Czasami bywamy takim dzwonkiem alarmu, kiedy widzimy, że coś się dzieje niedobrego – oświadczył w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Władysław Wojnicz, który w grudniu ub. r. został wiceprzewodniczącym w Radzie Wspólnot Narodowych działającej przy Departamencie Mniejszości Narodowych.
Rada Wspólnot Narodowych składa się z 28 przedstawicieli mniejszości narodowych zamieszkałych na Litwie. Przewodniczącym Rady jest Daumantas Levas Todesas ze Wspólnoty Litwaków Litwy, a wiceprzewodniczącymi przedstawicielka Łotyszy Gunta Rone oraz przedstawiciel Polaków – Władysław Wojnicz.
Na czym polega rola wiceprzewodniczącego Rady Wspólnot Narodowych oraz samej Rady?
Funkcje wiceprzewodniczącego, podobnie jak szeregowego członka Rady, są bardzo zbieżne i zbliżone, jeśli chodzi o cele i zadania. Jesteśmy głosem doradczym w kwestiach dotyczących mniejszości narodowych. Czasami bywamy takim dzwonkiem alarmu, kiedy widzimy, że coś się dzieje niedobrego. Próbujemy interweniować poprzez różne instytucje oraz sam Departament informując o pewnych problemach lub niedokładnościach w dziedzinie praw mniejszości narodowych. W związku z tym nie mamy żadnych większych kompetencji w przypadku dzielenia budżetów czy zmiany ustaw. Ale na pewno warto brać udział w funkcjonowaniu tego typu instytucji, aby w odpowiednich momentach dawać sygnał, że w pewnych sprawach dotyczących na przykład naszej mniejszości polskiej lub każdej innej, dochodzi do łamania ich praw.
Czy ten głos jest słyszalny?
Z tym bywa różnie. Na różne sposoby próbowaliśmy agitować w sprawie Ustawy o mniejszościach narodowych. Niestety, ta sprawa nadal nie jest załatwiona. Ciągle jest zamykana w kolejnej szufladce kolejnego polityka. Określiłbym, że mamy problem braku woli politycznej w przyjęciu bardzo ważnego i istotnego dokumentu dla wszystkich mniejszości narodowych. W przypadku spraw o dyskryminację, to w tej materii sukcesy są o wiele większe.
Na przykład?
Mieliśmy konflikty, kiedy postawiony pomnik urażał czyjeś uczucia narodowe. W takich przypadkach pełniliśmy funkcję mediatora. Staraliśmy się przekonać strony, że różne są zdania i poglądy na te same wydarzenia i w takich przypadkach trzeba włączyć trochę więcej tolerancji. To z jednej strony, a z drugiej informujemy odpowiednie instytucje. Na przykład kiedy był problem z polonistyką, to alarmowaliśmy posłów. Naciskaliśmy poprzez Departament. Uruchamialiśmy różne mechanizmy, aby temat był poruszany nie tylko wśród polityków, ale poszedł dalej w świat. Czyli spełniamy funkcję takiego megafonu.
CZYTAJ WIĘCEJ: 21 maja należy do mniejszości narodowych
Jak układa się współpraca z Departamentem, przy którym funkcjonujecie?
Bardzo cenimy współpracę z obecną dyrektor Vidą Montvydaitė. Jest to osoba kompetentna. Potrafi konstruktywnie prowadzić dialog. Potrafi zaakcentować problemy, które są ważne i istotne. Liczę, że dalsza współpraca będzie jeszcze bardziej owocna oraz będziemy w stanie zachęcać Departament do promowania mniejszości polskiej. Nie narzekamy na brak uwagi, bądź przyjaznych gestów, ale zawsze może być więcej i lepiej. Jest duże pole do działania.
Różne są zdania na temat Departamentu ds. Mniejszości Narodowych. Czy Pana zdaniem spełnia swoją misję?
Departament przeżywał swoje upadki i wzloty. Przez pewien czas, jako instytucja, po prostu nie funkcjonował. Pierwsza kadencja pani dyrektor to był okres odrodzenia. Trudno oczekiwać, że Departament od razu wystąpi z pakietem rozwiązań dotyczących mniejszości narodowych. Moim zdaniem druga kadencja będzie bardziej owocna i sensowna, jeśli chodzi o te sprawy. Zresztą tuż po rozpoczęciu drugiej kadencji dyrektor deklarowała, że chce poświęcać więcej czasu tematom mniejszości narodowych. Tu nie chodzi tylko o ratowanie nas samych, a uświadamianie większości, która jest dookoła nas, że jesteśmy takimi samymi fajnymi obywatelami, mamy swoje prawa i potrafimy dbać o własną kulturę. I tą kulturę promować jako wartościową część litewskiej mozaiki kulturowej.