Polska ma wiele towarów eksportowych. Miłośnicy gier komputerowych znają na pewno serię Wiedźmina autorstwa firmy CD Projekt RED.
Koneserzy alkoholi wymienią pewnie liczne marki wódki. Polska jest również jednym z największych eksporterów mebli na świecie. Teraz Ministerstwo Środowiska chce, aby polskim towarem eksportowym stały się… żubry.
Waży do 920 kg. Jego maksymalna wysokość to 188 cm wzrostu w kłębie. Około 70 proc. jego aktywności schodzi mu na jedzeniu. Nic dziwnego, dziennie pochłania od 40 do 60 kg paszy roślinnej. Najchętniej trawy, ale nie gardzi również korą oraz świeżymi pędami drzew i krzewów. W sumie dieta zawiera 454 gatunki roślin. Tak w skrócie można zaprezentować żubra. Szacuje się, że na świecie żyje ich ponad 5,5 tys. Tylko 3,5 tys. w hodowlach wolnych. Polska pod tym względem to fenomen. Nad Wisłą żyje 1 566 żubrów. Zdecydowana większość, bo ponad 1 300, na wolności. Najbardziej znane i największe stada, liczące 578 osobników, można spotkać w Puszczy Białowieskiej
Towar eksportowy?
— Chcemy dbać o bioróżnorodność w Unii Europejskiej. Żubr jest typowym okrętem flagowym polskiej ochrony przyrody, odtworzyliśmy ten gatunek i chcemy go rozpowszechniać w Europie — poinformował na początku września prof. Jan Szyszko, podczas otwarcia wystawy w Parlamencie Europejskim, poświęconej sytuacji w Puszczy Białowieskiej. Polska skierowała konkretną ofertę do zachodnich państw. Warto wiedzieć, że przed wiekami żubry można było spotkać w całej Europie, jednak zasięg ich występowania stopniowo się zmniejszał. W XII wieku wyginęły na Wyspach Brytyjskich. We Francji w XIV wieku. W Niemczech w wieku XVI, a w Siedmiogrodzie ponad 200 lat później. Teraz, jeżeli tylko państwa zachodnie wyrażą chęć, mają szansę przywrócić żubra do swojego środowiska.
— Do współpracy zapraszamy też organizacje ekologiczne. Myślę, że skoro ekolodzy tak aktywnie działają na rzecz ochrony środowiska, to będą również zainteresowani pomocą w odtwarzaniu w innych państwach UE gatunków, które występują np. w Puszczy Białowieskiej. Liczymy na taką współpracę, że wspomogą nas swoim doświadczeniem i organizacją — mówił w PE prof. Jan Szyszko. Jak dodawali przedstawiciele Ministerstwa Środowiska, Polska jest gotowa nawet do tego, aby współfinansować projekt. Od tego czasu minął ponad miesiąc. Żadna z organizacji ekologicznych, ani żadne z państw Europy Zachodniej nie wyraziło chęci uczestniczenia w programie introdukcji żubra.
O korniku w Parlamencie
Brak reakcji nikogo w Polsce chyba nie zaskoczył. Dzisiaj bowiem szeroko pojęta ekologia stała się elementem politycznego nacisku na rząd w Warszawie. Główną kością niezgody pomiędzy Ministerstwem Środowiska z jednej strony a Unią Europejską, opozycją i organizacjami ekologicznymi z drugiej jest obecnie kwestia Puszczy Białowieskiej. Spór ten znalazł nawet swoje odzwierciedlenie w rezolucji Parlamentu Europejskiego, która została przyjęta w połowie września. Europosłowie wyrazili w niej zaniepokojenie „że polski minister środowiska zatwierdził plan zwiększenia pozyskiwania drewna w Puszczy Białowieskiej”. W rezolucji nie zdobyli się na cień wątpliwości. Nie wspomnieli nawet, że decyzja to wynik trwającej od 2012 roku inwazji kornika drukarza, który zniszczył ponad 4 tys. ha drzewostanów świerkowych. W trakcie burzliwej debaty prof. Ryszard Legutko nie szczędził ostrych słów pod adresem zaniepokojonych europosłów.
— Jak traktować zarzut, że autorom nie podoba się walka z kornikiem drukarzem, który niszczy Puszczę Białowieską? Przecież większość z państwa nie ma pojęcia, gdzie jest ta Puszcza Białowieska, co to jest puszcza, co to jest kornik drukarz. Skąd się bierze taki mocny pogląd na walkę z kornikiem drukarzem? — pytał europoseł PiS-u. Przemowa prof. Legutki nie odniosła żadnego skutku. Europosłowie zagłosowali według partyjnego klucza i polski rząd potępili.
UE wie lepiej
Polska na tle zachodniej Europy to przyrodnicza perła. Dzikie nieuregulowane rzeki. Gatunki ptaków i ssaków, które są praktycznie niespotykane na zachód od Odry, takie jak wilki, rysie, żubry, niedźwiedzie. Aby spojrzeć na przepaść dzielącą nasze kraje, wystarczy chociażby porównać liczebność bocianów. W 2005 roku, gdy przeprowadzono europejski spis tych zwierząt, nad Wisłą było ponad 50 tys. par gniazdujących. W tym czasie w Holandii, w której ptak ten odgrywa szczególną rolę w kulturze, gniazdowało jedynie trochę ponad 500 par. Dzika przyroda w Polsce trwa głównie dlatego, że kraj nasz od dziesięcioleci prowadzi racjonalną gospodarkę zasobami. Lesistość kraju od 1945 roku została zwiększona z 21 proc. w 1945 r. do niemal 29,4 proc. w roku 2014. To jednak dane oficjalne. Według badań przeprowadzanych na podstawie zdjęć satelitarnych lesistość przekracza już 32 proc. Polska przeprowadza również udane batalie o zachowanie gatunków. Bóbr europejski to już dzisiaj gatunek wręcz pospolity, którego można spotkać nawet w centrum Warszawy w okolicach mostu Poniatowskiego. Podobnie zresztą jak łosie, które regularnie zapuszczają się z Kampinosu do polskiej stolicy. Polacy też skutecznie ochronili przed wyginięciem żubra. Żadne z tych osiągnięć nie zasługuje jednak w oczach urzędników UE na uznanie. Nadal większość z nich lepiej wie, co i jak należy chronić, mimo że u siebie nie byli w stanie i nadal nie chcą tego robić.
Puszczański poligon
Na tym tle dochodzi do wielu sporów, w których to polskim przyrodnikom narzuca się europejskie standardy. Ostatnio, szczególnie widoczne staje się to w Puszczy Białowieskiej (PB). Mimo że nie ulega wątpliwości, iż człowiek kształtuje ten obszar od co najmniej kilkuset lat, UE traktuje całą Puszczę jak las pierwotny nietknięty ludzką ręką. Wspierając wszystkich tych, którzy są zwolennikiem całkowitego wykluczenie człowieka z tych obszarów. PB to dzisiaj ponad 62 tys. ha drzewostanów. Jego najbardziej wartościowa część znajduje się w istniejącym od 1932 roku Białowieskim Parku Narodowym (BNP), który stanowi 16 proc. polskiej części PB. Kolejne kilkanaście proc. lasów znajdujących się poza BNP jest chroniona różnymi formami rezerwatów. W sumie więc pod całkowitą ochroną, zabraniającą jakiejkolwiek ingerencji, jest już ponad 33 proc. Pozostały obszar to głównie lasy gospodarcze sadzone przez okolicznych mieszkańców, a będące pod władaniem polskich Lasów Państwowych. W ostatnich latach postanowiono usunąć człowieka całkowicie. Walczą o to przede wszystkim międzynarodowe organizacje ekologiczne, takie jak Greenpeace. To ich zabiegi doprowadziły do tego, że w 2012 roku drastycznie ograniczono możliwość wycinki drzewa. Nie pozwolono nawet na usunięcie skutków niewielkiej nawałnicy, która zdarzyła się w 2011 r. Decyzje nie miały żadnych merytorycznych uzasadnień, po prostu były to administracyjne obostrzenia w myśl ideologii ekologów. W efekcie od 2012 roku w Puszczy Białowieskiej trwa największa w historii gradacja kornika drukarza. Ciepłe zimy sprawiają, że dzisiaj w PB zniszczone zostały tysiące hektarów drzewostanów. W sumie zamarły drzewa o masie co najmniej 3 mln metrów sześciennych. Suche drzewa wpływają na cały ekosystem. Można się spodziewać, że świerk w niedługiej perspektywie w ogóle zniknie z PB. Znikną też cenne gatunki roślin światłolubnych, bo w miejsce uschniętych lasów świerkowych wchodzi malina i ekspansywne trawy, które nie dają się przebić żadnym innym roślinom. Co ciekawe, w Puszczy kiepsko jest również z dużymi ssakami. Przykładem może być populacja rysia, która ma wyjątkowo złe prognozy i jest jedną ze słabszych populacji w Polsce. Wszystko dlatego, że w Puszczy zwyczajnie brakuje dla niego pokarmu.
Węzeł gordyjski
Ministerstwo Środowiska jest więc w trudnej sytuacji. Wiedząc o tym, że bez reakcji człowieka PB stanie się mniej różnorodna i ciekawa, musi próbować przekonać argumentami UE i ekologów (którzy do sprawy podchodzą ideologicznie). Temu ma służyć odbywająca się w Puszczy Białowieskiej szczegółowa inwentaryzacja, której wynik poznamy pod koniec roku. Ambasadorem wizji ministerstwa ma być również żubr. Ten gatunek jak żaden inny pokazuje bowiem, że działalność człowieka niekoniecznie musi przyrodzie szkodzić. Czy jednak zagranica będzie chciała przygarnąć żubra?
Jacek Liziniewicz