Z Kingą Dębską spotykamy się w wileńskim hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćki. Znana polska reżyserka kręci film dokumentalny o tej placówce oraz o siostrze Michaeli Rak, założycielce i dyrektor.
Przed rokiem gościła Pani na Litwie w ramach międzynarodowego festiwalu filmowego „Kino Pavasaris”. Tym razem sprowadził Panią do Wilna nowy projekt…
W zeszłym roku na festiwalu zaprezentowałam swój film fabularny „Moje córki krowy”. Z aktorem Marianem Dziędzielem oraz producentem Zbigniewem Domagalskim zostaliśmy zaproszeni do radia Znad Wilii. Opowiadaliśmy o filmie, a siostra Michaela akurat jechała samochodem i słuchała audycji. Zadzwoniła do radia i wymusiła, żeby zawołano mnie do telefonu. Później dowiedziałam się, że siostra w Polsce widziała mój film i pomyślała, że byłoby dobrze, gdyby ta reżyserka zrobiła film o hospicjum.
Od razu się Pani zgodziła?
Na początku mówiłam, że nie mam czasu, kręcę film za filmem i już nie robię dokumentalnych, tylko fabularne. A siostra mi po prostu powiedziała: „ ja się będę za Ciebie modlić” i co miesiąc przysyłała mi takiego sms-a –„modlę się za Ciebie”. To zadziałało jak motywator. I tak się to zaczęło. Najpierw Telewizja Polska weszła w projekt, później Polski Instytut Sztuki Filmowej dofinansował film. Na razie nazywa się „Czerwony kapelusz”, jaka będzie finalna nazwa filmu, zobaczymy. Jesteśmy po pierwszej turze zdjęć, wracamy do Polski. Myślę, że będą co najmniej dwie tury, bo chcemy pokazać pracę w hospicjum w dłuższych odstępach czasu. Film będzie wielojęzyczny – ludzie rozmawiają po litewsku, po polsku, po angielsku. Okazało się, że więzień, który pomaga w hospicjum, świetnie mówi po angielsku. Siostra Michaela załatwiła z komendantem, że więźniowie zamiast siedzieć w celach, mogą robić coś pożytecznego. Tak naprawdę, przed przyjazdem tutaj bardzo się stresowałam. Myślałam, że to będzie smutne, tragiczne, takie obciążające. Tymczasem wracam lekka jak piórko, z radością życia. Mam takie poczucie, że byłam na wakacjach.
„Czerwony kapelusz”… roboczy tytuł filmu pewnie nie jest przypadkowy?
Opowiedziano nam tutaj historię o pewnej dziewczynie, która przyjechała do hospicjum sparaliżowana, a tu odzyskała siły – być może dlatego, że siostra Michaela spełnia marzenia ludzi tutaj przebywających. Ta dziewczyna była po chemioterapii, bez włosów… i marzyła o czerwonym kapeluszu. Siostra kapelusz przywiozła jej z Polski, a dziewczyna powoli zaczęła odzyskiwać zdrowie. Teraz już niestety, nie żyje… Ten tytuł prawdopodobnie się nie utrzyma, bo na naszych oczach dzieją się inne historie i któraś z nich pewnie zadecyduje o tytule. Z pacjentami łowiliśmy ryby, mieliśmy polecieć balonem z jednym z pacjentów, ale tamtego dnia był zbyt niski pułap chmur, więc może polecimy następnym razem. Mam nadzieję, że Waldek doczeka…
Pacjenci hospicjum też wystąpią w filmie?
Oczywiście. Obecnie jest tu 14 osób, wszystkie łóżka są zajęte. Zobaczymy także ich rodziny oraz pacjentów hospicjum domowego. Mam poczucie, że to jest taka rodzina, wszyscy z nimi zżyliśmy się, że aż szkoda odjeżdżać.
Czy trudno jest pracować z ludźmi, którzy znajdują się w obliczu śmierci ?
Każdy z nas żegnał kiedyś kogoś. Jak już raz się spotka tych ludzi, to człowiek ma takie uczucie, że właśnie tak chciałby pożegnać swoich najbliższych, jak tutaj. Bez bólu, bez cierpienia, bez krzyku, spokojnie, z uśmiechem. To ciężko zrozumieć, jak się tego nie widziało, zresztą tak jest z każdą rzeczą. Gdybym jeszcze nie była w tym hospicjum, było by mi ciężko w to uwierzyć. Nie jestem egzaltowana, nie mam do tego stosunku takiego „na kolanach”, nabożnego. Wprawdzie jestem katoliczką, ale ta produkcja nie będzie katolickim filmem. To hospicjum jest ponad religiami i ten film też ma taki być. Będzie skierowany przede wszystkim do tych, którzy się boją hospicjum, boją się umierania… Nadrzędną ideą tego filmu jest to, że przekazujemy siostrze Michaeli prawa do DVD, do eksploatacji na świat tego filmu, żeby siostra dzięki temu filmowi mogła zbierać pieniądze na budowę hospicjum dziecięcego.
Film „Moje córki krowy” też opowiada o umieraniu…
Ten temat jest mi bliski. Parę lat temu z siostrą żegnałyśmy naszych rodziców, którzy odchodzili jeden po drugim… przedwcześnie. Ten film był dla mnie taką formą terapii – jak sobie poradzić. Myśmy taty nie oddali do hospicjum stacjonarnego, był w hospicjum domowym. Teraz, jak tu jestem widzę, że generalnie wilnianie mają więcej szczęścia niż my w Warszawie, bo mają takie hospicjum, gdzie można w tak wspaniały sposób dbać o chorego. Mam poczucie, że mój tata cierpiał bardzo przed śmiercią, miał nowotwór mózgu… Nie potrafiłyśmy wszystkiego zrobić, bo jednak nie wszystko może rodzina i nie wszystko da się zrobić miłością. Trzeba pewne rzeczy wiedzieć, jak zrobić, na przykład podać bardzo mocne środki przeciwbólowe. Mieliśmy uruchomione hospicjum domowe, tata był pod opieką, ale, jak patrzę na to, jak oni tu pracują, żałuję, że w Warszawie nie ma takiego miejsca. Mamy wiele hospicjów, ale takiego serca, jak tu, nie ma.
Film więc opowiada o prawdziwych wydarzeniach z Pani życia?
Moja historia, moje zmaganie się z odchodzeniem rodziców było bazą. Potem dużo rzeczy wymyśliłam – relacje sióstr, z których każda ma inny sposób na to, jak uzdrowić mamę i tatę, troszeczkę udramatyzowałam. Ten film jest tragikomedią. Jest w nim bardzo dużo momentów śmiesznych, co było takim założeniem – spróbować o śmierci opowiedzieć inaczej. Przecież ona jest jedynym pewnym, co nas spotka. Naprawdę, nie ma co rozpaczać z tego powodu, że odejdziemy, tylko cieszyć się tym, że jesteśmy.
W filmie wystąpiła plejada polskich aktorów, w obsadzie znalazła się także Pani córka, Maria …
Zagrała wnuczkę umierających bohaterów. Jestem bardzo dumna z córki. Skończyła aktorstwo w Szkole Filmowej w Łodzi. Dostała Grand Prix jako najlepsza studentka wszystkich szkół w Polsce. Teraz zagra jedną z głównych ról w filmie o alkoholiczkach „Zabawa, zabawa”.
Proszę opowiedzieć o nowych produkcjach…
Skończyłam film, który jest teraz w postprodukcji. Nazywa się „Plan B”. Będzie to alternatywny film na walentynki. Opowiada o ludziach, którym na walentynki zdarzają się najgorsze w życiu rzeczy. Nie będzie to komedia romantyczna, a raczej tragikomedia z pozytywnym przesłaniem. Ten film mam prawie za sobą, a przed sobą mam poważniejsze wyzwanie – film oparty na moim własnym scenariuszu. Napisałam go z koleżanką, która zna temat od środka. Będzie to film o alkoholiczkach, wysoko funkcjonujących kobietach sukcesu, którym życie wymyka się spod kontroli. Zdjęcia zaczynamy za miesiąc.
Kiedy kolejna tura zdjęć do filmu o wileńskim hospicjum?
Dobre filmy dokumentalne robi się długo. Jeszce wrócimy z ekipą do Wilna we wrześniu i jeszcze raz zimą. Teraz zaczynam zdjęcia do kolejnego filmu fabularnego.