Aleksander Łukaszenka coraz bardziej zaostrza antypolską retorykę. „Nie zamierzamy usuwać tych, którzy przynoszą korzyść państwu, ale zobaczyliśmy, kto jest kim. (…) Jeśli będą w stanie pracować dla państwa, będziemy współpracować z nimi. Jeśli nie – pod nóż” – taką wypowiedź dyktatora przekazała agencja Biełta.
To są nasi Polacy…
Trzeba przyznać, że dyktator nie przebiera w słowach. 6 kwietnia podczas spotkania z najwyższymi rangą urzędnikami Białorusi Aleksander Łukaszenka zażądał zajęcia się „kwestią polską”. Zwrócił się także do przedstawicieli polskich władz.
„Mówią: »Polacy, ucisk«. Jeszcze raz chcę powiedzieć władzom Polski: tak, niemało żyje u nas Polaków, ale to są nasi Polacy. Ich ojczyzną jest Białoruś. Oni tu żyją, ich dzieci żyją i będą żyć. Kto chce wyjechać, tego nie zatrzymujemy i zatrzymywać nie będziemy. Ale ci, którzy mieszkają u nas, to obywatele Białorusi, to nasi Polacy” – podkreślał Łukaszenka cytowany przez białoruską, rządową agencję.
Dyktator ostrzegł również, że ci, którzy zostaną uznani przez władze za nieprzynoszących korzyści, muszą się liczyć z poważnymi konsekwencjami. „Nie zamierzamy usuwać tych, którzy przynoszą korzyść państwu, ale zobaczyliśmy, kto jest kim. Dlatego trzeba nimi wstrząsnąć. Jeśli będą w stanie pracować dla państwa, będziemy współpracować z nimi. Jeśli nie – pod nóż” – zagroził.
Według zapowiedzi Łukaszenki główna uwaga władz w „sprawie polskiej” ma się skupić na działaniu organizacji terenowych. „Już dawno należało przeprowadzić audyt kursów językowych, organizacji harcerskich i innych podobnych struktur zarządzanych i finansowanych z zagranicy” – stwierdził dyktator.
Czytaj więcej: Oświadczenie Zrzeszenia Wilnian „Lokys” w sprawie prześladowania Polaków na Białorusi
Wojna o historię
Łukaszenka, znany z sympatii do czasów stalinowskich i sowieckiej historiografii, również w sprawie Polaków podniósł kwestie pamięci historycznej i podkreślał ich znaczenie. „Nie wszyscy na Zachodzie rozumieją, co się naprawdę dzieje. (…) Konieczne jest promowanie informacji o prześladowaniach etnicznych Białorusinów w okresie międzywojennym i powojennym przez polskie i nie tylko polskie nacjonalistyczne bandy oraz dążeniach do odzyskania kontroli nad niektórymi terytoriami i regionami Białorusi. W Warszawie nadal nazywa się je »wschodnimi kresami«” – mówił Łukaszenka.
Warto przypomnieć, że właśnie od kwestii historii rozpoczęła się nagonka na polskie szkoły i organizacje na Białorusi, po 28 lutego, kiedy uczniowie i nauczyciele Polskiej Harcerskiej Szkoły Społecznej w Brześciu, wraz z konsulem RP Jerzym Timofiejukiem, uczcili Dzień Żołnierzy Wyklętych. Władze Białorusi uznały obchody za propagowanie nienawiści na tle narodowościowym. Zdaniem prokuratury w tym dniu zorganizowano „nielegalną imprezę masową” z udziałem osób niepełnoletnich i młodzieży. Konsul został wydalony z kraju, a dyrektorka szkoły Anna Paniszewa – aresztowana.
Również innych polskich działaczy aresztowanych w ostatnich tygodniach oskarżono m.in. o „rehabilitację nazizmu”. Prezes Związku Polaków na Białorusi – Andżelika Borys, szefowa oddziału w Lidzie – Irena Biernacka, członkowie kierownictwa ZPB – Andrzej Poczobut i Maria Tiszkowska są oskarżeni w sprawie karnej o „podżeganie do nienawiści” i grozi im za to od 5 do 12 lat pozbawienia wolności. Jest to pierwsza sprawa karna wytoczona działaczom polskiej organizacji (Andrzej Poczobut był już skazany na wielomiesięczny areszt za zniesławienie prezydenta Łukaszenki, jednak skazano go jako dziennikarza, nie działacza ZPB). W tej sytuacji trudno nie zadać sobie pytania o przyszłość działających jeszcze na Białorusi polskich szkół i organizacji. Jak zauważyła w programie „Nad Niemnem” w TVP Polonia Danuta Karpowicz, dyrektorka Polskiej Szkoły Społecznej im. Króla Stefana Batorego w Grodnie, polskie placówki poważnie traktują zagrożenie i biorą pod uwagę przejście na pracę zdalną w przypadku trudności ze strony władz.
Represje nie są dla Polaków na Białorusi nowością
Warto zauważyć, że represje wobec Polaków na Białorusi nasiliły się w ostatnim czasie, ale nie są niczym nowym. Wpisują się w wieloletnią, antypolską politykę Aleksandra Łukaszenki. „Związek Polaków na Białorusi, największa polska organizacja, od 2005 r. funkcjonuje w warunkach nieuznawania. Władze zdelegalizowały go, poczyniły jednocześnie starania, by stworzyć równoległą organizację, zależną od nich. Zabrano nam 16 domów polskich, w których działały ośrodki kultury, szkoły. Teraz są tam sklepy, domy pogrzebowe czy prywatne firmy. Od tego czasu działamy w trudnych warunkach” – mówiła dwa lata temu w wywiadzie dla „Kuriera Wileńskiego” Andżelika Borys.
Od lat Polakom na Białorusi odmawiano wolności zrzeszania się, a zwykłe wydarzenie kulturalne, jak kaziuki, mogły być uznane za działalność nielegalną. Władze na różne sposoby starały się również ograniczać nauczanie języka polskiego w systemie państwowym, uniemożliwiano dzieciom naukę polskiego w szkole poprzez ustalane z góry limity uczniów, a nauczycieli poddawano presji.
Czytaj więcej: Dlaczego piszemy o Białorusi
Międzynarodowy sprzeciw
Niespotykana dotąd skala represji wobec Polaków spotkała się ze sprzeciwem opinii międzynarodowej, jak również reakcją polskich władz. 7 kwietnia do wycofania zarzutów postawionych członkom Związku Polaków na Białorusi, w tym Andżelice Borys, Andrzejowi Poczobutowi i Irenie Biernackiej i ich uwolnienia wezwała Komisja Europejska.
„Ponawiamy apel szefa unijnej dyplomacji i wiceprzewodniczącego KE Josepa Borrella, z jego oświadczenia z 25 marca do Białorusi, aby dotrzymała swoich międzynarodowych zobowiązań w zakresie poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności. Wzywamy białoruskie władze do wycofania zarzutów postawionych członkom Związku Polaków na Białorusi, w tym Andżelice Borys, Andrzejowi Poczobutowi i Irenie Biernackiej, oraz o niezwłoczne i bezwarunkowe uwolnienie ich wraz z pozostałymi zatrzymanymi więźniami politycznymi” – mówił rzecznik Komisji Europejskiej.
Ilona Lewandowska
Na podst. Kresy24.pl, Znad Niemna, TVP Polonia, PAP, inf. wł.