Rafał Jackiewicz spotkanie z muzyką zaczynał w Niemenczynie od harmonii dziadka. Dziś jest już bardzo rozpoznawalnym saksofonistą jazzowym, laureatem wielu prestiżowych konkursów. W grudniu powróci do Wilna z wyjątkowym koncertem „Narodzony na sianie”, w którym najlepsi polscy muzycy z Litwy zagrają z czołowymi polskimi wykonawcami.
Jak zaczęło się Pana zainteresowanie muzyką?
Mój dziadek grał na harmonii, a ja zainteresowałem się tym instrumentem już jako czterolatek. Muzyka inserowała mnie naprawdę, dlatego razem ze szkołą podstawową rozpocząłem naukę w szkole muzycznej w Niemenczynie, wybrałem akordeon. Rodzice nie zmuszali mnie nigdy do gry, nie musieli nawet zachęcać. Od początku to była moja decyzja. Już w szkole podstawowej wiedziałem, że muzyka jest dla mnie najważniejsza, dlatego robiłem wszystko, co w mojej mocy, by kontynuować naukę w konserwatorium muzycznym w Wilnie.
W związku z nauką w Wilnie wyprowadził się Pan z domu jako czternastolatek. Co to zmieniło w Pana życiu?
Konserwatorium było moim marzeniem i rzeczywiście, ta szkoła spełniła pokładane w niej nadzieje. Na Litwie jest kilka szkół tego rodzaju, ale Wilno ma najwyższy poziom, dlatego zjeżdżają się tu uczniowie z całego kraju. Muzyka jest najważniejsza, wszystkie inne przedmioty schodzą na dalszy plan, choć, oczywiście, nadal trzeba się uczyć, przygotowywać do matury. Wybrałem saksofon, na którym w Niemenczynie uczyłem się gry jako na drugim instrumencie. Rozpocząłem naukę u jednego z najlepszych wykładowców saksofonu na Litwie, Genadjusa Afanasjeva. Teraz wydaje mi się, że bardzo wcześnie zacząłem podejmować samodzielne decyzje, to nie rodzice zachęcali mnie, ale ja przekonywałem ich do tego, że chcę całkowicie poświęcić się muzyce. Po wyjeździe z domu w zasadzie wszystko zależało ode mnie, od tego, na ile będę chciał ćwiczyć. W muzyce tak już jest, że nawet najlepsza szkoła, najlepsi nauczyciele nie wystarczą. Konieczna jest bardzo ciężka, konsekwentna praca, godziny ćwiczeń, a to wiąże się z rezygnacją z bardzo wielu rzeczy. Można więc powiedzieć, że dzięki konserwatorium wcześniej dorosłem.
Dlaczego zdecydował się Pan na wyjazd na studia do Polski?
Nie od razu wyjechałem. W konserwatorium szło mi dobrze, odnosiłem sukcesy, od razu miałem propozycję pracy. Zacząłem studia na Akademii Muzycznej w Wilnie, jednak zrozumiałem, że wyjazd do Polski będzie lepszym wyborem. Wielu moich kolegów studiuje za granicą, do takiej decyzji przekonywał mnie również mój kolega, wybitny litewski saksofonista, Kęstutis Vaiginis, który podkreślał, jak ważna jest uczelnia i kadra wykładowców. Niestety, akademia w Wilnie przeżywa obecnie nie najlepszy okres. Przede wszystkim uciekają najzdolniejsi studenci, wśród wykładowców również jest o wiele mniej wielkich nazwisk niż kiedyś. Teraz studiuję w Bydgoszczy. Polska to o wiele większy kraj i mam w związku z tym o wiele większe możliwości. Wybór kraju był czymś oczywistym. Poziom polskiego jazzu i polskiej muzyki jest na najwyższym poziomie. Poza tym, poznałem tutaj wielu wybitnych pedagogów światowej sławy.
Jak wyglądają teraz Pana studia?
Obecnie jestem na ostatnim roku studiów magisterskich na Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Jednocześnie studiuję na dwóch kierunkach – saksofon, w klasie dr. Macieja Sikały, oraz dyrygenturę w klasie dr. hab. Andrzeja Zubka. Gra na instrumencie to nie jest coś, czego można się nauczyć raz na zawsze. To umiejętność, którą stale trzeba zdobywać, nauka trwa całe życie. Można więc powiedzieć, że na studiach uczę się zdobywać umiejętności, podnosić poziom, a potem to ja decyduję, czy będę to robić. Tak już jest, że studia muzyczne kończy bardzo wiele osób, ale reprezentują bardzo różny poziom. Nikt nie zmusza do nauki, nie można się tego nauczyć na wykładzie. O tym, jakim jestem muzykiem, decyduje więc przede wszystkim to, ile godzin spędzam z instrumentem. Ale gra to oczywiście nie tylko ćwiczenia. Dużo koncertuję, dużo też podróżuję. Prowadzę dwa zespoły: kwartet oraz kwintet jazzowy, jeden w Katowicach, drugi w Bydgoszczy. Czasem jedziemy przez 10 godzin, by zagrać godzinny koncert. W tym roku mam za sobą 3 trasy koncertowe, 2 tygodnie w USA, 2 tygodnie w krajach bałtyckich i 10 dni w trasie Litwa-Polska oraz wiele pojedynczych występów.
Jak sobie Pan wyobraża muzyczną przyszłość?
Nie mam jakiejś konkretnej, skończonej wizji. Podstawowym planem i celem jest po prostu jak najlepiej grać, wykorzystując różne okazje do rozwoju, współpracy w wybitnymi twórcami. Planuję również poszczególne koncerty czy udział w konkursach.
A jednak tych osiągnięć jest już bardzo dużo…
Rzeczywiście, jest już tego sporo. Teraz, w grudniu, brałem udział w VIII Międzynarodowym Konkursie Młodych Wykonawców Jazowych w Moskwie „Gnesin Jazz 2018”. To największy konkurs w Rosji i jeden z największych w Europie. Startowało w nim ok. 500 wykonawców, więc tym bardziej cieszy mnie, że zostałem laureatem II premii, zdobywając 2 miejsce po zmaganiach finałowych. Wcześniej tych wyróżnień było sporo. Rok temu otrzymałem nagrodę główną School and Jazz Festival w Lubaczowie, w maju byłem finalistą Ogólnopolskiego Przeglądu Młodych Zespołów Bluesowych i Jazzowych w Gdyni. Zostałem zauważony także na Litwie. W 2012 roku za osiągnięcia muzyczne Listem Gratulacyjnym wyróżniła mnie prezydent Dalia Grybauskaitė.
Teraz wraca Pan do Wilna z koncertem „Narodzony na sianie”. Skąd pomysł na jego realizację?
Wracamy w tym roku do koncertu bożonarodzeniowego, który powstał dwa lata temu. Zależało mi na jego realizacji, ponieważ chciałem stworzyć okazję, by najlepsi polscy muzycy na Litwie wystąpili razem, w jednym wydarzeniu. To pewnego rodzaju paradoks, że wspaniali polscy muzycy, którzy są doskonale znani w litewskim środowisku, pozostają często zupełnie niezauważeni przez Polaków. O ile jeszcze większość ludzi zna Ewelinę Saszenko czy Zbigniewa Lewickiego, o tyle skrzypek Zbigniew Żylionis, saksofonista Jan Maksymowicz czy akordeonista Raimondas Sviackevičius są o wiele mniej rozpoznawalni. Dwa lata temu wystąpili razem ze znakomitymi artystami z Polski w kościele pw. Ducha Świętego, teraz ten koncert w nieco zmienionej, ubogaconej wersji, zostanie zaprezentowany w Sali Kongresowej w Wilnie.
Czym tegoroczny koncert będzie różnił się od tego, który mogliśmy oglądać 2 lata temu?
Nowością jest to, że na scenie Sali Kongresowej wystąpi wybitny polski saksofonista, Piotr Baron i kwartet smyczkowy z Wrocławia. Przygotowaliśmy również kilka nowych utworów i muzycznych niespodzianek. Do pierwszej wersji koncertu można w tej chwili łatwo powrócić dzięki płycie, którą można nabyć w księgarni „Elephas”, jak również po koncercie. Bardzo zachęcam do udziału w zbliżającym się wydarzeniu. Jest ono dla mnie ważne, ponieważ jestem przekonany, że polska muzyka na Litwie jest bardzo potrzebna. Może przez ostanie lata była zbyt mało promowana, dlatego dzisiaj młodzież często woli rosyjskich wykonawców. Uważam, że to wydarzenie może nie tylko doskonale wprowadzić nas w nastrój świąt, ale także pokazać, że polska kultura muzyczna na Litwie jest naprawdę bogata i nie ogranicza się do kilku zespołów ludowych czy amatorskich, które najczęściej oglądamy na różnego rodzaju uroczystościach. Polscy artyści na Litwie naprawdę chętnie przyznają się do swoich korzeni, ale niestety, rzadko mają okazję występować dla polskiej widowni, po prostu, takie koncerty nie są organizowane. Mam nadzieję, że 21 grudnia widownia pokaże, że potrzebuje tego rodzaju wydarzeń.
Rozmawiałam Ilona Lewandowska