i w październiku 1953 roku trumienkę przeniesiono do kościoła św. św. Piotra i Pawła, gdzie relikwie świętego patrona Litwy przechowywano do 1989 roku, czyli 36 lat! Dopiero 4 marca 1989 r. św. Kazimierz uroczyście powrócił do katedry, do kaplicy jego imienia.
Mieczysław Jackiewicz
4 marca
Na sercu piernikowym w ozdobach z papieru
Wypisano niezdarnie różowe litery.
Litery są niezgrabne i niezgrabne słowa,
Nieudolnie płynęła patoka różowa.
Zastygła w rzewne „kocham” i w kochane imię
Ktoś kupi słodkie serce, ktoś ze śmiechem przyjmie.
I nic się nie wydarzy i nic się nie stanie,
Gdy ząbki schrupią nieśmiałe wyznanie.
Teodor Bujnicki
KIERMASZ KAZIUKOWY W XIX WIEKU
W 1867 roku wileński Plac Katedralny był duży, niezabrukowany. Antoni Czarkowski pisze, że „w lecie pełen kurzu i śmiecia, którymi lada wietrzyk zasypywał oczy przechodniom. Na wiosnę i w jesieni grzęzło się tam w błocie. Zima tylko, gdy zamarzłe grudy błota przyprószył śnieg, ludzie kroczyli po gościnnej teraz przestrzeni. To też kilka ścieżek przecinało plac w różnych kierunkach. Pomimo to pożytek z placu był wieloraki.
Naprzód święty Kazimierz 4 marca. Fest w kaplicy, kiermasz na placu. Tłum ludzi, błoto po kostki. Przedmiot handlu: statki drewniane gospodarskie, smakołyki słynne i oryginalne, obwarzaneczki smorgońskie. Całe ich fury i całe na nich góry. Każdy obywatel i obywatelka dźwiga ich wieńce na szyi, na rękach i gdzie się da, sterczą z kieszeni. Poza tym produktem inne giną, co tam te trochę pierników, kurków, gwizdawek! Kiermasz właściwie rozpoczyna się w przeddzień po południu, przeciąga się jeszcze dzień po 4 marca, o ile starczy nierozprzedanego towaru”.