Eskalacja wojennych działań w Syrii po rozpoczęciu militarnej akcji rosyjskich wojsk zmienia syryjski konflikt w globalny, który może też zmienić świat — uważają eksperci od geopolityki. Sytuację komplikuje fakt, że w Syrii walczy wiele stron konfliktu. Każda z nich ma swoich zagranicznych sprzymierzeńców, którzy z kolei mają często zgoła odmienne interesy.
Sytuacja dynamicznie i dramatycznie zmieniła się po środowych nalotach rosyjskiego lotnictwa rzekomo na pozycje terrorystycznego Państwa Islamskiego. Tymczasem z nagrań wideo nalotów, udostępnionych przez samych Rosjan, wojskowi eksperci oceniają, że zostały zbombardowane nie pozycje islamistów, lecz opozycji walczącej z reżimem prezydenta Baszara el-Asada. Fakt ten mają też potwierdzać inne nagrania, tym razem udostępnione przez siły opozycjonistów. Na nich widać, że uderzenia rakietowe były skierowane w siły opozycji i rejony mieszkalne. Bomby spadły na domy, w wyniku czego w środę zginęło około 36 cywilów.
Arabia Saudyjska zażądała od Rosji zaprzestania działań wojennych, w wyniku których „zginęło wielu niewinnych ludzi”.
W odpowiedzi Moskwa wczoraj ponowiła naloty bombowe na pozycje opozycji syryjskiej. Według tamtejszych źródeł, zostały zbombardowane pozycje umiarkowanej Jaish al-Fatah.
Według Kremla, „atakom zostały poddane pozycje terrorystów”. Kremlowski rzecznik Dmitrij Pieskow powiedział dziennikarzom, że naloty są skoordynowane z siłami syryjskiej armii i odbywają się zgodnie „z ustalonym harmonogramem”, a ich celem są „ugrupowania terrorystyczne”.
Rosyjskie naloty w Syrii były zaskoczeniem dla sił koalicji arabsko-zachodniej, która walczy tam z Państwem Islamskim i wspiera siły opozycji w ich walce z reżimem prezydenta el-Asada.
Rosjanie o swoim planowanym ataku poinformowali amerykańskich wojskowych dopiero godzinę przed nalotami.
Żeby uniknąć przypadkowego zderzenia rosyjskich i amerykańskich sił w czwartek szefowie dyplomacji USA i Rosji uzgodnili, że musi dojść do pilnego spotkania wojskowych obydwu krajów, którzy musieliby porozumieć się ws. koordynacji działań.
Stany Zjednoczone ustalają, jakie cele w Syrii były zbombardowane przez Rosjan. Moskwa podała, że w środę — w wyniku około dwudziestu nalotów — zniszczonych zostało osiem obiektów Państwa Islamskiego, w tym magazyny i centrum dowodzenia. Z ustaleń Pentagonu wynika jednak, że powietrzne ataki Rosjan mają wspierać wojska reżimowe przeciwko rebeliantom zwalczającym prezydenta Baszara el-Asada.
Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow nazwał „pogłoskami” zarzuty, że Rosjanie zbombardowali pozycje przeciwników politycznych Baszara el-Asada, a nie Państwa Islamskiego.
„Pogłoski mówiące, że celami tych ataków nie było Państwo Islamskie — nie mają żadnych podstaw” – oświadczył Ławrow. Jego też zdaniem, nie ma dowodów na to, że w nalotach zginęli cywile.
Ławrow przyznał jednak, że rosyjska interwencja odbyła się na prośbę el-Asada i miała na celu zniszczenie pozycji „wyłącznie Państwa Islamskiego i innych ugrupowań terrorystycznych”.
Zdaniem rzecznika Białego Domu Josh Earnest, Rosja martwi się, że straciła swoje wpływy na Bliskim Wschodzie. A sojuszników ma tam niewielu.
Jednym z najwierniejszych z nich jest właśnie prezydent Syrii, który utrzymuje się jedynie dzięki wsparciu Rosji. Jego odejście jest głównym warunkiem Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników do uregulowania sytuacji w Syrii.
Tymczasem Kreml nalega, że bez el-Asada uregulowanie syryjskiego konfliktu jest niemożliwe. Co więcej, Moskwa, osobiście też prezydent Władimir Putin, przekonują, że syryjski prezydent i jego armia jest jedyną siłą, która potrafi skutecznie walczyć z Państwem Islamskim.