Instytut Pamięci Narodowej przyznał Nagrody „Semper Fidelis”. Wyróżnienie to otrzymać mogą osoby, instytucje i organizacje społeczne za szczególnie aktywny udział w upamiętnianiu dziedzictwa Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Wśród nagrodzonych znalazł się doskonale znany czytelnikom „Kuriera Wileńskiego” Waldemar Szełkowski.
Szełkowski od 1993 r. jest nauczycielem historii w Gimnazjum im. Józefa Ignacego Kraszewskiego w Wilnie. W tym czasie trzykrotnie został wyróżniony w konkursie „Najlepsza szkoła – najlepszy nauczyciel”. Angażuje się w różnorakie projekty edukacyjne, jak np. ekspedycja na Syberię szlakiem polskich zesłańców. 6 lat temu założył Klub Rekonstrukcji Historycznej Garnizon Nowa Wilejka, którego obecnie jest prezesem. Celem Klubu jest wszechstronne promowanie wiedzy z historii Litwy i Polski, z akcentem na historię Wileńszczyzny; prowadzenie prac i akcji popularyzujących historię wojskowości; zbieranie informacji o polskich żołnierzach i opieka nad miejscami ich upamiętnienia. Waldemar Szełkowski jest także autorem ponad 150 artykułów o tematyce historycznej, krajoznawczej, podróżniczej oraz wydanej w 1999 r. monografii „Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich”.
Nagrody miały zostać wręczone 3 listopada 2020 r. w Zamku Ujazdowskim w Warszawie, jednak ze względu na pandemię, uroczystość odbędzie się dopiero w przyszłym roku. Już teraz w wywiadzie dla „Kuriera Wileńskiego” Szełkowski opowiada o swojej największej pasji, jaką jest historia.
Został Pan tegorocznym laureatem Nagrody „Semper Fidelis” przyznawanej przez Instytut Pamięci Narodowej. Co oznacza dla Pana to wyróżnienie?
Bardzo się cieszę, że tak poważna organizacja jak IPN zauważył nasze działania. Nie tylko moje, ale także całego Garnizonu Nowa Wilejka. Jest to dla mnie ważne, gdyż pokazuje, że z perspektywy tak ważnej instytucji ważne jest to, co robią Polacy na dawnych Kresach Rzeczypospolitej. Nawiązując do Narodowego Święta Niepodległości, które właśnie obchodzimy, traktujemy naszą pasję jako działalność patriotyczną.
Garnizon działa już 6 lat. Jak przez ten czas zmieniła się jego działalność? Czy dziś stawiacie sobie inne cele niż 6 lat temu?
Główny cel pozostaje ten sam – pielęgnowanie polskiej historii na Wileńszczyźnie i promowanie historii Wojska Polskiego. O to chodziło nam od początku, choć oczywiście było wtedy jeszcze wiele niewiadomych. Zaprosiłem do udziału swoich byłych uczniów, którzy są zawodowymi historykami lub przynajmniej pasjonatami historii. Byliśmy na początku bardziej teoretykami, jeśli chodzi o stronę praktyczną rekonstrukcji wiele wniósł Jarosław Szostko, który już się tym wcześniej zajmował. Potem do naszej grupy doszli starzy przyjaciele z Klubu Włóczęgów Wileńskich. Na pewno bardzo ważnym momentem był dla nas 2016 r. i szkolenie kawaleryjskie w Polsce. Wówczas mieliśmy już mundury i nieco więcej pojęcia o rekonstrukcji, ale jazda konna, musztra, cięcie szablą czy władanie lancą pozwoliły nam poczuć, czym jest rekonstrukcja i zachęciło do dalszych działań. Dla niektórych z nas jazda konna stała się prawdziwą pasją, o czym świadczy fakt, że Andrzej Bielawski założył własną, na razie małą, stadninę koni.
Garnizon Nowa Wilejka zajmuje się rekonstrukcją pułków okresu międzywojennego. Czy nie obawialiście się, że polski mundur z tego okresu może wzbudzić na Litwie negatywne emocje?
Mieliśmy pewne obawy. Może warto powiedzieć, że o rekonstrukcji myślałem dużo wcześniej, fascynowała mnie historia wojsk napoleońskich. Jeszcze w szkole byłem zafascynowany polskimi ułanami Księstwa Warszawskiego czy szwoleżerami. O wyborze okresu międzywojennego zadecydowała Nowa Wilejka. Najpierw – kontakty szkoły, w której uczę, z Kieleckim Ochotniczym Szwadronem Kawalerii im. 13. Pułku Ułanów Wileńskich. Przeważyło to, że w Nowej Wilejce w okresie międzywojennym stacjonowały: 13. Pułk Ułanów Wileńskich, 19. Pułk Artylerii Lekkiej i 85. Pułk Strzelców Wileńskich. Nadal żyły osoby, które pamiętały obecność tych pułków czy też były potomkami żołnierzy w nich służących. Oczywiście – sam bym takiego klubu nie założył, pewnie jeszcze przez kolejnych 10 lat pozostałoby to w sferze marzeń, ale zbliżała się powoli 100 rocznica Niepodległości, zebrała się grupa zainteresowanych osób i tak się zaczęło. Oczywiście – doskonale wiemy, że polski mundur może być odbierany jako mundur okupantów przez część Litwinów. Postanowiliśmy jednak podjąć ryzyko. Ostatecznie – na Litwie są zakazane symbole faszystowskie i komunistyczne, a nie polski orzeł, więc możemy działać legalnie. Okazało się, że Litwini odbierają nas pozytywnie, raczej z ciekawością patrzą na naszą działalność. Oczywiście, zdarzają się pojedyncze, niezadowolone osoby, ale przeważają pozytywne emocje. Mam wrażenie, że bardzo sprzyja nam również aktualne zbliżenie polsko-litewskie, które obserwujemy od kilku lat. Po prostu – to był dobry czas. Warto podkreślić, że młode pokolenie patrzy na naszą historię zupełnie inaczej. Mieliśmy prezentację w litewskich szkołach i naprawdę, dla gimnazjalistów nie było żadnym problemem pozowanie do zdjęć w polskim mundurze na tle litewskiej flagi.
Nagrodę otrzymał Pan również jako nauczyciel. Czym kieruje się Pan w swojej pracy z młodzieżą?
Powiem szczerze, zaciekawić historią nie jest łatwo. Ja staram się prowadzić lekcje tak, żeby uczeń mógł dotknąć historii. Przynoszę repliki lub oryginalne zabytkowe przedmioty, organizujemy szkolne rekonstrukcje największych bitew, jak choćby Bitwy pod Grunwaldem. W tym roku, ze względu na pandemię, jest to oczywiście o wiele trudniejsze. Bardzo dużą wagę przywiązuję do momentów trudnych, polsko-litewskich relacji. W programie szkolnym przypada to głównie na 10 klasę. Staram się przede wszystkim, by uczniowie zaczęli myśleć krytycznie, zrozumieć racje, jakie kierowały tak jedną, jak drugą stroną. Bardzo się cieszę, jeśli mają swoje zdanie, niezależnie od tego, czy zgadza się z moimi przekonaniami. Muszę przyznać, że te dwie narracje – polską i litewską – moi uczniowie konfrontują z rosyjską wersją historii. Jest ona bardzo szeroko rozpowszechniona przez internet, jest to bardzo poważne, nowe wyzwanie. Jeśli nie potraktujemy go na serio, może się okazać, że przeważy.
Czy jako historyk ma Pan jakieś marzenie?
Tak. Bardzo łączy się ono z tym, co przekazuję moim uczniom. Bardzo bym chciał, by Polacy i Litwini spróbowali się lepiej zrozumieć, poznać swoje narracje historyczne, które często bardzo się różnią. Myślę, że właśnie poznanie i próba wzajemnego zrozumienia – to coś, co jest nam najbardziej potrzebne, by nie używano więcej określenia „polska okupacja Wileńszczyzny”.