Masowa emigracja i migracja wewnętrzna coraz bardziej komplikuje wyborczą arytmetykę, bo liczba wyborców w niektórych okręgach różni się już o ponad 50 proc. Dlatego przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi Główna Komisja Wyborcza (GKW) chce przerysować granice około połowy jednomandatowych okręgów wyborczych.
Planom GKW sprzeciwiają się niektórzy posłowie, dla których mało liczebne okręgi stały się bastionami wyborczymi gwarantującymi im kolejne kadencje. Tymczasem OBWE zaleca, żeby różnica liczby wyborców w poszczególnych okręgach nie przekraczała 10 proc. średniej okręgów.
Sprawą zajął się Sąd Konstytucyjny. Wczoraj, 20 października, orzekł, że obecna regulacja prawna dopuszczająca 20-procentowe odchylenie liczby jest sprzeczna z Konstytucją, bo nie gwarantuje konstytucyjnej zasady równości głosów wyborców. W orzeczeniu zaznacza się, że z powodów obiektywnych nie da się ustalić równej liczby wyborców w każdym z okręgów, dlatego pewne ich różnice są dopuszczalne. Jednak te różnice nie mogą stwarzać przesłanek do zasadniczej różnicy ważności głosów wyborców.
„Wobec ustalonych wielkości możliwych odchyleń między najmniejszym i największym okręgami wyborczymi powstaje oczywista dysproporcja liczby wyborców — w największym okręgu jest ona nawet 1,5 razy większa niż w najmniejszym okręgu” — napisano w uzasadnieniu Sądu Konstytucyjnego.
Tam też podkreśla się, że choć obowiązująca w Ustawie o Wyborach Parlamentarnych reglamentacja dopuszczająca 20-procentowe odchylenie jest sprzeczna z Konstytucją, to jednak nie ma żadnych ograniczeń, by GKW ustalająca granice okręgów wyborczych skorygowałaby je tak, że ta różnica nie przekraczałaby 10-procentowego wskaźnika. Według orzeczenia sądowego, jest to maksymalnie dopuszczalna wielkość, która pozwoliłaby zachować właściwe proporcje między liczebnością dużych i małych okręgów.
GKW przygotowała dwa projekty zmian granic jednomandatowych okręgów wyborczych.
— Pierwszy ustala granice okręgów w ramach obecnie dopuszczalnej 20-procentowej różnicy. Drugi jest bardziej radykalny i ogranicza odchylenia liczby wyborców w okręgach o 10 proc. — mówi w rozmowie z „Kurierem” Zenonas Vaigauskas, przewodniczący GKW. Jak wyjaśnia, radykalny projekt zakłada też likwidację po jednym okręgu w Kownie, Szawlach, rejonie szawelskim oraz na północy kraju. W zamian tego w Wilnie powstaną trzy nowe okręgi, co pozwoli przybliżyć średnią liczbę wyborców w stołecznych okręgach do średniej krajowej, a na pewno nieprzekraczającej 10-procentowej różnicy.
Zdaniem Vaigauskasa, działań komisji jednak nie wystarczy, dlatego jego Komisja granice okręgów będzie chciała ustalać już po zmianie ustawy wyborczej zgodnie z orzeczeniem Sądu.
— Bo chodzi nie tylko o mechaniczne zachowanie proporcji liczby wyborców, co możemy faktycznie zrobić i bez zmieniania ustawy. Jednak Sąd zaznaczył, że prawo wyborcze musi gwarantować stabilność i transparentność w zakresie ustaleń okręgów, a to może zapewnić właśnie zmiana ustawy — wyjaśnia nam prezes GKW.
Rozmówca zapewnia też, że GKW może nadal arytmetycznie odciążyć stołeczne okręgi przesuwając ich granice. Obecnie największe okręgi wileńskie liczą po ponad 40 tys. wyborców. Największy — Naujamiestis — ma ich nawet 50 tys., bo w tym okręgu głosują też wyborcy przebywający za granicą. Tymczasem niektóre prowincjonalne okręgi skurczyły się do około 28 tys.
Zdaniem posłów, którzy skierowali do Sądu Konstytucyjnego obecną ordynację wyborczą, głosy wyborców w małych okręgach mają większą wagę niż głosy wyborców w „przeludnionych” miejskich okręgach. We wniosku zwracają uwagę na aspekt polityczny tego przechyłu, bo preferencje polityczne wyborców w małych okręgach na prowincji różnią się od preferencji wyborców w wielkich miastach. Dlatego, zdaniem posłów, stąd wynika nierówność szans wyborczych poszczególnych ugrupowań politycznych. Jak wynika z wyborów parlamentarnych, w jednomandatowych okręgach na prowincji najczęściej zwyciężają kandydaci partii lewicowych, często też populiści startujący z pozycji niezależnych kandydatów. W dużych miastach, z kolei, głosy najczęściej zdobywają kandydaci ugrupowań prawicowych i liberalnych.
Problem z liczbą wyborców narastał od lat. Jego przyczyną stała się masowa emigracja mieszkańców kraju oraz ich wewnętrzna migracja z prowincji do dużych miast. Obecna ordynacja pozwalała GKW manipulować liczebnością wyborców, tylko nieznacznie zmieniając granice miedzy poszczególnymi okręgami. Głównie to odbywało się kosztem tzw. polskich okręgów wokół Wilna, na które przesuwano granice „przeludnionych” okręgów stołecznych. Takie przesuwanie granic za każdym razem wywoływały protesty polskich organizacji, gdyż ich zdaniem godziły w interesy wyborcze polskiej mniejszości, dla której zresztą nietykalność granic okręgów wyborczych gwarantowały polsko-litewskie porozumienia zawarte w Traktacie z 1994 roku. Litewski Sąd Konstytucyjny uważa jednak, co też podkreślił we wczorajszym swoim orzeczeniu, że na Litwie nie ma żadnych grup społecznych, których interesów wyborczych należałoby chronić ustalając sztywne ramy okręgów wyborczych.