Po pierwszej turze wyborów nie można mieć wątpliwości, że mieszkańcy Litwy chcą zmiany.
— Czeka nas jeszcze druga tura wyborów. Już teraz jednak możemy wyciągnąć wnioski. Mieszkańcy Litwy chcą zmiany — zauważa w rozmowie z „Kurierem” dr Andrzej Pukszto, kierownik katedry politologii na Uniwersytecie im. Witolda Wielkiego w Kownie.
W parlamencie kolejnej kadencji spotkają się przedstawiciele pięciu partii. Partie Związek Ojczyzny-Litewscy Chrześcijańscy Demokraci i Litewski Związek Chłopów i Zielonych osiągnęły bardzo zbliżony wynik.
Na pierwszym miejscu w chwili zamknięcia numeru znajdowali się konserwatyści z 21,61 proc. głosów, co daje 20 mandatów. Tuż za nimi „Zieloni” z wynikiem 21,59 proc. głosów i 19 mandatami. Partia niewątpliwie może mówić o ogromnym sukcesie wyborczym, gdyż w wyborach 2012 roku nie przekroczyła nawet progu wyborczego.
Na trzecim miejscu znalazła się natomiast Litewska Partia Socjaldemokratyczna, która uzyskała 14,45 proc. poparcia i 13 mandatów. Litewski Ruch Liberałów zdobył 9,01 proc. poparcia, co daje mu 8 mandatów. Wymagany pięcioprocentowy próg wyborczy przekroczyły także: Akcja Wyborcza Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin (AWPL-ZChR) — 5,48 proc. i Porządek i Sprawiedliwość — 5,34 proc. Obie partie zapewniły sobie w ten sposób po pięć mandatów.
Walka o wyborców potrwa jeszcze 2 tygodnie. W pierwszej turze w okręgach jednomandatowym tylko dwóm kandydatom (obaj to przedstawiciele AWPL-ZChR) udało się zdobyć mandat. Leonard Talmont w okręgu wileńsko-solecznickim uzyskał 64,43 proc., a Czesław Olszewski w okręgu miednickim — 57,31 proc.
Politolog Mindaugas Jurkynas, w komentarzu dla 15.min, zauważa, że kluczem do sformułowania nowej władzy są „Zieloni”. Według niego najbardziej możliwa jest koalicja „Zielonych” z konserwatystami i — prawdopodobnie — liberałami, z premierem ze Związku Ojczyzny. Jednak, jeśli okaże się, że „Zieloni” osiągną wystarczająca liczbę głosów w drugiej turze — mogą stworzyć koalicję z socjaldemokratami.
Również Andrzej Pukszto jest przekonany, że teraz nie można przesądzić o losie przyszłej koalicji.
— Teoretycznie jest możliwa jeszcze koalicja centrolewicowa. To byłaby szansa dla „Zielonych”, na zagospodarowanie lewej strony litewskiej polityki, choć wymagałoby to sporego wysiłku. Oczywiście w tej chwili najprostszym rozwiązaniem jest koalicja centroprawicowa, tym bardziej że o takiej właśnie marzy zapewne prezydent Dalia Grybauskaitė — mówi politolog.
Pukszto uważa, że w litewskiej polityce rzeczywiście nastąpią zmiany, jednak dziś jeszcze nie można przesądzić w jakim kierunku.
— Nadal nie wiemy, w jakim kierunku pójdą „Zieloni”. Wydaje mi się, że partia sama nie była przygotowana na tak ogromny sukces. „Zieloni” muszą jeszcze określić, jak swoją rolę w rządzeniu Litwą widzą i jak wielki ciężar udźwigną — zauważa politolog, przyznając, że pozytywnie ocenia ostatnie wypowiedzi liderów partii: Ramūnasa Karbauskisa i Sauliusa Skvernelisa.
— Mówią w sposób bardzo wyważony, w sprawie przyszłej koalicji wypowiadają się bardzo ostrożnie, można powiedzieć, że zachowują się bardzo zawodowo. Trzeba także przyznać, że partii udało się zaprosić wielu bardzo dobrych fachowców takich, jak znany ekonomista Stasys Jakeliūnas albo medyk Egidijus Vareikis. To naprawdę specjaliści najwyższej klasy — podkreśla Pukszto.
Wyniku wyborczego AWPL-ZChR politolog nie uważa za sukces. Według niego, partia zachowała status quo, przy lekkim kroku w tył (w 2012 r. na partię w okręgach wielomandatowych głosowało 79 840 wyborców, w tym — 69 255).
— Wydaje się, że partii nie za bardzo udało się zdobyć zaufanie wyborców w stolicy. W Wilnie, gdzie wyborca jest bardziej doświadczony i ma większe rozeznanie, nie spieszy głosować na AWPL. Słabe wyniki partii w Nowej Wilejce czy w Ponarach oznaczają, że powinna przemyśleć swoją dalszą strategię w stolicy — uważa Pukszto.
Jak zatem można podsumować pierwszą turę?
— W tej chwili możemy wyciągnąć potrójny wniosek. Po pierwsze, społeczeństwo litewskie bardzo pragnie zmiany. Drugi wniosek, jaki się nasuwa, to ten, że litewski wyborca nie jest do końca świadomy, kogo wybiera, bo ogromny sukces odniosła partia, która ma nie do końca sprecyzowany program. Trzeba zauważyć również, że frekwencja wynosi ok. 50 proc. i jest nieco mniejsza niż podczas poprzednich wyborów, co oznacza, że duża część wyborców nie znalazła kandydatów, którym mogłaby zaufać — uważa Pukszto.
— Wszystko jest możliwe, póki piłka w grze — podkreśla dr Andrzej Pukszto.
Przed nami kolejna tura wyborów, która może jeszcze znacząco wpłynąć na kształt przyszłego rządu.
Dla niektórych „gra” skończyła się jednak nieco wcześniej. Konsekwencje przegranej swoich partii postanowili ponieść przewodniczący Partii Pracy Valentinas Mazuronis (Partia Pracy nie przekroczyła nawet progu wyborczego) i Rolandas Paksas, lider Partii „Porządek i Sprawiedliwość”, którzy zrezygnowali z pełnionych funkcji.
Długa cisza powyborcza — przypomnijmy, że na pierwsze informacje o wynikach, wyborcy musieli czekać prawie 4 godziny od zamknięcia lokali wyborczych — stała się natomiast powodem rezygnacji przewodniczącego Głównej Komisji Wyborczej Zenonasa Vaigauskasa.
Zenonas Vaigauskas kieruje GKW ponad 20 lat — od 1994 roku.