Więcej

    Kto na kogo na Litwie poluje?

    Minister środowiska Kęstutis Mažeika wydał rozporządzenie, zgodnie z którym od 2022 r. dopuszczalne będzie używanie w czasie polowań łuków myśliwskich. Wywołało to lawinę negatywnych komentarzy i burzę sprzeciwu. Ze strony organizacji ekoterrorystycznych – wiadomo, bo są wrogami łowiectwa w ogóle.

    Ale też ze strony ludzi normalnych, którzy nie żyją w świecie czarno-zielonym, ale takim z większą paletą odcieni. Mimo wszystko jednak brakuje na ten temat dyskusji. Znakomita większość wypowiadających się w temacie, z wyżej podpisanym włącznie, nie brała nigdy udziału w polowaniu. Większość nie ma w ogóle pojęcia, jak takie przedsięwzięcie wygląda. Podczas rosyjskiej okupacji polowanie to był zjazd pijanych aparatczyków, którym ktoś podstawiał jakiegoś przedstawiciela chronionego gatunku do zamordowania, po czym wracano do dalszego picia. Jest to obraz znany, ale z prawdziwym łowiectwem niemający nic wspólnego. W rzeczywistości bowiem koła łowieckie muszą dbać o porządek na zarządzanym przez siebie terenie, przestrzegać zasad ochrony środowiska, dbać o zdrowie populacji zwierząt i pilnować, żeby im się nie działa krzywda, zwłaszcza w okresie lęgowym. Wbrew zapędom ekoterrorystów zrezygnować zupełnie z polowań się nie da. Nadmierny rozrost populacji niektórych zwierząt powoduje bowiem ogromne szkody nie tylko dla człowieka (łażące po jezdni łosie czy bobry, które zjadły jeden z dębów w Zułowie i niszczą wybrzeża Wilii), lecz także dla środowiska i innych zwierząt. Gdy bobry, które z racji bycia gryzoniami mnożą się też w zatrważającym tempie, wygryzą drzewa i, zatamowawszy strumień, zaleją pola, to ucierpią nie tylko rolnicy czy leśnicy, ale także ptaki, krety czy sarny, które zostaną bez siedlisk i pokarmu. Przykłady można mnożyć. Czytelnik widzi zapewne, że łowiectwo nie jest zajęciem ani dla sadystycznych morderców zwierząt, ani też dla hippisów wierzących, iż „przyroda się sama wyreguluje”. I chociaż nie wiadomo, jak z tymi łukami na polowaniach będzie, ani też czy warto na nie zezwalać (w Danii, Finlandii czy Portugalii są dozwolone, na Litwie też były do 2004 r.), czy też nie – przed zabraniem głosu w sprawie czy przed podpisaniem petycji należy się zapoznać z tematem dogłębniej niż tylko po lekturze wpisów w mediach społecznościowych krzykaczy z którejkolwiek ze stron sporu.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 20(56) 16-20/05/2020