Wraz ze śmiercią por. Stefana Mustafy Abramowicza zakończyła się historia ułanów II RP. Na podstawie długiego, bo aż 103-letniego życia Abramowicza, można byłoby w zasadzie napisać podręcznik historii.
Pochodzący z tatarskiej rodziny żołnierz walczył w 1 Szwadronie Tatarskim niezwykle ważnego dla tradycji Wileńszczyzny 13 Pułku Ułanów Wileńskich. Przeszedł najpierw przez sowieckie obozy przymusowej pracy (przez zesłanych Polaków potocznie nazywane – łagrami) a potem długi szlak walki razem z Armią gen. Andersa. Walczył pod Monte Cassino, a po wojnie, jako andersowiec, miał zakaz powrotu do ojczyzny, w której powojenne władze były w rękach komunistów.
Świadkowie historii odchodzą, a zachowanie pamięci zależy dziś przede wszystkim od pasjonatów historii czy grup rekonstrukcyjnych, które kontynuują wielkie, polskie tradycje.
„Serce pęknie z żalu wielu Polakom, gdyż dnia 9 kwietnia 2018 r. w wieku 103 lat odszedł na wieczną wartę mój drogi przyjaciel, Porucznik Stefan Mustafa Abramowicz. Jako polski Tatar dobrze przysłużył się swej Ojczyźnie, walcząc także za wolność innych narodów „For our freedom and yours”. Dla Polaków pozostanie Ostatnim Ułanem Rzeczypospolitej ze słynnego 1 Szwadronu Tatarskiego 13 Pułku Ułanów Wileńskich w Nowej Wilejce, kiedy dla mnie w sercu na zawsze będzie jako najlepszy Ojciec, a dla mej córki jako najukochańszy Dziadek, traktujący nas jak swą rodzinę. Nic nas nie może utulić w żalu po Nim” – informowała na swoim profilu na Facebooku Xenia Jacoby, która przez ostatnie 3 lata dołożyła ogromnych starań, by postać ostatniego ułana Rzeczypospolitej zajęła należne miejsce w naszej pamięci historycznej.
Sam Stefan Mustafa Abramowicz o swojej służbie wojskowej mówił bardzo skromnie. „Wykonywałem swoje zadania i pełniłem służbę jak najlepiej. Polegano na mnie. Starałem się być dobrym żołnierzem. Nie byłem zbyt silny, mocny fizycznie, by iść pełną parą… ale dobrze strzelałem. Czasem kaprale nie byli zadowoleni ze mnie, bo byłem zbyt uparty… Tyle było tego wszystkiego, a ja jakoś wszystko przeszedłem…” – wspominał po latach. Rzeczywiście, jego historia życiowa była bardzo bogata.
Urodził się 20 stycznia 1915 r. w Klecku k. Nieświeża. 15 września 1937 r. dostał powołanie do służby w kawalerii na okres dwóch lat. Służbę miał zakończyć na dwa tygodnie przed wybuchem wojny. Okazało się jednak, że nie dany mu był szybki powrót w rodzinne strony.
Służył w 1 Szwadronie Tatarskim 13 Pułku Ułanów Wileńskich. Gdy wybuchła wojna, jego dowódca, por. Zygmunt Barcicki, nie mając kontaktu z dowództwem, wydał samodzielny rozkaz opuszczenia koszar i przebicia się na Litwę. Porucznikowi i wielu innym ułanom udało się przedrzeć przez granicę i przedostać do obozu internowanych na Litwie. Stefan natomiast został aresztowany, zrewidowany i wywieziony do obozu w Kozielsku, skąd jako starszy szeregowy ułan został zesłany na katorgę w GUŁagu. Oficerów czekała tam śmierć.
W 1941 r. odzyskał wolność i jako rekrut wraz z uformowanym na terenie ZSRR wojskiem Polskich Sił Zbrojnych – z Krasnowodzka dopłynął statkiem do Pahlavi w Iranie. Trafił pod dowództwo Brytyjskiej Armii, a po szkoleniach wojskowych, jako czołgista amerykańskiego czołgu Sherman, został przydzielony do 1 Pułku Ułanów Krechowieckich w 2 Warszawskiej Dywizji Pancernej 2 Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Brał udział w kampanii włoskiej, oswobadzając Italię i walcząc min. o Monte Cassino. W drodze na Anconę, podczas ofensywy, został ranny w czołgu i trafił do szpitala polowego, oczekując na nowy czołg, by dalej walczyć. Po oswobodzeniu Bolonii, w maju 1945 r., alianci rozbroili polskie oddziały. Po demobilizacji w czerwcu 1946 r. w stopniu starszego ułana dopłynął okrętem do Liverpoolu w Anglii, by trafić do kolejnych obozów na terenie Wielkiej Brytanii.
Jako andersowiec nie mógł powrócić do Polski, stąd na stałe osiadł w Manchesterze. Tu pracował zarobkowo, a w 1949 r. założył rodzinę z panną Haliną Milkamanowiczówną – Tatarką. Urodziły mu się dwie córki, Mary i Janet. Doczekał się dwóch wnuczek, Lucynki i Renatki oraz dwóch prawnuczek, Izabeli i Oliwi. Ostatnie lata życia Abramowicz przeżył otoczony ogromną miłością najbliższej rodziny, a w szczególności córki Janet, która z poświęceniem zajmowała się swoim kochanym ojcem. Do ukończenia 100. roku życia pozostawał samodzielny.
Wydawałoby się, że osoba o tak bogatym życiorysie powinna być od dawna szeroko znana. Tak jednak nie było. Być może postać ostatniego ułana II RP byłaby pewnie zupełnie zapomniana, gdyby nie Polka, Xenia Jacoby, mieszkająca obecnie w Manchesterze w Anglii.
– Proces medialny, który rozpoczęłam w 100. urodziny pana Stefana, miał za zadanie przedstawić jego skromną, jasną postać – ukrytą przed nami przez 100 lat. Było to o tyle istotne, że nikt z Polaków w ojczyźnie i na emigracji nie spotkał się wcześniej z osobą ostatniego żyjącego ułana. „Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie,” uczy polska mądrość. Jego książką o tułaczce wojennej nie udało się zainteresować londyńskich wydawców. Myślę, że pan Stefan Abramowicz zasłużył na lepsze miejsce w naszej pamięci niż obecne. Przez wile lat przyjaźniłam się z nim i jego rodziną, wiem, że swoje życie poświęcił walce o wolną Polskę. Pewnym symbolem tego była dla mnie rana, którą poniósł w walce o Aconę. Proszę sobie wyobrazić, że krwawiła przez ponad 70 lat. Zagoiła się dopiero, gdy skończył 100 lat. Dla mnie był to prawdziwy symbol jego poświęcenia dla Ojczyzny – opowiada „Kurierowi Wileńskiemu”.
Dla Xeni Jacoby oczywiste było, że ostatni ułan Rzeczpospolitej, który przeszedł przez sowieckie łagry, walczył pod Monte Cassino, powinien zostać odznaczony przez polskie państwo. Złożyła w tej sprawie wniosek do biura minister Anny Marii Anders. Niedługo potem przyszła informacja z MON, że minister Antoni Macierewicz awansował ułana ppor. Abramowicza na stopień porucznika. W sprawę zaangażowała również Konsulat RP w Manchesterze, do którego Xenia Jacoby wysłała skany wszystkich dokumentów ułana, sięgające aż 1943r.
– Wcześniejszych dokumentów nie posiadał. Jego polski paszport, który zdał w koszarach do sejfu na okres służby wojskowej jesienią 1937r., po wybuchu II wojny światowej prawdopodobnie przejęli sowieci i wraz z innymi polskimi dokumentami z koszar wywieźli w głąb Związku Sowieckiego. Według innej hipotezy, to pożar mógł strawić paszporty zostawione w depozycie wojskowym 13 Pułku – wyjaśnia Jacoby.
W pewnym momencie pojawiły się problemy formalne. Mimo że Abramowicz nigdy nie zrzekł się polskiego obywatelstwa, sprawa nadania mu polskiego odznaczenia została wstrzymana, ponieważ…. nie było dokumentu potwierdzającego, że żołnierz, który przeszedł szlak z Armią gen. Andresa, jest obywatelem Polski! Na szczęście nie okazało się to końcem tej wyjątkowej historii pana Stefana. Sprawę przejęło MSZ i 12 lipca 2016 w Konsulacie RP w Manchesterze Sekretarz Stanu RP, Krzysztof Szczerski, wręczył w imieniu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski – Polonia Restituta oraz dokonał awansu na stopień porucznika, który przyznał mu szef MON, Antoni Macierewicz, 27 stycznia 2016r.
Uroczystość była ważna nie tylko dla samego Mustafy Abramowicza, ale dla wszystkich polskich Tatarów. Mufti RP, Tomasz Miśkiewicz, tak pisał w imieniu Muzułmańskiego Związku Religijnego RP. „Czcigodny Pan Mustafa Abramowicz. Witam serdecznie w Imieniu Boga Litościwego i Miłosiernego. Tatarska społeczność muzułmańska w Polsce, dzięki Pańskim wspomnieniom, z wielką dumą i podziwem zapoznała się z drogą, którą Pan – Tatar i muzułmanin przebył jako polski żołnierz. Służył Pan w Pułku Ułanów w polskiej jednostce o tatarskiej proweniencji. Jest to swoisty symbol polskiej i tatarskiej historii, która połączyła się przed wiekami. W efekcie Polacy i Tatarzy szli razem i razem walczyli o najbardziej zaszczytne ideały swojej wspólnej Ojczyzny. Pańska postać Tatara, równocześnie Polaka, Europejczyka, muzułmanina oparta o najpiękniejsze humanitarne wartości – jest już dla nas młodego pokolenia wzorcem godnego życia i wytrwałej wiary. Ucieszyła nas wiadomość, że kilkadziesiąt lat po najstraszliwszej z wojen, w której Pan uczestniczył – państwo polskie uhonoruje Pana jednym ze swoich najwyższych odznaczeń. Jest Pan – Czcigodny Panie Mustafo, jednym z cichych, ale już nie bezimiennych bohaterów, którzy swoje życie poświęcili wspólnej ludzkiej sprawie – pokojowi, wolności i współdziałaniu. Polscy Tatarzy kłaniają się Panu z szacunkiem. Niech Bóg Wszechmogący obdarzy Pana swym błogosławieństwem.”
Pod koniec życia Abramowicz doczekał się uznania również w Anglii. Dzięki kolejnym staraniom Pani Xeni – Ministerstwo Obrony Wielkiej Brytanii przyznało w styczniu 2017 r. polskiemu żołnierzowi odznaczenie wojenne Her Majesty’s Armed Forces Veterans Badge w uznaniu jego służby w Siłach Zbrojnych Jej Królewskiej Mości. Wyróżnienie to przysługuje weteranom II wojny światowej walczącym u boku Brytyjskiej Armii Wojsk Sprzymierzonych, ze szczególnym wyróżnieniem za udział w bitwie pod Monte Cassino.
Pogrzeb ostatniego ułana Rzeczypospolitej odbył się 12 kwietnia 2018 r. w Manchesterze. Żołnierz spoczął w rodzinnej mogile, przy swej żonie Halinie.
Niestety, nie spotkamy się już z żadnym z ułanów, pamiętających czasy II Rzeczypospolitej. Nie oznacza to jednak, że pamięć o nich przeminie. O to, by tradycja ułańska trwała na Wileńszczyźnie, dba Wileński Klub Rekonstrukcji Historycznej Garnizonu w Nowej Wilejce. Dziś w klubie nie ma, niestety, Tatarów, ale pamięć tatarskiej części pułku nie jest bynajmniej zapomniana.
– 1 Szwadron Tatarski powstał w 1936 r. po rozwiązaniu Pułku Jazdy Tatarskiej im. Mustafy Achmatowicza, istniejącego od 1920r. Wielu ułanów trafiło do 13 Pułku Ułanów Wileńskich, ponieważ właśnie ten pułk stacjonował wówczas najbliżej. Od tej pory w Nowej Wilejce wszystkich poborowych Tatarów kierowano do Nowej Wilejki. Szwadron miał nie tylko tatarską nazwę, ale i symbolikę, czyli buńczuk wykonany według wzorów starotatarskich, ufundowany przez społeczność tatarską – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Tomasz Bożerocki, historyk i członek Wileńskiego Klub Rekonstrukcji Historycznej Garnizonu w Nowej Wilejce.
– Te tradycje pozostają żywe do dzisiaj. Buńczuk posiada również Kielecki Ochotniczy Szwadron Kawalerii im. 13 Pułku Ułanów Wileńskich. Pamięć o Tatarach znalazła swój wyraz także w ułańskich żurawiejkach. „Z przodu księżyc, z tyłu gwiazda, to tatarska nasza jazda” śpiewali ułani, czasem zamieniając tekst na znacznie bardziej dosadny – opowiada przewodniczący klubu, Waldemar Szełkowski.
Śladów tatarskich wpływów w polskim wojsku jest znacznie więcej.
– O tym, jak bardzo związana jest historia naszej jazdy z Tatarami, najlepiej świadczy samo pochodzenia słowa „ułan”. W języku tatarskim oznaczało ono po prostu „młodego chłopca”. Już w czasach Wielkiego Księcia Witolda konnica tatarska odgrywała ogromne znacznie w wojsku litewskim, a w następnych wiekach Tatarzy zamieszkali na terenach polsko-litewskich, chętnie wywiązywali się ze swojego żołnierskiego obowiązku. Nie powinniśmy wymazywać ich ze swojej pamięci – zauważa Tomasz Bożerocki.