23 marca 1990 r. Rada Ministrów Republiki Litewskiej zdecydowała o rozwiązaniu na terenie kraju KGB. „Tarcza i miecz partii” nie były potrzebne niepodległemu państwu, które chciało budować swoją pozycję na podstawach innych niż terror i inwigilacja. Już cztery dni później zwrócono się do osób, które podjęły współpracę z sowieckimi służbami z zachętą, by natychmiast ją zakończyły.
Służby specjalne były stałą częścią sowieckiej rzeczywistości. O skutkach ich działania mieszkańcy Litwy przekonali się wkrótce po włączeniu tych terenów do Związku Sowieckiego. Przez pół wieku przynależności Litwy do Związku Sowieckiego nazwy służb wielokrotnie się zmieniały, ale reorganizacje czy nowe tablice informacyjne nie oznaczały wcale zmiany metod działania czy celu działalności. Symbolem ich panowania w Wilnie stał się budynek przy ulicy Ofiarnej.
Komitet Bezpieczeństwa Państwowego przy Radzie Ministrów ZSRS, czyli po prostu KGB, istniał od marca 1954 do października 1991. Był następcą instytucji o równie strasznej sławie jak m.in. CzeKa i NKWD. KGB powstało po likwidacji MGB jako organ państwowy przy Radzie Ministrów ZSRR kierujący siłami bezpieczeństwa wewnętrznego (policja polityczna, wojska wewnętrzne i wojska ochrony pogranicza) i zewnętrznego, do których należał wywiad i kontrwywiad, aparat dywersyjno-szpiegowski). Przez lata służby specjalne zasłynęły z brutalnych metod podtrzymywania sowieckiego porządku. Jednym z najbardziej odczuwalnych przez mieszkańców sposobów działania KGB była inwigilacja ludności, w której sowieckie władze posługiwały się ogromną liczną mniej lub bardziej gorliwie współpracujących informatorów.
– To była oczywiście tajemnica poliszynela. Obecność tajnych współpracowników bardzo odczuwało się na każdym zagranicznym wyjeździe, bo czasem zdarzały się wycieczki do państw z obozu sowieckiego. Czasem były to osoby bardziej dyskretne, a czasem wręcz natrętnie wypytujące o to, gdzie ktoś poszedł, z kim się spotkał – mówi Zbigniew Balcewicz, były redaktor naczelny „Kuriera Wileńskiego” i sygnatariusz Aktu Niepodległości Litwy.
Jak wyglądały notatki z takich wycieczek, można się dziś przekonać czytając dokumenty na stronie kgbveikla.lt. Sowieckie służby interesowały się sprawami nie tylko ściśle mającymi związek z polityką, ale również powiązaniami rodzinnymi czy życiem osobistym. Oczywiście, świadomość obecności informatorów władz nie sprzyjała wcale relacjom międzyludzkim.
– Pamiętam, gdy niedługo po objęciu funkcji redaktora naczelnego „Czerwonego Sztandaru” odwiedził mnie jeden z wysoko postawionych funkcjonariuszy KGB. To była taka bardzo ogólna rozmowa, w której usłyszałem, że powinniśmy się trochę bardziej starać. Ale bez żadnych nacisków czy żądań pod moim kierunkiem – wspomina Balcewicz.
Czytaj więcej: Kto zachęci młodzież szkolną z Litwy do udziału w konkursie „Polskie Serce Pękło. Katyń 1940”?
Jak opowiada były redaktor naczelny, kilka dni po tej wizycie przyszła do niego na rozmowę jedna z młodych dziennikarek.
– Powiedziała, że KGB zaproponowało jej współpracę jako informatorce. Pytała, co ma robić. Ta sytuacja z jednej strony pokazała mi, że w redakcji możemy mówić o pewnym stopniu zaufania, skoro młoda osoba nie ma problemów, by poruszyć taki temat. Z drugiej strony, sam w tej rozmowie zachowywałem się ostrożnie. Powiedziałem, że powinna sama podjąć decyzję, ale ja na jej miejscu nic bym nie podpisywał i na nic się nie godził. Więcej nie rozmawialiśmy na ten temat, nie pytałem, co zrobiła, ale tendencja władz była taka, by w każdym zespole, grupie, był ktoś, kto donosi. Oczywiście, musiało mieć to wpływ na relacje międzyludzkie – wyjaśnia Balcewicz.
Leonardas Vilkas, działacz opozycyjny przełomu lat 80. i 90. wspomina, że o bliskości KGB przekonał się jeszcze w Kownie, jako bardzo młody człowiek.
– Próbowano ze mną rozmawiać, ale nie podpisałem nic, na nic się nie zgodziłem. Tego rodzaju podejścia były kierowane pod adresem bardzo wielu młodych ludzi – mówi „Kurierowi Wileńskiemu”.
Vilkas zauważa, że zmiany i dążenia niepodległościowe widoczne na Litwie wpłynęły również na zmianę stosunku do KGB.
– Ludzie po prostu coraz mniej się bali. Pod koniec lat 80. było już dla mnie jasne, że jedynym przypadkiem, gdzie nie można uniknąć kontaktu jest aresztowanie. Poza tym, po prostu, coraz mniej liczyliśmy się z działaniami służb, choć zdarzało się, że były one brutalne – opowiada działacz opozycyjny.
Według rozmówcy „Kuriera Wileńskiego” bardzo duże znaczenie miały nastroje społeczne, jakie zaczęły przeważać po utworzeniu Sąjudisu czy po Bałtyckim Szlaku – najbardziej widowiskowej demonstracji siły społeczeństwa.
– Po prostu, udało nam się pokonać strach. Jeszcze 16 lutego 1988 r. ludzie byli mniej odważni. Potem tego lęku było coraz mniej, na tyle, że ludzie zupełnie przestali się bać – mówi Vilkas.
Oczywiście, rozwiązanie KGB przez Radę Ministrów Litwy po ogłoszeniu niepodległości nie oznaczało natychmiastowego przejścia ich w stan spoczynku. Litwę czekały jeszcze wydarzenia z 13 stycznia, co najdobitniej pokazało, że sowiecka władza nie zamierza szybko ustąpić, ale procesu nie dało się już odwrócić. Do całkowitej likwidacji struktur na Litwie miał upłynąć jeszcze ponad rok. Wielu z funkcjonariuszy służb postanowiło przejść na stronę ruchu niepodległościowego, wielu wybrało zacieranie śladów swojej działalności, co oznaczało zniszczenie ogromnych ilości dokumentów, które mogły świadczyć o zbrodniach dokonanych w czasie istnienia sowieckich służb.
Koniec KGB Litwy nie oznaczał oczywiście końca instytucji w miejscu, gdzie miała swoją centralę. Choć Komitet Bezpieczeństwa Państwowego ZSRS został rozwiązany w październiku 1991 r., główne komórki organizacyjne KGB zostały przekształcone w Federacji Rosyjskiej w szereg instytucji: Służbę Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, Federalną Służbę Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, Federalną Służbę Ochrony Federacji Rosyjskiej.
– Ten okres działalności służb na Litwie miał niewątpliwie duży wpływ na nasze społeczeństwo. Czasem mam wrażenie, że nie do końca się z nim rozprawiliśmy, kiedy słucham osób, które zaciekle bronią interesów Rosji na Litwie, mam wrażenie, że mówią głosem dawnych służb – komentuje Leonardas Vilkas.
Zbigniew Balcewicz zauważa natomiast, że po sowieckich informatorach pozostał ślad głównie w starszym pokoleniu mieszkańców Litwy.
– Osoby, które wychowały się w tym klimacie, nadal nie lubią mówić otwarcie, co myślą, boją się ujawniać swoje poglądy. Ale młodzież jest już zupełnie inna, nie ma tych obciążeń – zauważa Balcewicz.
Czytaj więcej: Współpraca z KGB: Tu chodzi nie o aspekt moralny, tylko o szantaż