Zwykle w styczniu Polski Teatr Studio w Wilnie zapowiadał nowy sezon. W tym roku układanie planów nie jest chyba łatwe?
Nie jest łatwe, ale robić plany musimy. Po prostu nie wiemy, w jaki sposób będziemy je realizować. Mam nadzieję, że już niedługo będziemy żyć w takiej niepewności i po prostu wrócimy do teatru. Na razie jednak przygotowujemy się do kolejnych projektów wideo, pracujemy nad naszym zapleczem, które pomoże w lepszym kontakcie z widzami. Chcemy wykorzystać najbliższe miesiące nie tylko na przygotowania do kolejnych wydarzeń scenicznych, ale także na odnowienie naszej strony internetowej. Pandemia z jednej strony ograniczyła naszą działalność, ale z drugiej pokazała, jak wiele mamy do zrobienia w obszarach, na które dotąd nie zwracaliśmy uwagi. Pracy mamy więc w bród.
Czy w tym roku jest szansa na premierę?
Tak, na pewno. Przede wszystkim chcemy pokazać sztukę „Troje w chacie”, która nigdy jeszcze nie była pokazywana w teatrze. Prapremiera w grudniu odbyła się z konieczności online. To spektakl o bardzo dużych walorach edukacyjnych, opowiadający o deportacjach Polaków z Marchlewszczyzny i myślę, że warto, by obejrzały go szkoły. Jeśli się uda, chcielibyśmy wzbogacić go o materiały dydaktyczne, które będą pomocą w wykorzystaniu go podczas lekcji historii. Od marca zaczynamy pracę nad sztuką Zbigniewa Nienackiego „Na Kasjopei zaraza”, którą będziemy realizować razem ze Sławomirem Gaudynem (myślę, że to bardzo aktualna propozycja). W dalszej perspektywie przygotowujemy się także do spektaklu o kapitanie Myszkowskim. Do historii będziemy wracać również w związku z obchodami rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja. Poza tym przygotujemy wydarzenia związane z patronami literackimi roku. Chcemy zacząć od Norwida. Prawdopodobnie najpierw będzie to krótki program online (niestety, nic innego na razie nie jest możliwe), ale mamy nadzieję, że wkrótce rozpoczniemy pracę nad monodramem w wykonaniu Artura Dowgiało. To bardzo młody człowiek, uczeń Gimnazjum im. Józefa Ignacego Kraszewskiego w Wilnie, który zdobył główną nagrodę Konkursu Recytatorskiego im. Adama Mickiewicza dla Polaków z Zagranicy „Kresy”. Muszę przyznać, że byłam pod ogromnym wrażeniem jego wystąpienia podczas eliminacji na Litwie i nie mam wątpliwości, że to osoba o ogromnych możliwościach, która bardzo dobrze radzi sobie z poezją. Nie zapomnimy także o Baczyńskim, rozmawiamy już o sprowadzeniu na nasz festiwal spektaklu z Rzeszowa poświęconego jego osobie. Prawdopodobnie wrócimy także do naszego starego spektaklu na podstawie „Kartoteki” Różewicza.
Teraz na Pani biurku widzę książki Lema. To chyba wielkie wyzwanie dla teatru?
Tak. Na razie czytam dla własnej przyjemności, po prostu uważam, że patroni literaccy roku to świetna motywacja do zagłębienia się w twórczość konkretnych autorów. Muszę przyznać, że akurat Stanisław Lem nigdy nie był mi szczególnie bliski, ale może ten rok to zmieni? Niewykluczone, że stworzymy również jakiś projekt poświęcony jego twórczości.
Wspomniała Pani o festiwalu. Czy na razie nie zniechęca się Pani do planowania tego rodzaju wydarzeń?
Nie, mam nadzieję, że do jesieni sytuacja na tyle się unormuje, że będziemy mogli się spotkać na żywo. Jeśli chodzi o planowane na ten rok Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej – zależy na nich nie tylko mnie, ale również innym teatrom. Ten festiwal przez lata był okazją do spotykania się ludzi, który żyją podobnymi sprawami, dobrze się rozumieją i tego nie da się zastąpić jakimś wydarzeniem online. W ubiegłym roku mieliśmy obawy, ale przecież wiele się udało. Mieliśmy wielkie wsparcie Polskiego Rządu, w tym ministra Jana Dziedziczaka oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie i dobrze je wykorzystaliśmy. Graliśmy w Wilnie 6 razy na żywo. Uważam, że to bardzo dużo jak na 2020 rok. Poza tym udało nam się na żywo, w bardzo niepewnych warunkach, zrealizować Trans/Misje. Ten rok pewnie też nie będzie łatwy, ale jeśli będziemy się przygotowywać do różnych wariantów – na pewno się uda.