Niektórzy politycy z ugrupowań rządzących, ale też część z partii opozycyjnych, odgrzewają ideę budowy nowej elektrowni atomowej. Jej projekt, uzgodniony wcześniej z tzw. inwestorem strategicznych — koncernem Hitachi — został zamrożony po referendum 2012 roku.
Prawie 65 proc. uczestniczących w nim obywateli opowiedziało się przeciwko budowie nowego atomowego monstra w miejsce zamkniętego wcześniej w Wisagini.
Algirdas Butkevičius, który został wtedy premierem, twierdził, że jego rząd uszanuje wolę obywateli. Zastrzegł jednak, że ostateczną decyzję ws. projektu atomówki jego rząd podejmie pod koniec 2015 roku. No i mamy powrót tematu budowy elektrowni atomowej do agendy przyszłych prac rządu.
Krytykowany podczas niedawnej konferencji poświęconej energetyce premier Butkevičius oświadczył, że negocjacje ws. tego projektu nigdy się nie kończyły i trwają nadal.
„Należy ubolewać, że wstrzymana w ciągu ostatnich trzech lat i nie wiadomo na jak długo, została odłożona decyzja ws. projektu EAW (Elektrowni Atomowej w Wisagini)” — podczas konferencji energetycznej mówił lider Związku Ojczyzny/Chrześcijańscy Demokraci Litwy, europoseł Gabrielius Landsbergis. Młody lider konserwatystów użalał się też na zapas, że raczej nie należy oczekiwać szybkiej synchronizacji krajowych sieci energetycznych z zachodnimi i odłączenia ich od systemu rosyjskiego.
Landsbergisowi juniorowi wtórował lider Ruchu Liberałów, poseł Eligijus Masiulis.
„W najbliższym czasie powinniśmy postanowić, w jaki sposób zapewnimy generację potrzebnych mocy energetycznych” — mówił Masiulis, zauważając jednocześnie, że ws. EAW Litwa znajduje się „w stanie permanentnego niezdecydowania się”. Apelował też do Butkevičiusa o szybką decyzję ws. perspektywy litewskiego atomu przynajmniej ze względu na partnerów projektu na Łotwie i w Estonii, którzy, jego zdaniem, nie mogą doczekać się od litewskiego rządu jakichkolwiek konkretów ws. przyszłości projektu elektrowni.
Na wszystkie te żale, apele i krytykę premier odpowiedział, że projekt elektrowni atomowej jest żywotny i stale konsultowany z bałtyckimi partnerami.
„Nasz minister energetyki stale rozmawia z partnerami w tej sprawie. I negocjuje. Ot chociażby i pod koniec tego tygodnia udaje się do Rygi, gdzie spotka się z łotewską minister energetyki i będzie z nią rozmawiał również o EAW” — poinformował Butkevičius. Dodał jednak, że nie prognozuje terminu ostatecznej decyzji w tej sprawie, bo jak oświadczył, termin ten będzie zależał od postanowień właśnie partnerów.
Tymczasem zdaniem lidera Partii Zielonych, posła Linasa Balsysa, zarówno uwagi, krytyka i ubolewania zwolenników projektu EAW, jak też — jego zdaniem — nieudolne tłumaczenia się premiera nie miałyby sensu, gdyż w referendum 2012 roku społeczeństwo jednoznacznie opowiedziało się przeciwko atomówce.
— Przy tym opowiedziało się przeciwko w ogóle jakiejkolwiek elektrowni atomowej, bo tak było sformułowane pytanie referendalne, a nie jak dziś próbują tłumaczyć niektórzy, sprzeciw był tylko wobec konkretnego projektu — zauważa w rozmowie z „Kurierem” poseł Balsys.
Jego zdaniem, powrót do dyskusji na ten temat może świadczyć tylko o powiązaniach zwolenników elektrowni z grupami interesów, którzy ten projekt starają się narzucić społeczeństwu.
— Nasi partnerzy na Łotwie i w Estonii już dawno zapomnieli o tym projekcie i przede wszystkim dlatego, że szanują wolę naszego społeczeństwa i mówią to otwarcie — zauważa poseł Balys, który jest członkiem komitetu Transportu i Infrastruktury Zgromadzenia Bałtyckiego.
— Dlatego wiem na pewno, że w Rydze i Tallinnie nikt na wyższym szczeblu poważnie nie rozpatruje projektu litewskiej atomówki, nie wiem, z kim o tym będzie rozmawiał nasz minister — mówi nasz rozmówca. Zaznacza też, że Estonia i Łotwa już potwierdziły swoje strategie energetyczne na przyszłość i nie znalazło się w nich miejsca dla litewskiego atomu.
Lider Partii Zielonych zauważa też, że wznowienie tego projektu wykluczałoby plany synchronizacji naszych sieci z zachodnimi, o co ubolewał Landsbergis junior.
— Mając tak potężną generację mocy musielibyśmy pozostawać w systemie rosyjskim, żeby móc balansować tę generację. Zwolennicy projektu muszą o tym wiedzieć, więc nie wiem, dlaczego jednak opowiadają się za jego realizacją — zastanawia się nasz rozmówca. Dodaje jednak, że pozostanie Litwy w rosyjskim systemie energetycznym na pewno jest na rękę Kremlowi.
Przypominamy, że Litwa już dwukrotnie podchodziła do realizacji atomowych ambicji. Najpierw powstał plan LEO.LT, który zakładał budowę elektrowni staraniami głównie rodzimego kapitału oraz krajów bałtyckich i Polski. Projekt ten jednak został pogrzebany po przejęciu władzy przez konserwatystów, którzy od 2008 roku zaczęli realizować projekt z Hitachi w roli inwestora oraz partnerami regionalnymi. Kres temu projektowi położyło referendum 2012 roku. Wygląda jednak na to, że szykuje się trzeci projekt litewskiej atomówki, która stała się tematem ostatnich dyskusji.