Leszek Wątróbski: Zamach na Gabriela Narutowicza spowodował, że późnym popołudniem 16 grudnia Polska stanęła wobec możliwości zaburzeń o niewyobrażalnej skali.
Prof. dr hab. Janusz Faryś: To, że do nich nie doszło, że nie zwyciężyła żadna żądza odwetu, zawdzięczali Polacy rozsądkowi kilku ludzi. System demokratyczny ostał się dzięki zgodnej współpracy Macieja Rataja, Józefa Piłsudskiego i Władysława Sikorskiego. Marszałek Sejmu, zgodnie z konstytucją, przejął władzę, zmienił rząd i temperował nastroje. Szybko przeprowadził kolejne wybory prezydenckie i tym samym wprowadził kraj na tory normalności. Gen. Sikorski w roli premiera i ministra spraw wewnętrznych działał zdecydowanie i sprawnie przywrócił ład i porządek. Marszałek Piłsudski akceptował zmiany, tłumiąc zamachowe nastroje wśród piłsudczyków. Dawał demokracji parlamentarnej szanse dalszego funkcjonowania. Ważną rolę odegrał również Ignacy Daszyński — lider socjalistów, który potrafił powstrzymać robotników przed zorganizowaniem demonstracji ulicznych. Do spokoju wezwała Warszawska Kapituła Metropolitarna. Zarządzony przez nią najwspanialszy pogrzeb chrześcijański, pochówek w podziemiach archikatedry odsunął polityków od głoszenia politycznych przemówień.
20 grudnia 1922 Zgromadzenie Narodowe wybrało drugim prezydentem Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego. Wybrany został przez tą samą większość, która wcześniej głosowała na Narutowicza. Przestraszona prawica tym razem nie protestowała. Na chwilowe wyciszenie postaw konfrontacyjnych wpływał też czas świąteczny, tradycyjnie rodzinny.
Zainteresowanie budził zapewne proces Eligiusza Niewiadomskiego.
Oczywiście. Ale była to sprawa ewidentna. W zbrodni dokonanej publicznie na oczach uczestników wystawy brakowało oznak współudziału w zabójstwie osób postronnych. Zadziwia też sprawność ówczesnego wymiaru sprawiedliwości. W dwa tygodnie po morderstwie, 30 grudnia, Sąd Okręgowy w Warszawie rozpoczął i tego samego dnia zakończył proces, w którym Niewiadomski skazany został na karę śmierci. Przyjmując wyrok, odmówił złożenia apelacji. Nie chciał złagodzenia kary. Prezydent Wojciechowski nie skorzystał z prawa łaski i 31 stycznia 1923 r. Niewiadomski został rozstrzelany.
Wydarzenia grudniowe odwlekały czas powołania parlamentarnych rządów polskiej większości.
Należało wyciszyć nastroje. Ale już w styczniu 1923 r. rozpoczęły się tajne rozmowy przywódców Chrześcijańskiej Jedności i ludowców z „Piasta”. Ideę takich rządów wspierał prezydent i marszałek Rataj. Rozmowy trwały długo. Uprzedzeń było wiele. W nowatorski jednak sposób, po raz pierwszy w Polsce, przygotowano i spisano wspólny program, który zakładał realizację postulatów narodowych. Ludowcy natomiast dopilnowali spraw reformy rolnej. Corocznie parcelowanych miało być 400 tys. morgów ziemi (224 tys. ha). Ustalono skład personalny gabinetu. 17 maja 1923 r. porozumienie zostało sfinalizowane. Kilka dni później, 26 maja, Sejm obalił gabinet Sikorskiego. Nowy, z Wincentym Witosem na czele, uformowany został już 28 maja 1923 r. 1 czerwca premier zaprezentował się Sejmowi i po debacie uzyskał inwestyturę 226 głosami za, przy sprzeciwie 171 i 2 głosów wstrzymujących się. Zaostrzeniu uległa polaryzacja społeczna. Lewica i mniejszości narodowe przeszły w stan totalnej opozycji. Takie były i są zasady gry parlamentarnej, w których decyduje wynik wyborów. Po raz pierwszy w odrodzonej Polsce zadziałał w pełni system parlamentarno-gabinetowy.
A jednak rząd się nie sprawdził…
Tym samym nie sprawdziła się demokracja parlamentarno-gabinetowa.
Jakie były tego przyczyny?
Najważniejsze zadanie stanowiło przezwyciężenie inflacji i reforma walutowa. Pamiętajmy, że państwo polskie budowało administrację, oświatę, wojsko i wygrało wojnę, posługując się pieniądzem inflacyjnym. Nie spieszono się z reformami, bo skoro można było funkcjonować bez nadmiernych, czasami zgoła symbolicznych obciążeń podatkowych, to czemu miano się spieszyć. Miernikiem wartości pozostawał kurs dolara, za którego w grudniu 1918 r. płacono 8 marek polskich (mp), a w końcu maja 1923 r. dolar kosztował już 52 tys. mp.
Władysław Grabski, który zaczął reformę walutową za rządów Sikorskiego, pozostał ministrem skarbu w nowym gabinecie, ale po miesiącu z tej funkcji zrezygnował. Sejm bowiem zwlekał z uchwaleniem ustaw wprowadzających kolejne podatki, w tym podatek majątkowy oraz ich waloryzację. Nowym ministrem został Ignacy Linde — mało znany bankowiec, bez wizji programowej. Wszedł do gabinetu w czasie, kiedy inflacja przyspieszyła i przeradzała się w superinflację. Po dwóch miesiącach nastąpiła kolejna zmiana ministra skarbu. Resort objął Władysław Kucharski, również mało kompetentny. Superinflacja przerodziła się w hiperinflację. Cena dolara szybowała. W połowie grudnia kosztował już 5,5 mln mp. Załamanie marki skutkowało stagflacją i potężnym wzrostem cen, powodującym wzrost niepokojów społecznych. Kraj ogarniała fala strajków — z najważniejszym strajkiem kolejarzy. Przesilenie nastąpiło 6 listopada w Krakowie, gdzie w starciach ulicznych życie straciło 14 żołnierzy i 18 demonstrantów. Była też ogromna liczba rannych.

| Fot. domena publiczna
Czas rządu był więc przesądzony?
Nie od razu. Katastrofa krakowska spowodowała chwilowe uspokojenie. W połowie grudnia doszło jednak do rozłamu w Piaście spowodowanego wprowadzeniem pod obrady projektu ustawy o parcelacji. Rząd utracił większość i podał się do dymisji.
Podsumujmy raz jeszcze przyczyny niepowodzenia.
Przywódcy partii tworzących koalicję większościową nie w pełni postrzegali zagrożenie. Uzdrowienie sytuacji wymagało silnego rządu, złożonego z kompetentnych autorytetów. Tymczasem partie walczyły o liczbę obsadzonych resortów, a w rozgrywkach wewnątrzpartyjnych stawiały na spolegliwość, która dominowała nad kompetencjami i charakterem potencjalnych kandydatów. Niestarannie dobrany skład gabinetu powodował częste roszady personalne, szczególnie widoczne np. w obsadzie skarbu — resortu wówczas najważniejszego. Kompetentnego Władysława Grabskiego zastępowali kolejno Linde i Kucharski, którym brakowało wiedzy, realnej oceny sytuacji, przemyślanego planu działania i charakteru wreszcie.
Zatem pozostał powrót do rządów pozaparlamentarnych?
Skoro raz zdecydowano się na drogę budowy większości parlamentarnej, to w miejsce centroprawicy próbowano tworzyć koalicję centrolewicową. Dlatego prezydent Wojciechowski misję utworzenia rządu powierzył Stanisławowi Thuguttowi — jednemu z jej liderów. I dopiero w wyniku jej niepowodzenia nastąpił powrót do rządów pozaparlamentarnych z Władysławem Grabskim na czele.

| Fot. domena publiczna, opr. red.
Trudnego zadania pojął się Władysław Grabski…
Miał jednak sprawdzony program i zdecydowaną wolę działania. Była to ostatnia chwila, aby ratować państwo przed rozkładem. Cena dolara do początku stycznia 1924 r. szybowała w tempie zawrotnym i osiągnęła 11 mln mp. Grabski zaprezentował się Sejmowi już 20 grudnia 1923 r. Jego exposé było krótkie, rzeczowe i konkretne. Nie zawierało zbędnych słów, typowych dla parlamentarnej retoryki. Przebijała z nich energia i pewność siebie, które udzieliły się izbie i krajowi. 5 stycznia 1924 r. Sejm uchwalił, na pół roku, specjalne pełnomocnictwa dla prezydenta, czyli w istocie dla rządu. od 11 stycznia rząd mógł podnosić stawki podatku, ceł, przyspieszać płatność podatku majątkowego, wprowadzać niezbędne oszczędności oraz przygotować zasady powołania nowego banku emisyjnego. Dramatyczna sytuacja państwa wymusiła ustępstwa Sejmu, pazernego na władzę, niechętnego do rezygnacji ze swoich ogromnych prerogatyw.
Mimo ogromnych trudności, opierając się na środkach wyłącznie wewnętrznych, bez pożyczek zagranicznych, udało się Grabskiemu uzdrowić sytuację finansową i wprowadzić silny złoty polski.
W ciągu stycznia 1924 r. dokonane zostały rzeczy wielkie. Ustabilizowany został kurs marki, zaprzestano jej druku na pokrycie deficytu budżetowego, który stanowił zasadniczą przyczynę inflacji. Społeczeństwo uwierzyło, że nastąpił zwrot w dziejach wewnętrznych państwa. Był to moment przejścia od słów do czynów, w myśl z góry założonego planu. Nadzieję na kontynuację niezbędnych zmian stanowiło też przyjęcie statutu początkującego budowę Banku Polskiego, który miał emitować nowy stabilny pieniądz w postaci polskiego złotego.
Dalsze działanie stabilizacyjne rządu spowodowały możliwość utworzenia banku emisyjnego i wymianę marek polskich na złotówki.
Poniedziałek 28 kwietnia 1924 r. stanowił jeden z dni przełomowych II Rzeczypospolitej. Rozpoczął wówczas swoją działalność Bank Polski. Tym samym kończyła się prowizorka walutowa i budżetowa państwa. Nastała wreszcie normalność. W zgodzie z obyczajem ceremonię poprzedziło nabożeństwo w archikatedrze warszawskiej. Dalsza część uroczystości odbyła się w gmachu Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej z udziałem władz państwowych, parlamentarnych, korpusu dyplomatycznego itd. Inaugurując posiedzenie premier Grabski powiedział: „(…) nowy nasz złoty musi być szanowany, lecz nie wolno wymagać od niego bogactw, bo daje je tylko praca ludzka”. Następnie, po odśpiewaniu przez pracowników „Czas do pracy czas”, otwarte został kasy. Obecni na uroczystości mogli jako pierwsi wymienić posiadane marki na upragnione złotówki. od tego czasu notowania giełdowe złotego w stosunku do dolara odbywały się po kursie 5,18 zł za 1 dolara. Kurs złotego równy był frankowi szwajcarskiemu. Bank Polski był instytucją prywatną. Zgodnie z zasadami ówcześnie panującymi emisja złotego wymagała 30 proc. pokrycia w złocie, srebrze, dewizach. Tymczasem na początek pokrycie emisyjne banknotów Banku Polskiego wynosiła ponad 87 proc. Według przyjętego parytetu wartość 1 kg złota wynosiła 3 444 złote i 44 grosze. Skarb państwa wydawał się być wreszcie dostatecznie zabezpieczony.
Jak na zakończenie naszej rozmowy można podsumować ten wszystkie rozważania?
Polska miała do odnotowania wiele sukcesów zwieńczonych sanacją waluty i finansów państwowych. Czasów próby jednak nie zaliczyła, egzaminu nie zdała. Nie ona jedna. Większość krajów tej części Europy, w różnym czasie, różnymi metodami, pożegnało się z systemem demokracji parlamentarno-gabinetowej. W Polsce istniała powszechna świadomość historyczna, że anarchia zgubiła I Rzeczpospolitą. Że odrodzone państwo potrzebuje demokratycznej, silnej jednak władzy wykonawczej. Wiedziano o tym po każdej stronie barykady. Tymczasem, z różnych przyczyn, opracowano i uchwalono konstytucję i ordynację wyborczą spełniającą wszelkie standardy demokratyczne utrudniające jednak sprawne funkcjonowanie państwa. Zaczęła wówczas narastać w Polsce zrozumiała niechęć do panującego systemu, w którym 444 skłóconych posłów usiłowało rządzić krajem. W konsekwencji coraz częściej oglądano się za autorytetem, który byłby w stanie ukrócić walki partyjne, niewydolną sejmokrację, zaprowadzić w państwie ład i porządek. Mógł tego dokonać sprawdzony w działaniu człowiek czynu. Prawica takiego lidera nie miała. Dmowski był i pozostał twórcą nośnej ideologii. Lewica miała i wspierała Piłsudskiego, sprawdzonego, jak sądzono szczerego demokratę. Samotnik z Sulejówka obserwował scenę polityczną i czekał na sposobny moment do podjęcia akcji.
Dziękuję ze rozmowę. Obyśmy dzisiaj potrafili wyciągnąć odpowiednie wnioski z tamtych wydarzeń sprzed ponad 100 lat.
Czytaj więcej: Dlaczego zawiodła polska demokracja parlamentarno-gabinetowa? (I)